niedziela, 14 marca 2010

Dom Elżbiety XXXIII- nowa opowieść (Iwona)

Elżbieta uśmiechnęła się, w jej oczach czaił się żar, chciała opanować narastające podniecenie, które drażniło jej zmysły.

- …ale poczekam, gdy będziesz gotowa. – Dokończył Piotr. – To ja teraz będę czytać, dobrze?

Skinęła głową, wewnątrz głowy usłyszała śmiech Zofii, nie był to śmiech naturalny, raczej ironiczny, nieprzyjemny.

Nie chcę opisywać moich dni upokorzeń
– zaczął czytać Piotr – chciałabym tylko, byś ty czytelniku, zapewne mój krewny wiedział, że tak weszłam w dorosłość. Moja sypialnia stała się pokojem tortur, bałam się nocy, ale gdzieś wewnątrz mnie moje drugie ja, domagało się tego.

Pewnie myślisz, że gdzieś tam…obok samej siebie, czerpałam z tego przyjemność, zapewne tak, innych cielesnych zbliżeń nie znałam. Wkrótce byłam w odmiennym stanie, Gerard stał się nagle czułym i zaprzestał swoich praktyk. Byłam bezpieczną, nagle z okrutnika stał się delikatny. Przestał nawiedzać mnie w sypialni, w ciągu dnia był usłużnym, wciąż starał się być mi pomocnym, nawet momentami czułam się osaczona jego nadgorliwością.

Wiedziałam, że jest to zasługą mego stanu i tego, że pragnął mieć potomka płci męskiej, sam mi o tym zaraz po ślubie powiedział. Pragnął zostawić swoją fortunę spadkobiercy spłodzonego z prawego łoża z Polką. Powiedział mi też, że długo szukał odpowiedniej kandydatki, a ja byłam idealną, bo nie posiadałam matki. Powiedział, że wie jak to teściowe potrafią być wścibskie i że jego naturalny ( to podkreślił dobitnie)popęd płciowy, mógłby być przez wścibskie oczy uznany za wynaturzenie.

Cóż miałam na to odpowiedzieć? Czułam się ważniejszą, pewniejszą swej pozycji, więc tylko westchnęłam, żeby nie pomyślał o mnie źle i wspomniałam, że chciałabym zmienić klimat, na czas jakiś, bo paryskie powietrze mi nie służy.

Myślałam, że zaproponuje mi odwiedziny w rodzinnych stronach u ojca, ale on zapalając się do pomysłu zaproponował Hiszpanię, bo ma tam wielkiego przyjaciela, którego już od dawna nie odwiedzał. Pojechaliśmy więc do Hiszpanii. Nie wspominała bym o tym, gdyby nie wydarzyło się coś, co zaważyło na całym moim życiu.

Hiszpania byłą mi nudną, w posiadłości (ogromnej), do której pojechaliśmy nie odczułam specjalnej sympatii. Przyjaciel do którego tak się rwał mój pan małżonek, był starym obleśnym satyrem i tylko mój stan błogosławiony i to że Gerard mnie pilnował, uchroniło mnie od niewczesnych zalotów Alberto Pedra. Widziałam natomiast ja bardzo oboje są do siebie podobni, co mnie przerażało.

Kiedyś spacerując po ogrodzie podejrzałam scenę, która…no tak, potem to wytłumaczę. Zobaczyłam Gerarda i Alberto Pedra zabawiających się z młodziutką dziewka i chłopcem. To co zobaczyłam, najpierw mnie przeraziło, potem jednak z ciekawością obejrzałam wszystko do końca.

Z późniejszej relacji tej dziewki dowiedziałam się, że Alberto Pedro przyłapał ją i jej kochanka (tego chłopca), gdy figlowali w ogrodzie między krzewami kwiatów. Żal mi jej było ogromnie, bo to co jej i jej chłopcu robiono, rechocząc ze śmiechu, było tym ohydniejsze, że Alberto i Gerard pozwolił, by tej scenie przyglądał się ogrodnik z pomocnikami.

Chłopca przywiązano nago do drzewa, a ją obnażywszy gwałcili na wszystkie sposoby, bijąc gdy próbowała się bronić, potem spłakaną i omdlewającą zawlekli za włosy do tego drzewa z jej kochankiem i kazali jej ustami podnieść mu męskość. Potem obaj zgwałcili też chłopaka, a dziewkę oddali ogrodnikom, by i oni zaspokoili swoje chucie.

Obudziło się we mnie wtedy okropne współczucie, porównałam w myślach tego chłopaka i tą dziewkę, do mnie i Ksawerego, bo wciąż o nim myślałam…i myśląc cierpiałam. Zainteresowałam się losem tych dwoje, bo mój stan, a był już bardzo poważny, bo za miesiąc mogło być rozwiązanie, stawiało mnie na uprzywilejowanej pozycji.

Odszukałam chałupę tej dziewczyny, okazało się, że jest bardzo chora, miała gorączkę, a jej matka, straszna baba, spluwała w stronę barłogu na którym leżała. Zajęłam się nią, sprowadziłam lekarza. Kiedy zaczęła powracać do zdrowia, trochę na migi, trochę w jej języku, dowiedziałam się, że ten jej chłopiec się utopił, a i ją niepotrzebnie ratowałam, bo i ona nie będzie mieć tu życia. Wtedy powiedziałam jej, ze się nią zaopiekuję, że ją zabiorę z sobą. Tak mój los złączył się z losem Carloty, bo tak na imię było tej dziewce.

- No i mamy pokojówkę! – głos Piotra był ożywiony, a oddech był cięższy, niż na to mógłby wskazywać upał.

- Tak – przytaknęła Ela drżącym głosem – a ona nadal kocha Ksawerego, zauważyłeś?

Piotr spojrzał na nią, przysunął się i obiął ramieniem.

- Tak – szepnął jej na ucho – zauważyłem.

Teraz Elżbieta poddała się, po chwili niecierpliwie zdejmując z siebie ubranie znaleźli się w jej ogromnym łożu.

4 komentarze:

  1. iwonko, tu też wpadam, ale doczekałam na niepoprawnych.....pozdrawiam marika

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwona Jarecka15 marca 2010 11:13

    Mariko

    Cieszę się, że i tu mój blog odkryłaś, bo to jednak moja baza.

    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no w końcu momenty:) w tym jak dotychczs niewinnym związku Piotra i Elżbiety

    Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Gresiu!

    jak się cieszę, ze Cię widzę.

    pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń