poniedziałek, 24 maja 2010

Jabłuszko i mózg

Pamiętacie Pana Jabłuszko?

Jak nie, trudno.

Naświetlę tylko, że z powodu telewizora typu Rubin, który wyrzucił przez okno, stał się osobą medialną i dostał się do parlamentu z ramienia Platformy. Dlaczego akurat Platformy Obywatelskiej? Bo jako dziecko nienawidził swojego kolegi Donalda i jego dziadka, więc poczuł się w obowiązku, by od środka tę partię niszczyć.

Przeliczył się biedny Jabłuszko, bo był mężczyzną delikatnym i wrażliwym, no i jeszcze miał traumę z dzieciństwa…matkę (toksyczną), która z dziadkiem Tuska miała jakieś sprawy…

Poznał wreszcie, że tak naprawdę wciąż czuje się nikim, a wokół niego wciąż przewijali się ci, których z całego serca nienawidził. Obawiał się też, że sam nic nie zrobi, więc przez jakiś czas się zaszył w cieniu i tylko się przyglądał. Wierzył, że w końcu przejrzy dwulicowość tych ze świecznika PeOwskiego i że w końcu przezwycięży własną słabość.

Tak minęło mu kilka miesięcy. Kiedy stało się to, co sam gdzieś w głębi własnej duszy podejrzewał, gdy 10 kwietnia stał się realny, miał ochotę krzyczeć, ba, wyć, że on wie, że wie więcej…ale jak zwykle nie miał dowodu, koledzy z klubu nigdy mu nie ufali, a nawet traktowali dość chłodno. Donald zawsze udawał, że go nie pamięta, nawet zawsze mylił niby jego nazwisko i nazywał go Gruszkowy…

Nasz Jabłuszko, mimo, że jako człowiek wrażliwy, zawsze był na uboczu, wiele widział. Kiedy Komorowski ( tu Jabłuszko sam przyłożył rękę, bo głosował na niego jako na kandydata, na kandydata na prezydenta, chcąc w ten sposób doprowadzić do kompromitacji, znał przecież Komorowskiego i jego chamskie wyskoki) pomyślał, że to czas zemsty. Potem niestety nadszedł 10 kwietnia…i to naszego Jabłuszko znów wpędziło w melancholię, by nie powiedzieć traumę.

Zrozumiał, że sam nic nie zrobi, że gierojem wszak nie jest, a perspektywa jest raczej mało interesująca, gdy tamci go przejrzą.

No a potem były te nieszczęsne Łazienki i wywiad Mazurka z Małgorzatą Kidawa – Błońską, myślał, że po takim zbłaźnieniu się medialnym, ludzie ich zaczną zgniłymi pomidorami obrzucać…no ale cóż, znów się przeliczył.

Teraz próbuje przekonać Palikota, że po co im cały kandydat na prezydenta, wystarczy wszak mózg, gdzieś czytał przecież, że taki mózg sam z siebie żyć może i że ma tą przewagę, iż nie dotyczą go już zwykłe ziemskie słabostki i jest całkiem odporny na krytykę wszelką…tylko żeby Janusz, sam sobie mózgu nie wydłubał…co prawda, ten by nawet czaszki otwierać sobie nie musiał, wystarczyło, gdyby lepiej kichnął…;p


Ja trzymam za Jabłuszko kciuki, a Wy?

2 komentarze:

  1. Taki Wallenrod niespełniony...

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwona Jarecka27 maja 2010 14:26

    Makroman

    Wiesz, jeszcze nic nie wiadomo, czy on niespełniony jest...

    OdpowiedzUsuń