poniedziałek, 27 września 2010

Dom Elżbiety LXIV





- Nie, nie sądzę, by to był w tej chwili i z tobą temat, nad którym chciałabym się zatrzymać. Jeśli dalej chcesz rozmawiać o mojej fizjologii, to żegnam.

- Jak ci ładnie z tymi zmarszczonymi brwiami – Robert nadal nie dawał za wygraną. – Ale niech ci będzie, że ominiemy temat twojego ponętnego ciała. Przyszedłem tu, bo…widzisz, źle wybrałaś, Pawlicki to zły wybór.

- A ty dobry? – Eli głos stał się zimny i nieprzyjemny, ciążyła jej wizyta Roberta, ta jego zarozumiałość i to co mówił o jej osobie, o Piotrze, Kanusi.

- Na pewno lepszy, niż Piotr. Tam u nich kobiety spotyka bardzo zły los, albo oni wybierają pewien typ kobiety. Matka Piotra – zaśmiał się lubieżnie – to był niezły numer, wiesz?

- Nie obchodzi mnie to. – Ela była zła, a ta jego ironia, nie chciała tego słuchać, choć gdzieś w umyśle, była ciekawa, jak na to patrzy taki pyszałek jak Robert.

Robert jakby jej nie słyszał – Po wsi do dziś krążą legendy o niej. Zresztą możesz spytać się Kobielaka, jak mi nie wierzysz. Kiedyś podobno baby poszył do ojca Piotra na skargę, że zwabia chłopów, podobno potrafiła z trzema na raz – Robert chyba dobrze się bawił opowiadając te historię.

- I co to ma do rzeczy? Czy z tego powodu Piotr jest winny?

- A babka…

- Znam, wiem to wszystko, to nie żadne rewelację. Piotr mi o tym mówił.

- O! – Robert był zdziwiony. – Ale Kobielak zna wszystkie pikantne szczegóły, powinnaś go posłuchać. Mnie to opowiadał kilka razy, z tego co opowiadał, mogę ci powiedzieć, że matka Piotra była dziwką pierwszej kategorii.

- Jesteś zboczony! Po co mi to opowiadasz? Nie obchodzi mnie, co robiłam matka Piotra, zwłaszcza, że on jej właściwie nie pamięta, zostawiła ich.

- Jasne. Ja tylko chcę cię ostrzec, że możesz tak samo skończyć. – Po raz pierwszy od początku tej wizyty Robert stał się poważny. – Możesz o mnie myśleć, że jestem zazdrosny, na pewno doktorek ci już się wypłakał, że mu odbiłem narzeczoną. Pewnie też ci powiedział, że jestem łajdak i truteń. Ale przynajmniej niczego nie ukrywam po maskami a to szlachetności, a to poświęcenia. Jestem jaki jestem, ale naprawdę mi się podobasz, żal mi ciebie, że matka tak ochoczo rzuciła cię w ramiona Pawlickiego. Jesteś naiwna, jeśli myślisz, że wszyscy wokół są tacy cudowni i szlachetni. Andrzej, mój brat też wcale nie jest taki kryształowy, a Lila, pewnie jej nie znasz, wielka pani stylistka, co utrzymuje męża nieroba…a matka tego nie chce dostrzec. Ona też nie jest znów taka cudowna, babka Kraskowa kiedyś powiedziała, że to jej wina, że ojciec odszedł od nas.

- Jak nazywa się twoja babcia?

- Kraska. A co?

- Nic, gdzieś już słyszałam to nazwisko.

- Oni tu od wieków mieszkają, możliwe. Choć, babcia już nie żyje, wuj też. A miał tylko córki i zmieniły nazwiska.

- Nie ważne. A ty, czy ty próbowałeś odszukać ojca?

- Tak, pojechałem do Nowej Huty, miałem dziewiętnaście lat, akurat zdałem maturę. Ale z ojcem nie mogłem się dogadać, to był już wrak człowieka, zresztą chyba pół roku później umarł.

- A zapytałeś mu się, czemu zostawił żonę i trójkę malutkich dzieci? Właściwie wydał na was wyrok, bo wiedział, że możecie zginąć z biedy, bez niego. Przecież wiedział, że twoja mama z wami i z gospodarstwem sobie nie poradzi. To był z jego strony egoizm i okrucieństwo!

- Słuchaj, ojciec już wtedy nie trzeźwiał, nie było sensu pytać. A babka…to przecież matka mojej matki, a powiedziała, że to jej wina.

- A twoja babka pomogła twojej mamie choć raz? Wiesz, nie mam zamiaru robić ci portretu psychologicznego, ale masz problemy z własną akceptacją. Masz cudowną mamę, bardzo fajnego brata, siostry waszej nie znam, a bratową też masz uroczą. Zupełnie nie rozumiem, czemu w tobie tyle zawiści, zazdrości. Dzięki swojej mamie miałeś ciepły dom, dostałeś porządne wykształcenie…- Nie dokończyła, bo w bibliotece zadzwonił telefon.

- Pójdę odebrać –rzuciła przez ramię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz