czwartek, 11 listopada 2010

Dom Elżbiety LXXIX


Piotr kiwnął głową i spojrzał na Elżbietę, drżała.

- Mam dalej czytać? – Zapytał niepewnie.

Skinęła głową, na znak, że chcę poznać historię Racheli.

Boję się, że to co teraz opiszę, może być szokiem dla tego, który to przeczyta. Ale wiem, że inaczej nie mogę, tamta biedna Żydówka nie zasłużyła sobie na to, co ją spotkało. Poza tym, możecie mi wierzyć lub nie, byłam świadkiem ohydy, która była związana z jakimiś rytuałem diabelskim.

Ale od początku.

Uwięziono Rachelę w piwnicy mojego domu. Po tamtych wydarzeniach kazałam piwnicę zasypać, więc jej już nie ma, tego czego ta piwnica była świadkiem, a i ja bezpośrednio i co mi się wciąż śni po nocach, tego do dziś nie potrafię ogarnąć własnym umysłem.

Zaraz po tym jak sprowadzono Rachelę, między moimi „gośćmi” zapanowało ogólne poruszenie, jakby czegoś nie mogli się doczekać.
Mnie do piwnicy na początku nie wpuszczano, Carlota powiedziała, że jeżeli będę się upierała, sama mogę zastąpić Rachelę. To była jawna groźba z jej strony, która mnie przeraziła. Pamiętałam, co robili ze mną w Paryżu za zgodą Gerarda, a teraz też nie mogłam liczyć na niczyją pomoc. Nawet doktór Stelmach na moją prośbę pojechał do Baden za Józefiną.
Zresztą co on sam mógł uczynić? Znów stałam się zakładniczką w moim własnym domu. Myślcie, że mogłam zawiadomić policję. Tyle, że wiedziałam iż oni potrafią sobie i z nią poradzić, a ja miałam już zszarganą reputację po tym incydencie z Ksawerym. A Carlota, była dobra, bo to ona uleczyła więcej ludzi na wsi, niż ktokolwiek.

Przyszedł do mnie Meyer, prosząc bym oddała mu córkę, że wie, że jest tutaj, że słyszał jej krzyk. Byłam przerażona, ale powiedziałam, że u mnie jej nie ma, bo za mną stała Carlota, która była, wiedziałam już teraz o tym, zdolna do wszystkiego. Wtedy powiedział, że wpuściłam do domu i serca Azazela i spojrzał tak na Carlotę, że mnie przeszły ciarki.
Ona uśmiechnęła się, choć widziałam jak złość się w niej gotuje i ta jej twarz…znów była nieludzka.
Tylko jeden z nich nie podzielał ogólnego podniecenia, był nim ów malarz. Co dnia wydawał mi się bledszy i bardziej melancholijny. Zapytałam się go, co go gnębi. Odparł, że jeżeli ktoś nie ma duszy, bo ją sprzedał za geniusz, który mu ciąży jak kamień, nie może czuć się szczęśliwy. Potem nagle zniknął, zapytałam się Carloty, gdzie on jest, odparła, że wyjechał. Nie mogłam w to uwierzyć, bo nie zabrał swoich farb, pędzli, wszystko było, jakby przed chwilą wyszedł ze swojej pracowni, którą mu urządziłam. Myślę, że i jemu coś zrobiono, ale też nie mam dowodu.

Po zniknięciu malarza byłam im potrzebną, więc zabrano mnie do piwnicy. To co tam zobaczyłam, uwierzcie mi, było nie tylko przerażające, to był koszmar, którego nawet nie wiem jak opisać.

Rachela naga leżała na czymś w rodzaju ławy, nogi i ręce miała skrępowane i przywiązane do tego czegoś. Mistrz też był nagi i spółkował z nią, gryząc jej sutki tak, że ciekła z nich krew. Wokół pląsali w jakimś dziwnym tańcu pozostali, ubrani jedynie w czarne peleryny z kapturami. Widziałam, że byli nadzy, bo peleryny otwierały się przy każdym pląsie. Zdarto i ze mnie suknie i włożono mi taką pelerynę, Carlota przemocą wlała mi coś w usta. Potem, czy to była wina tego napoju, wszystko zaczęło mi się kręcić, jakbym była na karuzeli.

Potem nie pamiętam, ale rano byłam w swoim łóżku.

To było teraz moim codziennym rytuałem i tak przez trzy miesiące. Chyba zaczynałam wariować, bo przestał mnie obchodzić los tej Racheli, która była codziennie przez tego obleśnego starca gwałcona i co dzień spijał z jej sutków nową krew. Bałam się tylko o siebie i o to, żebym nie musiała być na jej miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz