środa, 29 września 2010

Dom Elżbiety LXV




Kiedy podniosła słuchawkę usłyszała tylko przeciągły sygnał. Odłożyła ją więc i chwilę stała, wpatrując się w aparat. Po chwili za nią przeszedł Robert.

- Piotrek już dojechał do mamy? – Zapytał.

- Nie wiem.

- To nie on dzwonił?

- Nie wiem kto dzwonił, gdy odebrałam już się rozłączył. A wracając do tematu, wybacz, ale wydaje mi się, że szukasz problemu tam, gdzie go nie ma. A mylisz się myśląc, że mnie ktoś specjalnie chciał wepchnąć w ramiona Piotra?

- A nie? Matka aż się zachłystywała szczęściem, że Pawlicki i ty…

- Cieszę się, że się cieszyła, ale mogę ci powiedzieć, że Piotr i ja po prostu przylgnęliśmy do siebie od pierwszej chwili, nie było w tym niczyjej ingerencji.
- Jak tu pięknie pachnie – Robert wciągnął powietrze – pamiętam ten zapach, zawsze tu był.

- Zapach? – Elżbieta zadrżała – jaki zapach? Czy to mieszanka piżma z imbirem?

- Nie wiem, nie znam się, dla mnie to zapach drogich perfum, luksusu. Pasuje do tego domu, jest w nich tajemniczość i szlachetność.

- Tak myślisz? A do mnie też ten zapach pasuje?- Ela znów była zirytowana – Mylisz się, to zły zapach i wcale nie ma w nim ani odrobiny szlachetności, to zapach bardzo złego człowieka.

Robert uśmiechnął się dziwnie po jej słowach. – Czemu się tak denerwujesz? Powiem ci, że w dzieciństwie siadałem tu na kanapie i czekałem, aż zapach przyjdzie…on zawsze przychodził, jeśli rozumiesz o co mi chodzi? – Elżbieta skinęła głową, że rozumie. – Potem…może to cię rozbawi, ale czułem czyjąś obecność, wiedziałem, byłem pewny, że to „coś” przyszło tylko dla mnie i że w jakiś sposób mnie chroni. Potem to „coś”, często pomagało mi w podjęciu odpowiednich decyzji. Jak na przykład, że powinienem studiować, że to ja…no, że jestem lepszy od rodzeństwa, że ja zasługuję na inny los.

- O matko! – Jęknęła Ela – zapanowała nad tobą?

- Nie rozumiem – Robert spojrzał zdziwiony – Kto zapanował?

Znów zadźwięczał telefon.

- Słucham – Ela od razu poniosła słuchawkę.

- Elżbieto, to ja. Miałaś zaraz wyjść z domu, czemu tam jeszcze jesteś? – Głos Piotra był pełen niepokoju.

- Co z Kanusią? – Odpowiedziała pytaniem.

- Nie wiem, co ten Robcio tym razem wymyślił, ale Kanusia czuje się wyśmienicie, jutro wychodzi do domu. Ale nie odpowiedziałaś mi na pytanie, czemu wciąż jesteś w domu?

- Bo mam gościa. A cieszę się, że to był fałszywy alarm. Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że odwiedzimy ją już jutro w domu, dobrze?

- Jasne, ja za chwilę wracam. A kim jest ten gość?

- To Robert.

- Co! – Piotr aż krzyknął do słuchawki.

- Potem pogadamy, dobrze – Elżbieta, chciała ukryć przed Robertem, jak zareagował Piotr, na oświadczenie, że to on jest gościem Eli.

- Jasne. A to intrygant, wyciągnął mnie od ciebie, tak?

- Tak, ale pogadamy jak wrócisz, ok.?

- Jasne, to wsiadam do samochodu i za jakie pół godziny będę u ciebie.

- Raczej za czterdzieści minut, nie pędź jak wariat, proszę.

- Oczywiście, ja nie będę się spieszyć, a Robciu będzie cię uwodzić, tak?

- Przestań! I wracaj szybko, pa.

- Jasne, pa.

- Co, wściekł się, że go stąd wyciągnąłem? – Robert uśmiechał się znów jakoś dziwnie.

- Nie i ciesz się, twoja mama jest już zdrowa, jutro będzie w domu. A wracając do naszej rozmowy, uwierz mi, zapach to zło i podpowiada ci to „coś’, jak sam to określiłeś najbardziej egoistyczne rozwiązania, nie zauważyłeś tego? Jesteś inteligentnym facetem, więc zapewne przyszło ci to do głowy, prawda?

- A może po prostu jestem takim egoistą? – Robert cały czas się uśmiechał – Może takiego faceta jak ja właśnie potrzebujesz. Wiesz, naprawdę jestem interesujący, na pewno bardziej niż ten cały Pawlicki. I bardzo mnie pociągasz, masz cudowne ciało.

- Znów zaczynasz! – Zganiła go Ela, ale tak jakoś słabiej, bez emocji. – I proszę skasuj te zdjęcia, jeśli rzeczywiście je masz.

Uśmiechnął się szczerzej po jej słowach. – Pociągam cię jednak trochę?

- Skąd ten pomysł? Poza tym, lepiej już idź, za chwilę będzie tu Piotr, a chyba nie chcesz się teraz z nim spotkać?

- Pociągam cię – odpowiedział sam sobie. – Jeszcze raz tylko cię ostrzegam, Piotr to zły wybór, uwierz. I fakt, masz rację, raczej wyjdę, za nim pan doktor wróci.

- To na razie i przemyśl moje słowa. Zapach i te rozwiązania o których tyle opowiadałeś, to było złe. Nie, że uważam iż wykształcenie było czymś złym, tylko, że ty to wymuszałeś kosztem innych

- Jasne, zły Robert krzywdził rodzinkę. Pa śliczna i lepiej to ty się zastanów, czy ja nie mam racji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz