środa, 27 stycznia 2010

Krzyżackie rozbrykanie na mrozie

- Ja to nazywam krzyżackim rozbrykaniem. Niech się wielki mistrz dowie, będzie miał się brat Zygfryd z pyszna! – Rodryg zacierał ręce przy kracie kominka, a zauważywszy, że w kominku nie napalono zaklął szpetnie. – Co jest do diaska z tym kominkiem?

- Kominek zgasł! – Zauważył zgodnie z prawdą owinięty w pierzynę dzielny krzyżak Pimo.

- Zgasł, zgasł – Złościł się Rodryg – To niech ktoś napali do diaska, służba! Służba!

- Nie ma się, co drzeć, nikogo nie ma. Grypa. Weź się owiń w pierzynę albo, co. Dokończ o tym, rozbrykaniu, co ten Zygfryd znowu zmalował?

- Namówił tego Francuzika , tego Geparda z Bulionu, swoją drogą wszędzie ich pełno żabojadów a już w kuchni to się przedrzeć nie idzie, ale mniejsza z tym, namówił go, żeby ten go polizał.

- Sodoma i Gomora!

- Nie w tym sensie. Po pancerzu, a tu mróz minus dwadzieścia. Że niby cud, bo jego zbroja smakuje jak marcepan. Francuzikowi dwa razy nie trzeba powtarzać, bo to żarłok pierwszoligowy. Polizał i mu się jęzor do zbroi przykleił. Głupi to żart i zaraz awantura. Rycerze unijni w krzyk, że bracia zakonni nie mają szacunku. Ten z tym językiem za Zygfrydem lata. Potknął się w końcu. Krew się leje. Nasi w śmiech. Zwada.

W tym momencie stanął w drzwiach dowcipny krzyżak Zygfryd.

- O wilku mowa… zaczął Pimo

- Czołem towarzysze krzyżacy! Co tu tak zimno? Otwórzcie okno, bo na dworze jest tylko – 11, a tutaj macie ze dwadzieścia.

- Służba w komplecie na L4. Przecież sam nie będę palił. Jeszcze, czego. Umurzył bym się i tyle. Mistrz powinien wstawić nam, choć jakiś koksownik, taki jak na dziedzińcu stoją.

- Jasne. Mistrz ma wam nosić koksowniki. O rany, co jeszcze? Mam, chociaż dobrą wiadomość, że Polacy w niektórych dzielnicach od dwóch tygodni nie mają prądu!

- Też mi wiadomość! My nie mamy od siedmiuset lat

- Nie przesadzaj. W ten sposób hartujemy się w rycerskim rzemiośle. Jakby wyglądał zamek z tymi wszystkimi kablami, gniazdkami und wtyczkami? Zacznie się od prądu a skończy na ocieplaniu styropianem, tapetach w różowe kwiatki. Tu lampki nocne, abażurki, toaletki, zasłonki, firanki…

- Coś ty taki pryncypialny się zrobił? Cały dzień przesiedzisz w przy komputerze w świetlicy w ciepełku to ci potem głupie żarty w głowie. Też bym tak chciał. Kawkę popijać i w ogóle.

- A tu was boli! Trzeba się wziąć za naukę pisania i czytania. Mistrz słusznie zrobił zakazując niepiśmiennym przesiadywania w świetlicy i oglądania gołych, pardą, bab.

- Ja już prawie czytam, ale w tym mrozie rozum mi zamarzł – pochwalił się Pimo.

- Prawie, prawie… widziałem jak czytałeś na egzaminie. Widziałem, bo słuchać to za bardzo nie było, czego.

- Bo ja się nauczyłem czytać po cichu. Nie wiedziałem, że trzeba głośno. Przecież nikt głośno w świetlicy nie czyta!

- Niby tak, ale Mistrz kazał ci streścić to wydukałeś, że nic z tego nie rozumiesz.

- No bo to był tekst o jakiejś komisji śledczej u Polaczków. Nie szło zrozumieć, o co chodzi. Taka mi się zdarzyła wpadka, ale jutro mam termin poprawki.

- A ja się czytać i pisać uczyć nie dam! – Zezłościł się nagle Rodryg. – Przyjdzie wiosna i będę sobie hulał po świecie, a wy będziecie dukać nad blogami. Tyle powiem, a mróz przetrzymam.

- Jasne. Jakby wszyscy byli uczeni nie miałbym pola do popisu. Słyszeliście jak nabrałem tego Francuzika? Ciemnota prowansalska! Jemu tylko garnek i łyżka w głowie. Gdzie by ktoś rozsądny uwierzył, że zbroja smakuje jak marcepan? Przecież to głupota. Ale on we wszystko wierzy. Mróz jak diabli a ten bez czapki, bo mu powiedzieli, że ocieplenie nadeszło globalne. Co za ludzie! Swoją drogą z tą zbroją ciekawa sprawa. Nigdy o czymś takim nie słyszałem żeby zbroja miała smak, a moja ma. Zobacz bracie Rodrygu na ten mój lewy napierśnik. Smakuje jak golonka, a prawy jak piwo. Nasze bawarskie nie jakieś tutejsze. Zawsze przed snem sobie poliżę raz tego raz tego i zaraz czuję się jakbym był w domu!

- A jakie piwo?

- Kuflowe, bracie Rodrygu, kuflowe!

- Spróbowałbym, ale się boję czy mi język nie przymarznie?

- Coś ty, do napierśnika? – Zdziwił się dowcipny brat Zygfryd i mrugnął do Pimo, który pochylił się nad gazetą i udawał, że czyta artykuł o problemach gminnych bibliotek na Mazowszu.

1 komentarz:

  1. Bracie Jacku, no z krtzyżakó to jeszcze śmiac się wolno, ale polityczna poprawność zabrania wykorzystywać sugestię do koloru skóry. Zwłaszcza pejoratywnie. Współczesny Krzyżak przenigdy by się nie umurzył i nikogo nie ocyganił.

    OdpowiedzUsuń