czwartek, 10 stycznia 2019

Polska idealna. Ekologiczna Polska marzeń


Chłopina w ekologicznych łapciach wiedzie przez odwieczną puszczę oszołomionych jej wspaniałą dzikością zagranicznych turystów. Jest nieco przeziębiony i co chwilę smarcze z palca, co zostaje uwiecznione na kartach pamięci a potem pokazywane znajomym dla egzotyki. Jego kontrakt zabrania używania pańskich wynalazków, takich jak chusteczka do nosa.

- A wilki tu są? – pyta przez translator zażywny Japończyk.

- Yyy, yyy, dyć będą panocku za mazowieckim duktem – odpowiada chłopina, który najlepsze lata życia stracił ucząc się na inżyniera, czego teraz żałuje.

- Yyy, yyy, dyć będą szogunie za mazowieckim duktem – tłumaczy prawie doskonały translator. Japończyk z uznaniem kiwa głową i przystaje na chwilę by podziwiać okoliczności przyrody. Widok i zapach lasu tłumi w jego umyśle przykry widok półnagich bachorów żebrzących o cukierki w wiosce, gdzie wylądował ich jojokopter.

- Pięknie tu, po prostu cudnie! – zauważa tak bardziej ogólnie.

- Polacy to miły naród, odkąd wytłumaczyliśmy im, gdzie ich miejsce. Truli, mordowali, wywoływali wojny, ale droga do szczęścia nie jest łatwa. Teraz, kiedy są już na swoim miejscu i oddali się kontemplacji przyrody są bardzo przydatni – oświecił azjatyckiego gościa Europejczyk nie wiedzieć czemu przebrany za Indianina.

- Dziwne tylko, że każą na siebie polować – zastanowił się synalek Nipponu.

- Odstrzału kłusowników i osobników drugiego gatunku tak bym nie nazwał – wtrącił się brodaty Anglik taszczący aż trzy strzelby. – Poza tym, to wolny kraj. Łazi Polak po puszczy, to sam wybiera swój los. Nikt go nie zmusza, a w dobrych zamiarach nie łazi. Znamy ich przecież.

- Ktoś was zmusza? – Indiański Europejczyk raczył zapytać, oczywiście przez translator, chłopka przewodnika.

- Gdzież tam panie zmusza! Zatnie się w jednym czy drugim weganizm, to lezie panie i mięsa młodszych braci w naturze szuka a zabija. Źle robią.

- No, ale my też do zwierząt, nie tylko do ludków strzelamy.

- Wy, panie to insza rzecz. Wielga rzecz i porządek w naturze trzymacie, a i władza każe – wykręcał się chłopek-inżynier. – Zara dwór dziedzica, to i odpoczniecie po trudach, a jutro skoro świt…

Prawdę rzekł, bo właśnie wchodzili na polanę. Piękny drewniany dom w świetle zachodzącego słońca. Na powitanie myśliwych wybiegły wesołe pieski, a za nimi rozpostarłszy ręce szedł witać przybyłych dziedzic puszczy, prawie Europejczyk, czyli Polak pierwszego gatunku.

Tylko brodaty Anglik widząc zadziwiająco niskie czoło witającego, jako człowiek obyty w Afryce przez chwilę myślał, że to przebrana małpa, ale na szczęście nie zdążył chwycić za strzelbę. Aby pokryć zmieszanie zauważył, że Polska jest po prostu piękna i naprawdę dzika.
- Wiele wyrzeczeń, pracy… - westchnął gospodarz i dodał staropolskie: Czym chata bogata!

I faktycznie miał się czym pochwalić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz