środa, 15 czerwca 2016

O Mistrzostwo Europy 6. Ograć Niemców!



Nie pamiętam tego z powodu piłkarskiej amnezji, ale ponoć przez kilkadziesiąt lat tylko przegrywaliśmy, albo remisowaliśmy z Niemcami. Mam nadzieję, że nasi piłkarze też tego nie pamiętają, ponieważ nie ma to nic do rzeczy. Jutro, aby odnieść prawdziwy sukces we Francji, powinniśmy ich ograć. Roztrząsanie jakichś tam „meczów na wodzie” w niczym nam nie pomoże.

Tu nie chodzi o sytuację w tabeli przed trudnym meczem z Ukrainą, ani nawet o tak zwaną drabinkę i kolejnych rywali w fazie pucharowej, a bardziej o emocjonalnego kopa, jaki zwycięstwo dałoby naszej dzielnej drużynie, kolejnych przeciwników wprawiając w osłupienie. Remis to tylko złudzenie sukcesu. Okazja  do maniackiej telewizyjnej gadki, która już teraz zalewa takich prostych kibiców, jak ja. Mieliśmy jeden „zwycięski remis” na Wembley i wystarczy. Mdli mnie, gdy słyszę ten zwrot. Jest równie głupi jak „porażka w dobrym stylu”. Nie ma czegoś takiego jak honorowa czy piękna porażka.  To zawsze wynik słabości, zaniedbań, błędów dowódcy, albo wykonawców rozkazów. Na dodatek w meczu piłkarskim, nie występuje coś takiego jak przewaga liczebna przeciwnika, przynajmniej na początku rozgrywki.

Po prostu, aby wygrać z Mistrzem Świata trzeba zrobić kilka rzeczy, a innych nie robić, choćby się trawa na boisku paliła. Nie wolno, na przykład, nastawić się na „zabójcze kontry” ponieważ, aby takowe wyprowadzić, trzeba podejmować przeciwnika w na  swojej połowie. To tak, jakby uzbrojonemu po zęby wojownikowi dać podejść do siebie, licząc, że uda mu się przywalić podniesionym z ziemi kamieniem. Niemcy przesiadujący w pobliżu naszego pola karnego to porażka. 

Za dobrze łobuzy biją wolne i kornery, że o strzałach z daleka, nawet nie warto wspominać. Dlatego należy atakować i szarpać do bólu w środku boiska. Kontra owszem, ale gdy odbierze im się piłkę w strefie środkowej.

Trzeba ustawić się dokładnie tak, jak na Irlandię Północną. Z tym, oczywiście, że zadania dla poszczególnych graczy będą nieco inne. Żadne rozmnażanie defensywnych pomocników nam nie pomoże, podobnie jak kombinacje z Milikiem jako fałszywym skrzydłowym i osamotnionym na szpicy Lewandowskim. To prosta droga do porażki oraz chaosu w grze ofensywnej. Trójka Grosicki ( Błaszczykowski) Lewandowski, Milik to za mało, by zagrozić defensywie Niemiaszków, tym bardziej, że przy Krychowiaku i Mączyńskim, pewnie zagrałby wówczas Jodłowiec. Podobnie jak przed pierwszym meczem, wołam o miejsce dla Kapustki. Teraz wydaje się to bardziej oczywiste i mam nadzieję, że Nawałka nie zmieni zwycięskiego składu, a cały powyższy akapit pozostanie li tylko zastrzeżeniem.

Druga rzecz, bardzo trudna lecz wykonalna, to zmuszenie Niemców do przyjęcia naszych warunków gry, albo przynajmniej doprowadzenie do konfrontacji dwóch podobnie ofensywnych konceptów. Przyjęcie niemieckich warunków, podążanie za nimi, reagowanie na nie, to prosta droga do porażki. Jeśli nie będzie im się układała się gra. Jeśli będą ślimaczyli w rozgrywaniu, a my patrząc na to będziemy oddychali swobodnie, zadowoleni, że nie taki diabeł straszny, zaraz dostaniemy pigułę do siatki.

Niemcy są bowiem mistrzami w usypianiu rywala. Żeby ich ograć trzeba ich bez przerwy absorbować naszymi rozwiązaniami ofensywnymi. Zmusić te stalowe łby do myślenia, co też ci Polacy kombinują? Wbrew pozorom, stany głębokich zamyśleń w trakcie gry nie sprzyjają zwycięstwu. Jak znam Niemiaszków, mieli naszą reprezentację rozgryzioną, opisaną w odpowiadającym im schemacie i w zasadzie już przed turniejem odhaczoną jako pokonaną. Na pewno byli przygotowani nawet na ofensywny wariant z Zielińskim, aż tu nagle Kapustka, który biega i biega, kręci kółeczka i kręci, robiąc zamęt, niczym jakiś wirus komputerowy, a do tego podaje i strzela nie wykazując młodzieńczej tremy. Tego się trzymajmy, panowie!

W czekającym nas meczu nie ma też miejsca na wznoszenie rąk ku górze i łapanie się za głowę. Nie łudźmy się, że będziemy mieli sto sytuacji strzeleckich. Te które wypracujemy, trzeba wykorzystać. To wszystko.  

Przed meczem media zasypią nas porównaniami graczy na poszczególnych pozycjach, szukając w tym nadziei, albo gasząc kibicowski optymizm. Co tu porównywać, skoro gramy z Mistrzami Świata. Jeśli kogoś cieszy, że mamy lepszy atak, niech spojrzy, kto strzelał dla Niemców w meczu z Ukrainą.
My grajmy swoje. Bez kompleksów i bez buńczuczności. Z fantazją, szybko i po ziemi, do przodu i z lewej na prawą... do środka i bach na budę! Niech ten Neuer pokaże na co go stać.


O bramkarzu Bayernu nasłucham się przy okazji każdego meczu, jaki on najwspanialszy, najnowocześniejszy i jak świetnie gra nogami, że po prostu pomocnik, nie bramkarz. Mdli mnie od tego ględzenia. Przecież wystarczy, że w meczu naszej ligi bramkarz interweniuje poza polem karnym, zaraz komentator wyskakuje z tym Neuerem. Najwyższy czas, żeby ktoś temu „Pelemu w rękawicach” zabrał piłkę i strzelił do siaty. Najlepiej na trzy zero, czego sobie i szanownym czytelnikom życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz