niedziela, 29 sierpnia 2010

Dom Elżbiety LVI


Po tym zdaniu zobaczyła ją. Dreszcze przebiegły jej po plecach. Zofia stała obok regału, nikła, efemeryczna. Przez jej postać, mogłaby odczytać tytuły z grzbietów książek…mimo to, czuła jej siłę. Nie widziała, by poruszała ustami, a słyszała jej glos, jakby ten, za jakąś cudowną sprawą trafiał wprost w jej umysł.

To niestety początek. Gdybym wtedy wiedziała, że Mistrz przybył za namową Carloty. Że to było z góry ukartowane przez nią i Gerarda. Ale tego już się wraz z wnukiem Ksawerego domyśliłaś, prawda?
Dlaczego namówiła mnie do zabicia Gerarda? Pewnie to jest dla ciebie zagadką, bo i ja długo tego nie mogłam zrozumieć. Wiedziałam, że byli kochankami, wiedziałam też, że ona na jakiś swój sposób…bo to nie była miłość, czuła do niego jakieś przywiązanie. I tego nie mogłam zrozumieć, aż kiedyś w przypływie dobrego humoru powiedziała, że ją odtrącił.
Ale to nie ważne, mamy mało czasu. Słuchaj, w głębi ogrodu, z tyłu za domem stoi składzik na narzędzia, kiedyś to był domek ogrodnika, był większy, dziś tyle z niego zostało. Za nim rośnie dąb i tam spoczywają moje doczesne szczątki. Jeżeli po tym wszystkim, będziesz miała do mnie trochę współczucia, proszę o pogrzeb katolicki i złożenie moich kości w poświęconej ziemi. Wiem, że to nie będzie łatwe…


- Jak to, zostałaś pochowana w ogrodzie? Dlaczego? Kto ciebie w ten sposób potraktował? – Elżbieta, była zdziwiona i wzburzona. Zapomniała, że rozmawia z duchem. Całkiem opadł z niej strach, zostało tylko zdziwienie.

Pochowała mnie Carlota, po prostu. Popełniłam samobójstwo i poprosiłam ją by mnie w ten sposób pochowała. Ja wtedy myślałam…widzisz, że Bóg mi nie wybaczy. Myślałam, że pójdę prosto do piekła, mimo, że chciałam pojednać się z Bogiem, zamknięto mi drzwi Świątyni Pańskiej. A dziś…ale nie o tym, bo to tajemnice, o których nie wolno mi mówić.

A teraz posłuchaj, tu narobiłam najwięcej zła. Ojciec przed śmiercią mnie ostrzegł, bym nigdy nie słuchała Carloty, ale wtedy, ba, jeszcze dużo później ufałam jej bezgranicznie.


- Pozwoliła Ci popełnić samobójstwo?

Nawet dała truciznę. Nie ważne nie odwrócimy już niczego. Jestem tu, bo dzięki tobie, mogę wreszcie osiągnąć spokój. Próbowałam z Leokadią, ale ona wyświęcała tylko dom i szukała sposobu, by mnie się pozbyć. Usunęła wszystko z domu, co miało ze mną jakieś powiązanie, mój portret kazała spalić. Tylko klucza nie wyrzuciła, nie wiedziała, że otwiera mój dziennik. Tobie pierwszej pokazałam gdzie masz szukać.

- Mnie? A sen, że biegniesz na strych, tak?

Właśnie, próbowałam skierować twoje myśli, na kluczyk i strych, udało się. Anastazja, twoja matka była bliska odszukania dziennika, ale nią owładnęła Carlota, popychała ją do różnych szaleństw, aż w końcu…przykro mi to tobie mówić, do śmierci.

- Babcia nie chciała jej dać kluczyka, a jak zapewne wiesz, nie byłam z matką zżyta.

Nagle Zofia zaczęła znikać, rozpływać się, a wokół zaczął roztaczać się zapach piżma i imbiru. Potem śmiech, nieprzyjemny, ironiczny i głos budzący przerażenie.

Nie wyrwiesz się stąd! Ta mała ci nie pomoże, ona zechce tak jak ty…

NIE! – I to był ostatni okrzyk Zofii, wszystko się rozwiało i postać Zofii i zapach.

Ela jeszcze przez chwilę stała jak wmurowana, nie miała siły się ruszyć. Po plecach przechodziły dreszcze przerażenia. Kiedy w końcu otrząsnęła się z tego, zobaczyła na ekranie komputera ostrzeżenie, które zostawiła jej Zofia, zapewne pod koniec, a którego przedtem nie zauważyła.

Nigdy jej nie słuchaj, będzie próbowała cię omamić, by wejść w posiadanie…

Na tym zdanie się niestety kończyło.

- Czego wejść w posiadanie? – Zapytała Ela, ale nie uzyskała odpowiedzi.

Wyszła z biblioteki, skierowała się w stronę sypialni, gdy usłyszała sygnał swojej komórki, dochodzący z kuchni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz