wtorek, 16 marca 2010

Dom Elżbiety XXXIV- nowa opowieść (Iwona)

Obudziła się w środku nocy, obok czuła rozgrzane ciało Piotra, a mimo to czuła lęk.

Śniła, że jest w kuchni, sama, że siedzi naprzeciw kuchenki gazowej i pije herbatę.

Nagle w szybce piekarnika zobaczyła, twarz kobiety…usłyszała wyraźnie szept, błagający ją o pomoc. Już wtedy zaczął się w niej czaić lęk, ta twarz ją przeraziła. Odwróciła wzrok i zacisnęła powieki…leczy ciekawość zwycięża.

Chcąc sprawdzić, czy to nie wytwór jej wyobraźni spogląda i aż przechodzą ją dreszcze strachu, twarz jest wyraźniejsza, usta układają się w groteskowy uśmiech, a oczy? Oczy są straszne, płoną jakimś nieziemskim blaskiem i Elżbieta podświadomie wie, że to zły blask!

Wie też, że powinna uciec i że nie powinna na to patrzeć, ale siedzi jak wmurowana na krześle. Nie może oderwać wzroku od tej twarzy, wyraźnie widzi, że to odbicie wyciąga ramiona w jej stronę i …chichocze, po czym jęczy prosząc o pomoc, ale raczej drwi sobie z niej, niż prosi…tu się obudziła, ale wciąż w słyszała ten okrutny chichot, drżała.

Piotr wyczuwając przez sen jej lęk, zaczął szukać ją ramieniem.

Przebudził się.

- Co się stało? – zapytał zaspany.

- Nic, odpowiedziała drżącym głosem – miałam zły sen.

- Co ci się śniło?

Elżbieta opowiedziała mu sen.

- Czy to była Zofia?

- Nie.

- Skąd wiesz?

- Nie wiem…ale wiem, że to nie ona i że zapach piżma z imbirem, to też nie ona…ona jest uwięziona przez tą, która ze mnie dziś drwiła, ja to czuję.

- Myślisz, że to Carlota?

- Nie wiem.

-Pamiętasz, Kanusia mówiła coś o tej jej pokojówce? Za nim przyjechał Robert.

- Tak, że była czarownicą, że uratowała ją od śmierci, że chciano ją utopić.

- To się nie zgadza!

- Wiesz, może tak napisała ojcu?

- Możliwe. Wiesz, może powinniśmy się o niej czegoś więcej dowiedzieć?

- Tak mi tu dobrze przy tobie. – Piotr objął ją ramieniem.

- Najpierw praca…potem przyjemność – Elżbieta już była w lepszej kondycji, niż przed chwilą. Wyskoczyła nago z łóżka i szybko włożyła na siebie koszulkę i spodenki.

- O! – Odezwał się rozczarowany Piotr – byłaś taka piękna.

- Nie zagaduj – Ela była wyraźnie zachwycona słowami Piotra. W jej glosie można było wyczuć kokieterię.

- No już wstaję, ale nie mam zamiaru się ubierać – wyszedł z pod kołdry, a Elżbieta zauważyła, że był znów gotowy.

- Piotr, będziesz mnie rozpraszał – zmarszczyła kokieteryjne brwi.

- Naprawdę?

- Słuchaj, mnie też było cudnie i pewnie jeśli będziesz chciał, zrobimy to znów, ale…zrozum, ja muszę się o niej coś dowiedzieć.

- Jasne – Piotr okrył się, trochę z ociąganiem – wiesz, marzyłem o tym od chwili gdy cię zobaczyłem. Facet ma prostą strukturę, a jak kogoś bardzo pragnie…rozumiesz?

Skinęła głową i lekko się zarumieniła. Cieszyła się, że tak na niego działa, bo on też od początku był dla niej kimś, o kim mogła tylko marzyć.

- Gdzie skończyłeś? – Elżbieta otworzyła pamiętnik Zofii.

- Chyba na tym, że los jej się związał z losem Carloty.

- Tak mój los złączył się z losem Carloty, bo tak na imię było tej dziewce. To, to?

- Tak.

Elżbieta zaczęła czytać:

Gerarda szybko przekonałam, że chcę mieć Carlotę przy sobie, zwłaszcza, że była naprawdę śliczna, a pewnie ją zapamiętał z ogrodu. Zapytałam się jej potem, bo nauczyłam ją znośnie polskiego, co mamrotała jej matka spluwają w jej stronę, gdy była prawie umierającą. Wyraźnie pamiętałam, że mówiła bruja. Carlota się zmieszała, ale powiedziała, ze oznacza to słowo czarownicę.

2 komentarze: