poniedziałek, 20 czerwca 2016

O Mistrzostwo Europy 11. Różne nieprawidłowości


Jak to dobrze, że wczoraj ogłosiłem swoje prognozy dotyczące ostatniej rundy meczów grupowych. Jeszcze lepiej, że uzyskałem stuprocentowo nietrafiony wynik. To budzi nadzieję, że spełnią się choć te, dotyczące naszej grupy.  Francja strzelająca sześć razy bez widocznego efektu, najlepiej wygląda, występując w pięciominutowym skrócie meczu. Żabojady stały się takim „bitym” faworytem, że nie pozostaje im nic innego do zrobienia, jak odpaść w pierwszym pucharowym meczu, oczywiście po dogrywce i rzutach karnych.
Za to Szwajcarzy nie uznali za stosowne kopać celnie na bramkę rywali. Coraz częściej się zdarza kończyć drużynom mecze z dziewiczym kontem w tej podstawowej dla zdobywania goli dziedzinie. Dobra wiadomość dla „frankowiczów” jest taka, że ich ulubiona waluta poleci wkrótce na pysk, skoro Helwetów nie stać na prawdziwe koszulki i ubierają reprezentację w papierowe. Produkuje się takie atrapy strojów z przeznaczeniem funeralnym, ale pierwsze widziałem, żeby ktoś ganiał w czymś takim po boisku. Kryzys musi straszny!
Rumunia... Płacz piękny Rumunie, bo nic już nie umiesz. Dracula tak się wkurzył, że rozbił telewizor, zakupiony ze środków ministerstwa kultury i rumuńskiego dziedzictwa, a potem napisał na blogu, że w dupie ma dalsze bycie wampirem i wyjeżdża do Niemiec, jako uchodźca. Przegrać z Albanią, która pomimo zwycięstwa nadal ma tylko iluzoryczne szanse, to jednak sztuka. Z tego meczu obejrzałem czterominutowy skrót i uznałem, że i tak był zdecydowanie za długi.
Jeśli zajmiemy drugie miejsce, zmierzymy się ze Szwajcarią. Moim zdaniem, może być. Bać się Szwajcarów to jak wierzyć, że Gargamel zje w końcu Smurfy, zamieniając pogodną bajkę w krwawą ucztę z horroru, czy inny paszkwil na programy kulinarne.
U nas jak zwykle panika. Nalazło się domorosłych matematyków z kalkulatorami i obliczają, co będzie, jak przegramy z Ukrainą. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego niby mamy przegrać, ale namawianie, by w imię jakiegoś wyimaginowanego komfortu, kibicować przeciwko Słowacji w meczu z Anglikami to straszny nietakt, podobnie jak kalkulacje, na które co rusz się natykam, jakie to miejsce najlepiej zająć w grupie, by w ćwierćfinale... Najlepiej, miejsce przy oknie.
Niemcy rzekomo nie chcą grać z Włochami i łaknąc naszego zwycięstwa, sami sprytnie zremisują, ponieważ ich największym marzeniem jest gra z Hiszpanami. Nawet jeśli tak jest, należy pamiętać, że Hiszpanie zagrają, znając wyniki naszej grupy. Rozumując w ten sposób, w najgorszej sytuacji są Włosi, którzy już zajęli pierwsze miejsce i z pozycji lidera nie mogą uciec, w związku z czym zagrają z drugą drużyną grupy D, czyli z Chorwacją, Hiszpanią, albo Czechami. Proste, prawda?
Jasne jest, i niech to wybrzmi raz a dobrze. Polska musi zagrać z Ukrainą o zwycięstwo. Wszelkie kalkulacje, kombinacje i wypatrywanie szans w tabelkach to skrajna głupota. Jeśli Niemcy boją się Włochów, niech sobie remisują z Północnikami. My się Włochów nie mamy powodu bać, a raz podważone pozasportowymi kalkulacjami morale drużyny, nadwyrężonym pozostanie.
Wtorkowy mecz musi odblokować naszych graczy ofensywnych i w tych kategoriach należy do niego podejść. Adam Nawałka nie jest osłem, żeby nastawiać wielkie uszy i słuchać rad głów niedoważonych.
Ukraina jest do ogrania i zostanie ograna!
Ględzenie o jakichś natchnionych rezerwowych, którzy rzucą się na nas, by pokazać światu, że są lepsi od ukraińskich gwiazd, jest zupełnie gołosłowne i pozbawione sensu, a już przywoływanie w kółko przykładu z 2002 roku, kiedy Polska ograła 3-1 USA, rodzi pytanie w stylu: Gdzie Koluszki, a gdzie Amazonia?
Czy Nawałka wprowadzi od początku nowych graczy? Być może. To jest turniej, razem z turniejowymi realiami, takimi jak kartki, kontuzje czy niedyspozycje. Z całą pewnością nie pora na tym etapie mistrzostw na eksperymenty. Kto miał się objawić, albo potwierdzić swoje umiejętności, już się objawił i potwierdził. Nie sądzę też, by nawet najlepszy występ zmiennika spowodował, że wtargnie w kolejnej rundzie na stałe do pierwszego składu.
Wygramy, bo tylko zwycięstwa się liczą, jeśli chcemy grać o wysoką stawkę. W tabelki niech zaglądają ludzie w przyszłości, sycąc oko pasmem tryumfów biało-czerwonych. Tylko zwycięzców pamiętają kibice. Przed chwilą, pisząc powyższy tekst, musiałem poszukać składów drużyny Engela z 2002 roku, żeby porównać zmiany w składzie ( w końcu ten wątek i tak wypadł z tekstu) ale obudzony w środku nocy, bez pudła wydeklamuję: Tomaszewski – Szymanowski, Gorgoń, Żmuda, Musiał – Kasperczak, Deyna...
Oby za czterdzieści dwa lata, mój synek,  dzisiaj pasjami oglądający mecze Polaków, potrafił wymienić skład obecnej drużyny. Jedynie sukces tak hartuje pamięć.  Tylko zwycięstwa, miłe panie i szlachetni panowie. Tylko zwycięstwa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz