piątek, 1 kwietnia 2011

Moje 46 urodziny



Za chwilę będę miała urodziny, niestety już 46. I zrobiło mi się melancholijnie…bo to szmat czasu. Czasu, mojego życia, ale i historii. Pamiętam czasy, kiedy w powiatowym Koninie otwierał się pierwszy (wtedy dla mnie ogromny) sklep o nazwie „supersam”. Bo szczerze z mojej małej Goliny na zakupy jeździło się właśnie do Konina. Natomiast, gdy miał to być zakup typu płaszczyk, czy kurteczka, jeździło się aż do Wrześni, albo do samego Poznania.

Co najbardziej zapamiętałam z dzieciństwa?
Fryzury typu chałka, chyba, albo ogromne koki (takie tapirowane). Pamiętam moje ciotki, które się tak czesały i słynne jaskółki na powiekach. Czemu o tym piszę? Bo wtedy bardzo chciałam być taka dorosła, robić sobie takie fryzury, zamiast warkoczyków, które miałam z wywiązanymi kokardami. Malować sobie oczy i paznokcie. Widać byłam taką małą kobietką.

Pamiętam nasz pierwszy telewizor, nazywał się Neptun i miał jeszcze szybkę, która chroniła kineskop. Ja urodziłam się już w erze TV, bo u nas tenże pojawił się zanim ja przyszłam na świat. Pamiętam też dlatego tow. Wiesława, który czasem przemawiał w czasie, gdy powinna być dobranocka.

Co jeszcze zapamiętałam?

Może to bardzo subiektywne, ale taką szarość…wszystko było szaro-bure. Gdziekolwiek by nie spojrzeć, było bardzo dużo szarości. W sklepach, na ulicach…

Na ulicy prowadzącej do naszego domu, był sklep z zabawkami, często stałam z przyklejonym nosem do szyby i oglądałam wystawę. Zawsze były tam lalki, a te były zawsze kolorowe i piękne, więc trudno mnie było od tej wystawy odkleić.

OK., dość o wczesnym dzieciństwie.

Potem była dekada Gierka, a ja zaczęłam chodzić do szkoły. Rodzice zaczęli budować dom, nasz dom. Wiec to był okres tzw. wyrzeczeń, bo każda złotówka szła w budowę, ale wszyscy byliśmy zbyt szczęśliwi, że będziemy mieli własny dom, ogródek, że niedogodności typu wakacje w domu i uszyte przez mamę ubrania, nie były dla nas żadnym problemem. Choć często też zdarzało się tak, że brakowało rodzicom do pierwszego, ale…w końcu mogliśmy przeprowadzić się do własnego domu.

Potem z dziecka zaczęłam stawać się nastolatką, bardzo buntowniczą nastolatką.
Obawiam się, że nie chciałabym, być własną córką.

Mając czternaście lat uciekłam z domu. Nie dlatego, że mi w nim było źle, nie, uciekłam, bo chciałam dotrzymać koleżance towarzystwa.
Złapano nas bardzo szybko i wylądowałyśmy w izbie dziecka.

Potem był okres mojej fascynacji filozofią marksistowską…dlaczego?

Bo wszyscy byli przeciw więc ja by być oryginalną była marksistką. Godzinami przesiadywałam w bibliotece publicznej i czytałam Marksa, Engelsa i Lenina. Byłam pierwszym czytelnikiem tych książek. Nawet bibliotekarki przyglądały mi się dziwnie.

No a potem?

To już znacie. Wyszłam za mąż, urodziłam dzieci. Pierwszą córkę Anię w 86, drugą Natalię 93, a ostatniego syna Krzysia, już w XXI wieku, bo w 2003 roku.

I nagle mam już 46 lat. A wolałabym mieć znów tamte mysie ogonki z kokardkami. Bu!

7 komentarzy:

  1. Iwonko. Wszystkiego najlepszego.

    A jeśli te zdjęcie jest aktualne, to chciałbym młodo wyglądać mając Twoje lata.

    Pozdrawiam i uściskam serdecznie,
    Arek

    OdpowiedzUsuń
  2. O! dzięki.

    A zdjęcie jak najbardziej aktualne, zrobione z tydzień temu i to w pełnym świetle słonecznym, co do tak nobliwych dam jak ja nie jest zbyt korzystne.

    pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń
  3. DOBREGO :-)))) I jeszcze całą masę całusów :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. O! Dzięki Wyrusie. Aleś mnie zaskoczył.

    Pozdrawiam.:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciut spóźnione, ale serdeczności, Iwonko :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja także spózniona, ale byłam na Zielonej Wyspie, tam przyszła na świat moja wnuczka Tatiana,mam już 16 letniego wnuka Mateusza 15 miesięcznego Pawła...... Iwonko zdrówka pomyślności

    OdpowiedzUsuń