poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Dom Elżbiety LIII




Piotr podszedł do pamiętnika i zaczął przewracać kartki, a właściwe to, co z nich zostało. Elżbieta przyglądała się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie mogli zrozumieć co właściwie się stało. Jaka siła i dlaczego zniszczyła dziennik Zofii.

- Teraz będzie trzeba to najpierw jakoś logicznie poskładać, myślę, że jakoś nam się uda – Piotr jakby przekonywał samego siebie, że uda się to jeszcze przeczytać.

- To ona, Carlota – głos Eli był suchy i pełen pewności – coś chce ukryć, pewnie zbyt wiele, już odkryliśmy.

- Też myślę, że to ona, tylko…duch, który potrafi niszczyć rzeczy realne?

- A życie twoich babć? A moje, twoje życie? To nie jest zwyczajny duch, jeśli jest duchem…

- Co sugerujesz?

- Nie wiem, nie chcę wyjść na nawiedzoną, ale w pamiętniku, Zofia dziwiła się, że Carlota wciąż wyglądała na młodą dziewczynę, nie, nie dziwiła, a jak chyba napisała, zaczęła się jej obawiać. Znasz książkę Portret Doriana Graya Oscara Wilde’a?

- Jasne, ale nie widzę specjalnego związku.

- Nie? A ja tak, Carlota robi sobie z Zofii coś na kształt portretu, namawia ją na przykład, by podała truciznę Gerardowi, prawda? Choć rzeczywiście to ona sama go morduje, winą za morderstwo obarcza Zofię. Zofia popada tu, po powrocie w odosobnienie, jest ekskomunikowana, a co wtedy robiła Carlota? Nie wiemy, bo chce zniszczyć może dowód, a może obawia się, że gdy wyjdą na wierzch jej sprawy, coś utraci?

- Słuchaj, to nie horror z Hollywoodu! Ani literatura! To się dzieje naprawdę!

- A jak nazwiesz to? – Ela wskazała na podarty pamiętnik – A napis na lustrze, przy którym się poznaliśmy, zapach piżma i imbiru, marznące szyby w środku lata…- Ela drżała i łzy zaczęły spływać po policzkach. – To nie horror?

- To była zwykła wiejska dziewczyna, Katalonka. Może faktycznie znała się na ziołach i truciznach, może potrafiła też rzucać uroki, ale na Boga, to co ty sugerujesz…

- Tak, sugeruje, że to nie był człowiek i że opętał Zofię. Niszczył wszystko, co kochała, albo mogłaby pokochać.

- Myślę, że jednak się trochę zagalopowałaś – spojrzał na jej stolik nocny, na którym oprócz
„Montaillou, Wioski Heretyków” Ladurie leżała „Mitologia” Gravesa z mnóstwem papierowych zakładek i „Miasteczko Salem” Kinga. – Tak różne masz gusta, by czytać zarówno Montaillou, jak i horror, a obok tego jeszcze grzebać w mitologii?

- Myślisz, że oszalałam? A, zawsze mam co najmniej trzy książki przy łóżku, coś w tym złego? – Elżbieta była zdenerwowana, nadal drżała, ale teraz ze złości.

- Nie złość się na mnie – Piotr jakby dopiero teraz zauważył, że wyrządził jej przykrość swoimi uwagami na temat literatury leżącej na nocnym stoliku.

- Słuchaj, już mnie Marek nazwał nawiedzoną grafomanką zakochaną w Neronie. Teraz ty sugerujesz, że naprawdę oszalałam, bo myślę, że Carlota była demonem, nie człowiekiem i że nadal tu jest? Ona cię przecież chciała zabić! Sam mówiłeś, prawda? A może opowiadałeś tylko ucieszne historyjki, by mnie zabawić?

- Nie, nie opowiadałem uciesznych historyjek, masz rację. Nie denerwuj się, mnie to samo przemknęło po głowie, tylko, że to niemożliwe, żyjemy w XX wieku, nie ma demonów, czarownic i klątw. To co nam się przytrafia to jakiś koszmar, zły sen. Dopóki wierzyliśmy, że Carlota to tylko duch jak i Zofia…

- Nie rozumiesz, że Zofia chce ratunku, ona woła o ten ratunek, prosi…tamta jakby się nami tylko bawiła, śmiejąc się z nas, niszcząc może dowód na to, że rzeczywiście była diabłem i nadal tu jest. Zobacz, to wygląda na pazury zwierzęcia – Ela wskazała na podarte kartki pamiętnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz