środa, 12 maja 2010

Dom Elżbiety XLI- nowa opowieść (Iwona)


Najpierw myślałam, że to sen – koszmar. Wokół siebie widziałam ludzi odzianych w czarne szaty i w białych maska na twarzy. Tworzyli wokół mnie jakiś mistyczny krąg. Jedna z postaci oderwała się od pozostałych i podeszła do mnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to nie sen i że leżę na stole w naszym salonie.

Próbowałam zejść, uciec. Byłam przerażona, ale ręce i nogi miałam skrępowane. Ten który podszedł do mnie położył mi ręce na ramionach i zaczął mówić coś, ale nie mogłam nic zrozumieć. Mówił monotonnym, głuchym, pewnie przez tą maskę, głosem. Po chwili zorientowałam się, że to nie żaden obcy język, że to tylko zwykłe odwracanie wyrazów.

Ten który wyszedł z kręgu i trzymał mnie za ramiona ( zorientowałam się, że to ów Mistrz) jednym ruchem zdarł ze mnie bieliznę.


Tego co było potem, nie potrafię opisać. W pewnej chwili, bo krzyczałam i wołałam Gerarda, myśląc, że to się dziej po jego nieobecność, zobaczyłam jego twarz…zdjął maskę.

Stał i patrzył się z wyrazem satysfakcji na twarzy, gdy „mistrz” dotykał mnie, rozchylając każdy fragment mojego ciała. Krąg wokół zacieśniał się, słyszałam jakiś monotonny pomruk, potem zemdlałam.

Ocucono mnie. Gerard wlał mi coś w usta, było cieple i słodkawe, do dziś to pamiętam. Pomruk ludzi z kręgu, zmienił się w jakiś monotonny śpiew. Jak przez mgłę widziałam, że krąg się zacieśnia. Trzymali w rękach świece, wszystkie były krwisto – czerwone. Wosk zaczął ściekać na moje obnażone ciało.

Czułam i widziałam dotyk wielu rąk na sobie. Wosk kapał, parząc mi skórę i ta potworna pieśń, która zaczęła wibrować mi w uszach jak echo tępych uderzeń. Potem ból, straszy, przeszywający, to „mistrz” penetrował moje ciało. Zdjął maskę, był ohydny, spocony i z wyrazem wstrętnej lubieżności zanurzył we mnie rękę. Wokół usłyszałam okrzyk tryumfu.

Co niektórzy zdjęli maski, były wśród nich kobiety, wszyscy zachowywali się tak, jakby byli opętani. Potem straciłam przytomność. Gdy się obudziłam byłam już we własnej sypialni, w drzwiach na krześle drzemała moja cerber.

Pierwsza moja myśl, była, że to może tylko był koszmar, wtedy poczułam ból.

2 komentarze:

  1. "Moja cerber" - i to lubię!

    Jak "planeta blady", albo "sierotka rumiany". To jest polszczyzna, a nie jakieś Gazownicze podróby!

    Nie komentują? E tam, tutaj to chyba nie jest im łatwo. Muszą porównać z Gretkowską, Masłowską, Pilchem (czy Plichem? bo nie wiem)... A potem się wychylić z opinią, wyrazić własne zdanie... Które może być nie cool, albo nie na czasie...

    Pisz, bo dobrze Ci idzie.

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwona Jarecka12 maja 2010 20:55

    no dzięki, myślałam, że już nikt mi nie komentnie!

    OdpowiedzUsuń