piątek, 18 września 2009

Dom Elżbiety VII - Nowa opowieść ( Iwona )

Rano przyjechali fachowcy z komputerem, poradzili sobie bardzo szybko z podłączenie i zainstalowaniem sieci. O dwunastej komputer i Internet działał. Ela chciała się dowiedzieć, czy przyjadą, jeśli będzie chciała kompa przestawić gdzie indziej. Powiedziała, że chce wyremontować strych i tam zrobić sobie gabinet do pisania. Jeden z instalatorów powiedział, że przecież mogą to zrobić od razu, ale Ela wytłumaczyła, że tam na razie nie ma instalacji elektrycznej, a poza tym, tam jest potrzebny gruntowny remont. Jeden z nich podał jej numer dobrej firmy od instalacji elektrycznych i dodał, że są szybcy i raczej nie zawyżają kosztów.

Furgon odjechał, a dziewczyny podziwiały ten cud techniki, który wczoraj kupiły. Zrobiły sobie potem obiad, pooglądały ogród i dzień minął nawet tego nie zauważyły. Następnego dnia Karolina musiała wyjechać, wzięła sobie trzy dni urlopu, a próbowała dodzwonić się do swojej firmy, by poprosić o jeszcze kilka dni. Oczywiście okazało się, że w pracy jest teraz niezbędna i musi wracać. Do późnego wieczoru siedziały w bibliotece, gdzie został na razie podłączony komputer. Ela opowiedziała Karolinie ten dziwny sen o kluczyku, dłoniach i stopach biegnących na strych, pokazała jej też list babci.

- Wiesz – po tym wszystkim powiedziała Karolina – twoja babcia bardzo cierpiała z dwóch powodów, jeden to twoja mama, a drugi, że brakło jej odwagi na spotkanie z tobą. List jej jest pełen ciepła, ale też i smutku. Powiedz – zagadnęła nagle – czy ty w ogóle wiedziałaś o jej istnieniu?

- O to chodzi, że nie, nie wiedziałam. Gorzej, nigdy się ojcu nie zapytałam, pamiętam za to, że nigdy mi niczego nie brakowało, choć ojciec nie był bogaczem i podejrzewam, że to była jej zasługa.

- A ona skąd właściwie była taka bogata? Dom jest utrzymany na wysokim poziomie, ciebie wspierała, tą gospodynię, z tego co mówisz też. Zastanawiałaś się nad tym?

- To akurat wiem, ten prawnik mi powiedział. Dostawała co miesiąc coś w rodzaju renty z banku w Szwajcarii. Miała tam konto i żyła chyba z odsetek. Zresztą, to konto też do mnie należy i mam też kluczyk do skrytki bankowej.

- To ty teraz jesteś bogata jak udzielna księżna!

- Nie wiem, fakt, czuję się bogata, masz rację. Ale też coś nie daje mi spokoju, ten kluczyk, te sny…tu jest jakaś tajemnica, może babcia chce by ją rozwikłała?

- Przesadzasz, fakt, trochę ten kluczyk tajemniczy, ale …no wiesz dom, pieniądze, kurcze aż ci zazdroszczę.

Siedziały jeszcze do późna, rozmawiając o nagłym bogactwie Eli, o tym, że niestety nie będzie jej Karolina mogła pomóc przy przeróbce strychu i że jeżeli tylko będzie się mogła wyrwać ze swojej firmy to do nie przyjedzie. Potem poszły spać, bo zrobiło się bardzo późno zegar w salonie wybijał już pierwszą w nocy.
Znów zapomniały o tym, jak zrobić sobie ciepłą wodę, więc podgrzały wodę w czajniku, by się trochę umyć.
Ela ledwie się położyła, poczuła silne zmęczenie, oczy jej się zamykały, więc odłożyła książkę „Montaillou, Wioska Heretyków” Ladurie i zgasiła nocną lampkę.

Gdy tylko zapadała w sen, poczuła zimno kluczyka w ręce, potem ujrzała młodą dziewczynę siedziała w kącie i strasznie płakała. Chciała do niej podejść, zapytać, czemu płacze, ale była jakby za niewidzialną barierą. W pewnej chwili tamta poderwała się na nogi, spojrzała na nią wielkimi smutnymi oczami i wybiegła. Ela chciała za nią biec, ale w holu jej już nie było…słyszała szloch dochodzący ze strychu, chciała tam pójść, lecz ogarnęło ją przeraźliwe zimno i się obudziła.
Leżała w ciemności, a smuga światła księżycowego nadawała pokojowi jeszcze więcej tajemniczości. W ręce miała kluczyk! Przeraziła się, przecież nie wyjmowała go z pudełka, jak znalazł się w jej ręce? Lekki dreszcz strachu przebiegł jej po plecach, zapaliła nocną lampkę i rozejrzała się po pokoju. Nic dziwnego tu nie było. Prócz tego, że na toaletce stało otwarte pudełko z rublówkami, a ona miał w ręce srebrny kluczyk. Rękę z kluczykiem miała zdrętwiałą z zimna i czuła, jak to zimno rozlewa się po całym jej ciele. Wstała, odłożyła kluczyk na miejsce, zamknęła pudełko i schowała do szuflady. Kątem oka, spojrzała przez okno, które wychodziło na ogród, wydał się jej w świetle księżycowym jakiś drapieżny i przez ułamek sekundy widziała jakby coś się tam poruszyło. Szybko poszła w stronę łóżka, nie spoglądając więcej w okno, nie zgasiła lampki, zasnęła przy zapalonej, ale do rana już nic więcej jej się nie śniło.

Nie opowiedziała tego Karolinie, nie chciała jej straszyć, a poza tym podświadomie wiedziała, że to było skierowane tylko do niej. Choć prawą połowę ciała wciąż miała zdrętwiałą od zimna kluczyka. Postanowiła od dziś zacząć poszukiwania i widziała, że zacznie od strychu.

Najpierw jednak musiała Karolinie pomóc w dostaniu się do Białegostoku, więc rano poszła do sklepu Andrzeja, który zgodził się ją odwieźć.
Wraz z Andrzejem odtransportowali ją na dworzec, Karolina oczywiście obiecywała, że gdy tylko będzie mogła, to zaraz przyjedzie. Andrzej zaczął sobie żartować, lekko kokietując Karolinę, że powinna, bo nie poznała jeszcze jego brata Jurka, który jest kawalerem i dobrze prosperującym weterynarzem, co w Karolinie wzbudziło zainteresowanie.
Potem w drodze powrotnej Ela próbowała się dowiedzieć czegoś od Andrzeja o młodej, zapewne nieszczęśliwej dziewczynie z jej rodziny, ale on nic o tym nie wiedział. Odsyłał ją do swojej mamy, ufając, że ona może coś o tym wiedzieć, wszak wraz z babcią Leokadią, wciąż dyskutowały na tematy rodu.

6 komentarzy:

  1. Drogs Iwono, postsnowiłem się w końcu ujawnić, że jestem czytelnikiem Twojej nowej opowieści. Wydaje się dość interesująca, mam jednak pewną refleksję, że mianowicie Twój styl jest trochę zbyt "codzienny"; przypomina bardziej taką zwykłą relację, jaką sobie ludzie przekazują nawzajem. Na przykład w zdanu: "Wraz z Andrzejem odtransportowali ją na dworzec, Karolina oczywiście obiecywała, że gdy tylko będzie mogła, to zaraz przyjedzie." Kiedyś czytałem jakąś powieść pani Chmielewskiej, jedną lub dwie, i trochę mi się ten Twój styl kojarzy z jej sposobem opowiadania.
    Nie poczuj się dotknięta, mam na myśli to, że wydaje mi się że Autor (np. Ty) powinien wypracować sobie na początek kilka - kilkanaście sposobów, aby urozmaicić swoją narrację. Przypuszczam, że są jakieś metody, aby do tego dojść, przy czym nie należy się nigdy za bardzo spieszyć.
    Pozdrawiam serdecznie
    Krzysz
    (podaję tutaj swój nick, bo ten blog działa tak, że nigdy nie wiem o co cghodzi i gdzie jest miejsce na przedstawienie się).

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Krzyszu!

    Cudnie, że czytasz, jasne, masz rację, zapewne popełniam jeszcze masę błędów. Jak to się mówi, nikt nie jest doskonały.;p Będę starała sobie tą narrację poprawiać. Wiesz mam mało czasu...a jak już w końcu dopadam do kompa, zbyt szybko chcę posuwać się do przodu w opowieści. Ale porównywanie mnie do Joanny Chmielewskiej wcale mi nie ujmuje, wręcz przeciwnie.

    Seredeczności.:D

    Ps. Dzięki za zainteresowanie.:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Iwono, czytam, czytam.
    Tamtą jeszcze na S24 też zacząłem czytać, ale nie dotrwałem do końca, bo chyba dla mnie za szybko te odcinki się pojawiały jeden za drugim i w końcu straciłem wątek. Tutaj piszesz jednak trochę wolniej (tzn. odcinki są rzadziej publikowane), co mi bardziej odpowiada, bo czasowo jakoś to ogarniam.
    Chmielewska to oczywiście co innego, ona pisała (czy pisze) takie śmieszne "dramaciki" z przymrużeniem oka, co jej zapewniło powodzenie na rynku powieści sensacyjnych (świetne do czytania na plaży).
    Tobie też tego życzę, ale radzę jednak nie spieszyć się. Lepiej pisać coś wolniej, ale z ładniejszym skutkiem. Żeby nas - Ciebie - to rozwijało, nie cofało. Z "czasem" trzeba się zaprzyjaźnić, wejśż z "nim" w uklad. Najpierw spokojnie trzeba sobie dobrze wypracować tzw. warsztat, a potem to chyba jakoś pójdzie, aby tylko były ciekawe pomysły.
    Kiedyś w młodości lubiłem czytać Marqueza. Po dłuższej przerwie, kilka lat temu "dorwałem" się do jego "Miłości w czasach zarazy". Moja opinia była całkowicie odmienna. Jedno co mogę powiedzieć, to że jego styl polega moim zdaniem na powielaniu zestawu takich "jego chwytów" - tak jak nie przymierzając - gra na gitarze na jednym lub dwóch zestawach akordów. Nie wirtuozeria, ale dobre rzemiosło (tak Marqueza oceniam, jako czytelnik, nie recenzent). Ale i tak ten jego warsztat jest imponujący i jemu tylko właściwy.
    Pozdrawiam
    Krzysz

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzisz, co do Chmielewskiej, jasne, to takie kryminałki, tyle, że jako młoda dziewczyna b. je lubiłam. Co do Marqueza, hm...nie lubię, drażni mnie jego styl narracyjny, jego "demony".

    Jasne będę się starała, jasne, że to nie jest dzieło dopracowane. Tyle, że King np. na tzw. prostej narracji stał się królem horroru, czyż nie?
    Nie unoszę się, że tworzę dzieła wybitne, bo nie o to mi chodzi, a raczej o dość popularną rozrywkę. Tego spróbuję się trzymać, a uwagi takie jak Twoje zawsze biorę sobie do serca. Wiem brak mi czasu ciągle i warsztat raczej marny, tyle, że aż kipię pomysłami.

    Serdeczności.:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, Iwona,
    jeszcze jedna uwaga, jeśli pozwolisz. Skoro masz jak piszesz wiele pomysłów, to dobrze. Niemniej jednak moja uwaga jest taka, że może mieć wpływ na te pomysły.
    Uważam, że lepiej by się czytało, gdyby narracja była bardziej dynamiczna, mniej "kameralna". Mam na myśli, że jak dotąd akcja toczy się w zasadzie w jednym miejscu (owym domu), z udziałem jednej bohaterki głównej i kilku mniej znaczących. Są także wypady do Białegostoku, do sklepu i t.p., ale w zasadzie dominuje jedność miejsca, czasu i akcji, jak w antycznej tragedii.
    Nowoczesna powieść jest często opowiadana w sposób dynamiczny, toczy się w kilku miejscach, sceny z udziałem głównego bohatera przeplatają się z innymi, w innym miejscu, innym czasie, są zwroty akcji.
    Np. tu by mogły być jakieś "migawki" z życia babki, wcześniejszego życia Kanusi, może nawet Karoliny. Oczywiście trzeba uważać, aby nie "przedobrzyć", ale mój gust czytelniczy mówi mi, że należałoby tę akcję urozmaicić. Trzymając się jakiegoś dobrze przemyślanego schematu, np. scena 1 - 2 - 3, potem 1 - 2 - 4, potem 1 - 3 - 4.
    Sceny - mam na myśli na przykład: 1-dom Eli (zawsze najdłużej trzymasz akcję), 2-wspomnienia Kanusi, np. ze szpitala, zesłania (trochę krócej opowiadasz), 3-notatki babki opisujące dramatyczne chwile z jej mężem (czyta sobie np. Kanusia w tajemnicy przed Elą, albo 2 lata wcześniej, tuż po śmierci babki); 4-wydarzenia z życia Karoliny (dajmy na to jest jakiś inny facet, albo konflikt z kimś w pracy).

    Sorry, Iwona, może to takie moje dziwne uwagi, ale piszę, co myślę. Zrobisz, jak uważasz.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Krzysz

    Na razie wciąż jestem na tzw. początku. cały czas to jakby wprowadzenie do opowieści. Mam nadzieję, że uda mi się to co zamierzam uczynić, nie będę wyprzedzać faktów, ale ten kluczyk ma niebagatelne znaczenie do rozwoju akcji.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń