poniedziałek, 29 kwietnia 2019

O sztuce, która się nie myli

Od razu, żeby potem nie błądzić, pod pojęciem sztuki rozumiem wszelkie prace ludzkie, które nie wynikają z konieczności, a służące rozrywce, zaspokajaniu zmysłu estetycznego, kontemplacji, czy uwzniośleniu ducha. Z tym tylko, że z powodu wymogów jakim podlega taki tekst, skoncentruję się na sztukach plastycznych. Po pierwsze oczywistym jest, że sztuka nie istnieje bez odbiorcy, ponieważ sam akt twórczy zakłada jego istnienie, choćby sam artysta oddawał się smętnej idei solipsyzmu. Genialna książka, udane malowidło czy nawet rzeźba Michała Anioła rzucone na absolutne pustkowie są tylko nic nieznaczącymi przedmiotami. Znaczenia i wartości nadaje im odbiorca, którego nie sposób zmusić do podziwu, czy zachwytu, ponieważ ma on swoje prawa ludzkie i nie musi koniecznie zachwycać się genialną rzeźbą, skoro na przykład bardziej podoba mu się stado wróbli uwijające u jej podnóża. Inaczej rzecz się ma w zamkniętej przestrzeni muzeum czy wystawy, gdzie obserwator nie jest przypadkowy. O ile nie schronił się przed deszczem, albo nie jest uczestnikiem szkolnej wycieczki, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przybył tam, by podziwiać. Kiedyś jaka taka znajomość sztuki warunkowała dopuszczenie do wspólnoty ludzi kulturalnych, co zostało gdzieś w odmętach naszej świadomości i jest zręcznie wykorzystywane do dzisiaj.
To, że mamy do czynienia z manipulacją jest oczywiste. W przypadku sztuk plastycznych jest ona nieco inaczej skierowana, niż w literaturze czy filmie, gdzie istnieje wymóg pozyskania jak najliczniejszych odbiorców. Tam należy wmówić czytelnikowi wartość dzieła, ale tak, by trafiło do jak najszerszych kręgów. Tu jest zgoła inaczej, ponieważ liczba ludzi posiadających stosowne środki finansowe, jak i stosowne aspiracje jest ograniczona. Reszta musi zadowolić się medialnym szumem, a została już właściwie tylko jedna metoda, by szumieć, czyli skandal. Dzięki temu zawsze znajdzie się odpowiednia liczna patentowanych osłów, którzy zechcą ogrzać swoje ego przy ogniu awantury na polu artystycznym. Mechanizm jest zadziwiający w swojej prostocie i został wykorzystany tak wiele razy, że powinien budzić tylko zażenowanie, ale nic takiego nie ma miejsca i ludzie chętnie biorą udział w każdym kolejnym starciu. Pewnie dlatego, że poza tymi chwilami wzmożenia, sztuka w ich życiu jest mało obecna. To zresztą nie zarzut, a jedynie stwierdzenie faktu. Pretekst w postaci dzieła nie jest w zasadzie ważny, ponieważ służy jedynie piętnowaniu ludzi, którzy mają przeciwny pogląd. Jeśli to ma być istotna funkcja sztuki, ten tramwaj należy opuścić na najbliższym przystanku.
Sto dwa lata temu, gdy Europa krwawiła w okopach Wielkiej Wojny, Marcel Duchamp pokazał odwrócony pisuar jako Fontannę. I na ten pisuar gapimy się do dzisiaj. Duchamp był za-miłowanym szachistą i logikiem, w przeciwieństwie do rzesz naśladowców. Sam bowiem wydziwiał potem, że taka dekonstrukcja wszystkiego prowadzi do absurdu. I ty, miły czytelniku, możesz wykonać replikę tego wiekopomnego dzieła, o ile masz dość odwagi by dmuchnąć skądś podobne naczynie. Ale jaki w tym sens? Żaden, ponieważ bunt w sztuce jest o tyle sensowny, o ile istnieją konwencje wykluczające za jego przejawy. Tam bowiem, gdzie wszystko wolno, nie wolno nic, a w zasadzie jeszcze gorzej, bo należy otrzymać od współczesnej Akademii stosowną pieczątkę akceptacji. Bez niej jesteś tylko głuptasem. O, jeśli zdobędziesz takową pieczęć, każdy kto odważy się sprzeciwić, umniejszyć twoje dzieło, niejako z automatu stanie się ciemniakiem, obskurantem oraz nieczułym profanem. Jest to niezwykłe wprost nadużycie, a niezwykłe dlatego, że wyrażane wprost, a mimo to wciąż działające.
Mamy oto bananowy kretynizm i możemy oglądać setki żałosnych postaci z bananami w buziach. Żeby choć w efekcie tej dziwnej awantury ktoś zainteresował się sztuką, która przecież cały czas powstaje, jest sprzedawana i kupowana bez zbędnych wrzasków i pieczęci. Mniemam, że skoro czytasz, masz dostęp do netu. Zamiast biadać nad ciężkim losem malarzy, którzy dawno umarli rozejrzyj się po dziełach, które sam możesz nabyć.
A… A kto ci powie, czy to jest dobra sztuka? Nikt pewnie, poza twoim sercem i wątrobą, jak rzekomo mawiali Indianie. Tak czy tak, to łatwiejsze niż zbudowanie machiny czasu w celu wykupienia na pniu jeszcze pachnących farbą obrazów Van Gogha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz