czwartek, 17 stycznia 2019

Powitajmy cenzurę chlebem i solą

Cieszcie się ludzie, bo za chwilę będzie pławić się w oceanach mowy ezopowej. Bez wątpienia podniesie to poziom intelektualny zarówno piszących jak i czytających. Nikt nie nazwie tego cenzurą, ale i za komuny nie było żadnej cenzury tylko Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Teraz nie grożą nam takie łamańce, ponieważ ewentualny urząd będzie mógł skoncentrować się nad jednym jedynym medium, czyli nad siecią, z której jak wiadomo pochodzi całe zło tego świata.
Okazja jest znakomita i jak powszechnie wiadomo czyni złodzieja. I ten legislacyjny złodziej przyjdzie do was, przy waszej pełnej akceptacji. Kto będzie przeciw, skoro zobaczy tysiąc przykładów ohydnych życzeń śmierci i drugi tysiąc życzeń trwałego kalectwa? Powstaną przepisy, które oczywiście stosowny urzędnik będzie mógł dla waszego dobra interpretować stosownie do sytuacji.
To już tak przecież działa, ale na razie zgoła po amatorsku i wedle uważania. W tej chwili czytamy z satysfakcją, że jednego czy drugiego ordynusa zatrzymuje policja. Sądziłem początkowo, że zabrali się za tych, którzy w sieci grożą innym śmiercią, ale okazuje się, że nie tylko. W Gazecie Wyborczej uroczy tytuł głosi, że zatrzymano jakiegoś cymbała, który drwił ze śmierci prezydenta Adamowicza.
Wszak już teraz mamy kilka paragrafów pod które można wiele spraw podciągnąć, ale poczekajcie mili moi na ewentualną ustawę. Będzie i urząd i stosowna Bezpieczna Służba do egzekwowania jak zwykle niejasnego prawa, która będzie czuwać dzień i noc nad milionami wy-powiadających się w sieci mądrali.
To nie jest materiał, którzy mogą przerobić ponurzy faceci w zarękawkach i z czerwonymi ołówkami w garści. Zaraz się wzmoże elektroniczne polowanie na zakresy tematyczne i słowa kluczowe, a kontekst ewentualnie będzie można sprawdzić w ramach procesu karnego. Już teraz istnieje przecież całkiem spora liczba tematów o których nie sposób bez pewnego ryzyka pisać swobodnie. Organizacje maniaków i indywidualni maniacy zajmują się na przykład donoszeniem na autorów kontrowersyjnych treści do pracodawców, na uczelnię i gdzie tylko mogą zaszkodzić. Ale na razie to takie, prawda, nowoczesne ORMO.
Oczywiście media nadal będą mogły w najlepsze łgać, prowokować i tumanić, aby potem cie-szyć się swoim tryumfem, że jakiś frajer dał się ich szczuciu sprowokować i trafił za kraty. Dodam, że razem z częścią polityków, którzy są zawsze niewinni i dziw bierze, że nie są żywcem porywani do Nieba.
Nabiera się was na gadkę o „mowie nienawiści”, już teraz, niejako na wstępie możliwie rozszerzając definicję, by udowodnić, że dotychczasowe zapisy Kodeksu Karnego są dalece nie-wystarczające. Zamiast pokazać, że wobec gróźb jak najbardziej karalnych każdy obywatel ma jednakową ochronę, siłę pokazuje się jedynie wobec ludzi atakujących tak zwane osoby publiczne. Przyjęcie jakichkolwiek rozwiązań prawnych, które są i będą obecnie proponowane by zwalczać „mowę nienawiści” spowoduje powiększenie tej dysproporcji do rozmiarów karykaturalnych.
To nie jest błaha kwestia, bo jeśli raz ulegniecie medialnej przemocy ukrytej za ślicznie opakowanymi hasłami, już nikt nie będzie was nigdy pytał o zdanie, a w sieci będziecie mogli pogadać sobie o pieskach i kotkach, a i to nie na pewno.
Jedynym zabawnym aspektem jest to, że w walkę z „mową nienawiści” szczególnie gorliwie angażują się żyjący ze szczucia, kłamstw oraz insynuacji. Oczywiście jeśli ktoś wielbi cenzurę i łaknie w geście ekspiacji za posiadanie własnego zdania rzucić się na kolana przed polityczno-medialną bestią, niech sobie wielbi i łaknie, a nawet ma prawo wystawić w domu ołtarzyk i czcić promowanych przez media bożków. Nic mi do tego, ale niech łaskawie odpieprzy się ode mnie, jeśli przyjdą po niego, bo grubszym słowem nazwie nieudolnego trenera reprezentacji po kolejnym przerżniętym meczu.


Pamiętajcie też o tym, że raz rozpoczęta walka nigdy nie ma końca i po uspokojeniu, spacyfikowaniu netu, ktoś w końcu zastanowi się nad tym, co też ci wszyscy nienawistni sieciowi mądrale opowiadają teraz swoimi paskudnymi gębami w sklepach, na ulicach czy w mieszkaniach, gorsząc i podżegając nieprawomyślnymi poglądami politycznymi, na przykład małoletnie dzieci? Czy naprawdę nie warto tego sprawdzać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz