sobota, 13 listopada 2010

Dom Elżbiety LXXX





Gdy minęły trzy miesiące od zniewolenia Racheli, wielkie poruszenie i jakiś rodzaj ekstazy zaobserwowałam nawet u Carloty. Tego dnia, Carlota od rana starała się być dla mnie nadzwyczaj miłą. Okazywałam mi niesamowite oddanie, jakby te wszystkie rzeczy których byłam świadkiem i pośrednio sprawcą, nie wydarzyły się naprawdę.
Podejrzewałam jednak cały czas jakiś spisek i że może mnie spotkać coś podobnego do Racheli, więc wystrzegałam się ich wszystkich, a od Carloty niczego nie piłam, ani nie jadłam.
Gdy zapadł wieczór, moi „goście” wraz z mistrzem i Carlotą przyszli do mnie, bym po raz ostatni uczestniczyła w jak to nazywali” mszy”. Powiedziałam, że nie chcę, że nie mogą mi nic złego zrobić, chyba nawet zaczęłam krzyczeć.

Mistrz podszedł do mnie i powiedział, że nic mi się nie stanie, a nie mogę być pod działaniem mikstury Carloty, bo potrzebna jestem przytomna.
Spojrzałam na niego ze wstrętem, bo wciąż miałam w pamięci obraz codziennej gehenny Racheli i obleśny wygląd nagiego mistrza.
Powiedziałam, że do niczego nie może mnie zmusić. Skinął pokornie głową, ale zaznaczył, że jeśli będę z nimi w tym uczestniczyła, to wszystko się skończy.

Zgodziłam się. Niech Bóg mi wybaczy, chciałam żeby to się skończyło, myślałam, że Racheli nic się nie stanie. Zresztą, nie wiem co w tedy myślałam. Chyba po prostu chciałam, by i jej to się wreszcie skończyło.

Kazano mi się przebrać w tą czarną pelerynę, sami też się w nie ubrali. Zeszliśmy do piwnicy. Carlota już tam była. Ubrała Rachelę w suknię, ale obnażyła jej piersi. Dziewczyna nadal była związana, a nogi miała rozłożone jak do porodu. Mimo ubrania, Rachela była naga, może jeszcze bardziej niż zwykle. Spoglądała nieprzytomna ze strachy na nas, na mnie, jakby chciała mi zadać pytanie, dlaczego. Odwróciłam wzrok, by nie patrzeć w jej pełne bólu i lęku oczy.
Potem mistrz zaczął tą swoją litanie odwróconych słów. Wszyscy powtarzali po nim, ja też, mimo, że nie chciałam. Potem krąg zaczął się zaciskać wokół Racheli, ja byłam miedzy nimi. Widziałam jak mistrz podszedł do szeroko rozstawionych nóg Racheli i… włożył w nią rękę, aż po łokieć, kiedy ją wyjął, w dłoni miał jakiś okrwawiony pulsujący strzęp ciała. Zaczął je chciwie pożerać, aż cala twarz miał okrwawioną. Wokół zapanowało istne piekło, taki entuzjazm wzbudził wyczyn mistrza. Spojrzałam na Rachelę i zobaczyłam, że albo straciła przytomność, albo po prostu umarła. Leżała w każdym razie, tak mi się wydawało, bez życia.

Podeszłam do niej i… bo nikt już na nią i na mnie nie zwracał uwagi, zaczęłam rozwiązywać krępujące ją więzy. Kiedy rozwiązałam ostatni, nagle Rachela się poderwała. Nie wiem, czy to, że poczułam się uwolnioną dodało jej siły, czy co innego, ale podniosła i chciała mnie udusić. W oczach jej dostrzegłam obłęd, szaleństwo. Brakowało mi tchu, wtedy uratowała mnie Carlota, odciągając ją ode mnie.

Rachela uciekła, zostawiając za sobą ścieżkę krwi. Pomyślałam wtedy, że wykrwawi się na śmierć. Dziwne, ale czułam ulgę, że umrze.

- Boże – jęknęła przerażona Elżbieta. – Co ta Rachela przeszła? To koszmar!

- Tak, aż mi zaschło w gardle z przerażenia. – Piotr spojrzał na Elę - Dzięki, że przerwałaś, chyba nie mogę już na razie czytać.

- Nie dziwię ci się. Wiesz, dziwna ta Zofia, trochę mi jej też szkoda, bo ona to robiła wszystko ze strachu, bo nie chciała, by to spotkało ją. Znów, bo przecież już czegoś podobnego doświadczyła, prawda?

- Myślę, ze tamten rytuał, był trochę inny, ale fakt, ona się bała. Rzeczywiście na nikim nie mogła się wesprzeć. A szczerze, ten Ksawery też był nie w porządku, nie musiał nią aż tak wzgardzić, w końcu…

- Tak, masz rację – przerwała mu Ela – on właściwie sprowadził na nią to nieszczęście, znów!

- Znów? – Zdziwił się Piotr.
- A przedtem, jak oświadczył się jej Mioducki, może gdyby Ksawery inaczej postąpił, nie uniósł się tak honorem, nie wydarzyło by się to wszystko. Nie pomyślałeś o tym?

- Może – Piotr się zawahał – myślisz, że to my jesteśmy temu wszyscy winni? My Pawliccy?

- Nie, nie tak to chciałam powiedzieć. Wybacz mi. – powiedziała trochę wystraszona Ela, bo zobaczyła, jak Piotr zmienia się na twarzy, jakby miał wybuchnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz