wtorek, 16 listopada 2010

Dom Elżbiety LXXXII



- A kiedy zdezerterowałeś? – Zapytała Ela już trochę spokojniejsza, szloch pod wpływem ramienia Piotra ustąpił.

- Nie mówiłem ci? Wtedy, gdy Robert odbił mi Agnieszkę. Tą moją narzeczoną. Wiesz, on wtedy naopowiadał jej te wszystkie historie o mojej rodzinie i dziewczyna się po prostu wystraszyła. Ja nie miałem ani siły, ani odwagi stawiać temu czoła. Fakt, po prostu zdezerterowałem, czyli stchórzyłem. Masz rację, że Ksawery był tchórzem, tyle, że znam to z autopsji, wiem, że nie zawsze łatwo …nie, źle, nie chodzi, że nie łatwo. Chodzi o to, że nieraz po prostu myślisz, że wszystko jest przeciwko tobie. Byłem bardzo młody, wtedy zbuntowany i pragnący uciec stad, żeby to piętno wiszące nad moim nazwiskiem się skończyło. Uciec od przeszłości, rozumiesz? Chyba tak, bo ty też próbowałaś uciekać, prawda?

- Tak, masz rację uciekłam. Raczej nawet nie to, że uciekłam, chciałam się ukryć, to chyba lepsze porównanie. Ja mogę zrozumieć twoje pobudki, zwłaszcza, że tu wciąż byłeś tym Pawlickim od tych różnych rzeczy…ale trudniej mi zrozumieć Ksawerego, zobacz, on rozkochał w sobie Zofię, a właściwie uroczą dziewczynkę Zosię, dziecko prawie. Nie miał tyle odwagi, by sam to ojcu Zofii przedstawić, a gdy w końcu pojawia się Mioducki, po prostu obraża się jak rozkapryszona panna i ucieka. Jeszcze na odchodnym daje Zofii do zrozumienia, że to ona jest tą rozkapryszoną. Nawet nie próbuje walczyć, czy iść do ojca Zofii i z nim porozmawiać, tylko pogardzając tym dzieckiem, ucieka. A za co nią tak pogardza? Bo przyjmuje oświadczyny nieznanego jej bliżej mężczyzny w trosce o ojca i dom.

- Cholera! – Zaklął Piotr – masz racje, przecież on musiał być sporo od niej starszy. Poza tym, rzeczywiście nie zachował się jak facet, wszystko zostawił jej, żeby ona sama…dupek, po prostu dupek, że ja wcześniej tego nie dostrzegłem.

- To nawet nie chodzi, że on, jak go nazwałeś dupek. Chodzi o to, że gdy ona cały czas tęskniła za nim i go kochała, on cały czas kumulował w sobie tą nienawiść. Zobacz, gdy przychodzi do niej, po tych czasach Gerardowych, za namową Carloty, która nie wiem w jaki sposób go do tego skłoniła. To on wylewa na nią jego dawne pretensje, okraszone jeszcze większą wzgardą. Myślę, że tak naprawdę to on jej wcale nie kochał, myślę…wybacz, że ci to powiem, on chciał się po prostu wcisnąć do jej rodziny. Stać się panem na włościach. Nie sądzisz?

- Myślisz, że był aż tak małostkowy? Że zaimponowało mu to, że ta dziewczynka zobaczyła w nim faceta i chciał ją wykorzystać, by zdobyć lepszy status społeczny? Majątek? Wiec może, gdy dowiedział się, ze są zrujnowani, po prostu zwiał ze strachu?

- Do tego zmierzam. A gdy potem Zofia wróciła? Była bogata, bo Gerard jedno co jej zostawił to ogromny majątek. Pewnie w nim zawrzało ze złości i dał temu upust, poniżając ją w sposób okrutny, by poczuła się dużo gorsza od niego.

- Wiesz, teraz rozumiem nawet to nasze piętno, którym naznaczyła nas, nie Zofia nawet, a ta diablica Carlota. Myślę, że ja jestem, ja osobiście jej coś winny. Za tego mojego przodka, który był idiotą i ohydnym materialistą. Zwłaszcza, że masz rację, ona go kochała nade wszystko. Wiesz, nawet teraz pomyślałem o Agnieszce, podobnie z nią postąpiłem. Powiedziałem jej, że jeżeli bardziej ufa Robertowi i on jej bardziej odpowiada, powinna z nim się związać, nie zawracać mi głowę. Więcej nigdy z nią nie rozmawiałem. Nawet na ich ślub nie pojechałem, choć dostałem zaproszenie wypisane jej ręką. Może chciała mi wtedy jeszcze coś powiedzieć, a ja postąpiłem jak dupek, jak Ksawery, choć wtedy ją kochałem.

- A teraz, czy tęsknisz czasem za nią, myślisz o niej? – Zapytała Elżbieta ze smutkiem w glosie. Co prawda po łzach nie było już znaku i po jej roztrzęsieniu, ale wysunęła się z ramion Piotra, jakby czując, że się od niej oddala.

- Szczerze? – Zapytał Piotr.

- Tak – Dość stanowczo powiedziała Ela.

- Czasem o niej myślałem, czy z miłością? Chyba nie, raczej jak o bardzo odległej przeszłości i o tym, że ona w niej miała poczesne miejsce. Nawet nie wiem, gdzie teraz jest. Wiem, że po rozwodzie z Robertem wyprowadziła się do Holandii i chyba tam wyszła powtórnie za mąż.

- A nie chciałbyś się z nią zobaczyć?

- Nie, chyba, że ona by chciała. Przeprosił bym ją za moje zachowanie z przed lat. To tyle.

- Rozumiem. – Uśmiechnęła się wreszcie Elżbieta. – To miłe, że myślisz o niej z szacunkiem. – Spojrzała na zegarek – Zobacz! – zawołała – jest już druga w nocy, to dlatego czuję się aż tak zmęczona. Ostatnią noc nie należała do najbardziej wypoczynkowych. Oczy mi się zamykają ze zmęczenia, a tobie?

- Mnie też, chodźmy już spać. Jutro do końca przeczytamy pamiętnik, zamówimy krzyż i spróbujemy namówić Janusza, naszego proboszcza, by zrobił pokropek nad mogiłą Zofii. Tyle na razie możemy zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz