niedziela, 19 września 2010

By żyło się lepiej!

Idę sobie z Różyczką zwiedzać łąkę i zamiast kontemplować przyrodę w świetle dogasającego lata ustawicznie drę mordę na moją psicę, która rozgrzebuje kretowiny chcąc pewnie obdarować mnie żywym kretem. A co to ja jestem liderem jakiejś partii bym się musiał otaczać kretami?

Poza tym nie wiem, czy taki kret czasem w domu nie śmierdzi?

A tych kretowin mnóstwo. Mijamy olszynki a Różyczka w szczek!
O mało nie zemdlałem! Nawet człowiek „miastowy” wie, jak wygląda kretowina, a co
dopiero ja, który na co dzień widuję krowy, kaczki, kury, kozy a nawet gęsi, żeby nie było, że u nas żyją tylko zwierzaki nazywające się na „k” Wysoka na półtora metra kupa ziemi i coś w niej się rusza! Skoro taka kretowina to jaki kret być musi!

- Weź pan tego psa! – odzywa się spod ziemi domniemany kret

Podchodzę, biorę Różyczkę na smycz, zaglądam i widzę mojego znajomka, Dżonego Mamarony dziabiącego saperką w korzenie rosnącego obok czarnego bzu.
Nie uwierzycie, ale, choć to znany gaduła i uliczny publicysta, przez pół godziny nie mogłem z niego wydusić, w jakim celu kopie tę dziurę a gdy w końcu raczył mi wyjaśnić naprawdę się zdziwiłem. Okazało się, że Dżony poszukuje skarbu z zatopionego w szesnastym wieku na Karaibach galeonu należącego do dawno nieżyjącego króla Hiszpanii.

Na wszystkie moje obiekcje natury historycznej i przede wszystkim geograficznej oraz niezbyt grzeczne pukanie się w głowę odpowiadał z tajemniczym uśmiechem, że to w sumie nic nie szkodzi, po czym niejako w kontrze roztaczał przede mną wizję skrzyń pełnych kosztowności.

- Samego złota w sztabach szacuję na dwie tony! Czy zdajesz sobie sprawę jakie to bogactwo?

Ja mu na to, że Golina to nie Karaiby, na co on wyliczał szmaragdy wielkiej wartości oraz korony Inkaskich królów i jeszcze dodawał sentencjonalnie, ze kto szuka ten znajduje!
Zezłościł mnie swoim uporem i już miałem odchodzić gdy rzucił we mnie ostatecznym argumentem:
- Władza mnie popiera!
Co prawda okazało się, że to tylko posterunkowy Ignaczak zaalarmowany przez jakiegoś przeciwnika rozkopywania łąki przybył przedwczoraj by przegonić Dżonego, ale dał się skusić jego gadaniną i zgodził się przymknąć oko za pięć procent wartości skarbu plus dwa nowe komputery dla posterunku policji.

- Ech, to niewiele – zwróciłem uwagę Dżonemu, na co on zaciągając się mocnym i głaszcząc moją Różyczkę po łbie zaczął mi opowiadać co zrobi z forsą, gdy już wykopie skarb. Okazało się, że nie kopie w ziemi z czystej pazerności, gdyż większość pieniędzy wyda pro publico bono. Naprawdę miło było posłuchać tych planów: Całkiem nowe chodniki, nowe drogi w całej gminie, kanalizacja tam gdzie nie ma, oświetlenie i zadaszona trybuna na stadionie, hala sportowa, dom kultury, liceum, stypendia dla zdolnej choć biednej młodzieży, że nie wspomnę o laptopie dla każdego ucznia i darmowym szerokopasmowym internecie dostępnym na terenie gminy i wielu, wielu innych rzeczach.

Kiedy wracałem z Różyczką do domu, zorientowałem się, że Dżony wypalił mi wszystkie fajki w związku z czym poszedłem do sklepu. A przed sklepem słup, a na słupie plakat. Z plakatu śmieje się Dżony a pod spodem, każdy umiejący czytać znajduje łatwo detaliczne wyliczenie tego co planuje zrobić Dżony gdy zostanie burmistrzem. No tak, wybory!

Koło słupa stoi niepozorny Józio i pije piwo.

- Co pan o tym sądzi - pytam, wskazując na plakat?

- Dżony jest super i oczywiście będę na niego głosował!

Gdy oddalam się, zły na siebie, że nad dziurą w ziemi straciłem dwie godziny słuchając bredni godnych przedszkolaka, rzuca za mną tajemniczo:

- By żyło się lepiej, Jacek, by żyło się lepiej!

2 komentarze:

  1. He he! Dobre, aż zalinkuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że u Ciebie skarby kopią nie tylko w kieretynach!
    http://www.gloswielkopolski.pl/aktualnosci/309824,golina-ukradl-kropielnice-z-kosciola,id,t.html
    pzdr
    oranje

    OdpowiedzUsuń