niedziela, 9 maja 2010

Dom Elżbiety XL - (nowa opowieść) Iwona


"Mężczyzna, ów mistrz, jak go nazywał Gerard nagle został stałym u nas bywalcem. Obawiałam się go, zachowywał się nad wyraz swobodnie. Na mnie spoglądał jak na jakąś ciekawą rzecz, niby przypadkiem przesuwał ręką po moim staniku, czy wysuwał lubieżnie język. Gdy poskarżyłam się Gerardowi, zaśmiał się tylko i nic w tej sprawie nie zrobił.
Jak się nazywał, do dziś nie wiem, nigdy nie przedstawił mi się.

Wieczorami zaczęli schodzi do naszego domu jacyś ludzie, mi wtedy do salony wejść zakazał Gerard, nawet kazał mnie pilnować jednej z pokojówek, bym nie opuszczała pokoju.

Intrygowało mnie, co oni tam robią, ale służąca była nieprzekupną i siedziała pod drzwiami jak cerber. Była bardzo oddaną Gerardowi, podejrzewam nawet że mnie nienawidziła, była silna i rosła więc nie próbowałam wyjść siłą, bo i tak by mnie zatrzymała.

Tak mijały mi kolejne dni, w dzień nie bardzo miałam ochotę przebywać w towarzystwie „mistrza”, a wieczorem pilnował mnie ów cerber, bym nie wychodziła z pokoju.

Ale 6 lipca 1876 stał się dniem, którego nie chciałabym pamiętać, choć niestety był."

- O matko – jęknęła Elżbieta przerywając Piotrowi czytanie – co jeszcze mogło ją spotkać?

- Fakt, mnie też zaschło w ustach. Choć Zofia chyba chce byśmy to wreszcie odkryli.

- Zrobimy najpierw herbaty? – Zapytała.

- Nie, jeszcze mam tu trochę chłodnej, napiję się i będę czytać dalej, OK.?

- Jasne, przecież to nieodwracalne.

- Nie rozumiem?

- To, że…wiem, że tamten dzień całkiem ją zmieni, wiem, nie wiem skąd, ale czuję to. Boję się, czy nie zmieni też mnie…czy…coś we mnie złego nie ożyje! Rozumiesz?

- Jak chcesz, możemy przerwać czytanie, ale wtedy jeszcze bardziej będziesz się straszyła. Będzie ten dalszy ciąg wisieć nad tobą jak miecz Damoklesa.

- Masz rację Puszka Pandory już otwarta – zażartowała słabo – czytajmy.

- Męska decyzja – szepnął Piotr i zaczął:

"Ranek nie zapowiadał niczego złego, pokojówka – cerber, była dla mnie nad wyraz miłą, około jedenastej przyszedł Gerard i był też miły. Przez cały dzień nie widziałam też „mistrza”.

Pomyślałam nawet, że nowe szaleństwo które go opętało, znudziło mu się. Stał się czułym, pytał o różne drobnostki. Potem gdzieś wyszedł. Cerber mnie nie opuszczała nawet na chwilę, wcześnie przygotowała mi kąpiel i powiedziała, że pan kazał, bym była wykąpaną jak wróci.

Był upalny dzień, więc nie opierałam się, lecz chętnie skorzystała z odświeżającej wody."
Potem przyniosła mi duży kieliszek musującego i bardzo zimnego wina.

Wpiłam, czując jak dobrotliwy napój chłodzi mnie od wewnątrz. Położyłam się i zasnęła.

4 komentarze: