wtorek, 4 października 2011

Standardy demokratyczne

Poruszył mnie wczoraj Tomasz Lis mówiąc o standardach demokratycznych, do których należy debata przedwyborcza z udziałem liderów dwóch największych partii politycznych. Zgadzam się, że taka debata powinna się odbyć, ale…

Standardy demokratyczne.
Mili moi, żyjemy w kraju w którym w czołówce dziennikarskiej nie ma ani jednej osoby, którą mogłyby zaakceptować obydwie strony sporu politycznego, a jak tu przeprowadzać debatę bez prowadzącego?
I bez telewizji - oczywiście, ponieważ to samo dotyczy stacji telewizyjnych.

Jesteśmy społeczeństwem od lat pozbawionym bezstronnych mediów.
W zamian mamy Wielką Armadę lewicowo/liberalnych koncernów medialnych, które już nawet nie udają bezstronności. Pycha doprowadziła ich do sytuacji, jaką pamiętam z czasów dawno minionej komuny. Ich przekaz stał się pokraczny, analizy polityczne prowadzone po linii partyjnej są pozbawione jakiejkolwiek wartości a publicystyka mdli serwilizmem i pospolitą głupotą.

Pycha i niewiarygodne wprost rozwielmożnienie powoduje, że brną dalej, za nic mając przyzwoitość, żądają by grać wedle ich zasad.
A jakie to są zasady?
Po pierwsze - brak zasad!

Standardy demokratyczne.
Mam wrażenie, że należą do nich, poza debatami, także wszelkiego rodzaju sondaże przedwyborcze. W Polsce dawno temu straciły jakąkolwiek wartość. I nawet nie chodzi tutaj o błędne szacunki, ale o utratę jakiegokolwiek szacunku dla publikujących je mediów.

Obecnie podlegają dylematowi.
Jak pokażemy wyraźną przewagę PO to dobrze, ponieważ ludzie chcą stać po stronie zwycięzców, ale źle, bo to może zdemobilizować wyborców. Jeśli zaś pokażemy równowagę, albo przewagę PiS, zmobilizujemy wyborców ale znowuż pokażemy fatalny trend, a ludzie nie lubią stawać po stronie przegrywających.

Przypomina mi to żydowską anegdotę. Sara była w ciąży a lekarz określił termin rozwiązania na przełom roku. W rodzinie doszło do sporu o to, czy jako datę narodzin wpisać stary czy nadchodzący rok. Wcześniej rozpocznie naukę, pójdzie (tfu!) wcześniej do wojska to i wcześniej wróci. Później pójdzie, później wróci, ale za to będzie lepiej przygotowany i silniejszy. I tak w kółko.
W końcu poszli do rabina po radę. Rabin ich wysłuchał, pogładził się po brodzie i orzekł.

- Wy podajcie w urzędzie prawdziwą datę urodzenia.

I było po kłopocie. Rabin, oby żył wiecznie, miał po stokroć rację, ale tej anegdoty najwyraźniej nie znają nasi medialni przewodnicy.

Mówienie czy pisanie prawdy zgoła nie przychodzi im do głowy i dlatego zamiast dziennikarzy mamy tak marnych propagandzistów.

Poruszył mnie wczoraj Tomasz Lis, mówiąc o standardach demokratycznych sam będąc zaprzeczeniem obiektywizmu i dziennikarskiej przyzwoitości. Postawa jaką zaprezentował dosłownie wymiata go z zawodu.

Oglądając “wywiad” Lisa z JarKaczem jednocześnie śledziłem na twitterze komentarze dziennikarzy.

Od oburzenia do śmiechu, a śmiech, co wszyscy powinni zapamiętać, jest najgroźniejszą bronią w zmaganiach z dętą propagandą i durniami kreowanym na autorytety. Choćby i medialne.

1 komentarz:

  1. Przeczytałem, ale z trudem, bo jak to Wyrus napisał, Jarecki talentu do pisania nie ma za grosz.

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń