niedziela, 5 września 2010

Dom Elżbiety LVII



Po drugiej stronie odezwał się lekko zirytowany głos Karoliny.

- Już całkiem o mnie zapomniałaś? - Zapytała z wyrzutem i nie czekając na odpowiedź kontynuowała. – Rozumiem, że ci się dobrze układa z doktorkiem, a pewno Mareczka spławiłaś, więc czujesz się wolna. Tylko, że ja czekam tu, byś dała znak życia po tym spotkaniu, zwłaszcza, że…

- Daj mi może dojść do słowa, co? – Ela przerwała tok wymowy Karoliny – Rzeczywiście Marka spławiłam, Piotra zresztą na dziś też…

- Pokłóciłaś się z nim?– Karolina była więcej niż zainteresowana.

- Nie, nie pokłóciłam, długo by opowiadać. Słuchaj, mam tu prawdziwe śledztwo z duchami w roli głównej. Ten pamiętnik, to wspomnienia mojej ileś tam pra babki, która jest pochowana tu na terenie ogrodu, na dodatek była ekskomunikowaną. Popełniła samobójstwo i jej służąca, a zarazem baba z piekła rodem pomaga jej w tym samobójstwie i grzebie w ogrodzie, by mieć nad nią chyba władzę…

- O czym ty mówisz ?– Głos Karoliny zmienił się nie do poznania, z żartobliwego stał się przerażony.- I kto tam obok ciebie tak krzyczy?

- Nikt tu nie krzyczy – Elżbieta rozejrzała się po kuchni, po plecach znów przebiegły jej dreszcze.

- Słyszę wyraźny głos kobiecy, ale on się chyba zwraca do mnie…Ela uciekaj z domu!

- Zwariowałaś? - Elżbieta już opanowała lęk. – Jesteś tam? – Ale telefon już milczał.

Wybrała numer Karoliny by dokończyć rozmowę, ale odzywał się tylko automat – Wybrany abonent jest w tej chwili niedostępny.

Znów po plecach przebiegł jej dreszcz i odruchowo wybrała numer Piotra, ale i tu odezwał się automat, - Wybrany abonent jest w tej chwili niedostępny.

Potem poczuła ten znienawidzony zapach, a może był tam cały czas, a ona dopiero teraz go poczuła? Potem śmiech, jakby ktoś zabawiał się jej kosztem. Wreszcie usłyszała nad samym uchem.

Jesteśmy teraz zupełnie same!


Teraz Elżbieta była przerażona, nigdy nie była zbyt pobożna, ale w tej chwili jedyne co jej przyszło do głowy to „Ojcze Nasz”, który zaczęła odmawiać na głos. Kiedy skończyła, zaczynała od nowa.
Ze strachu usiadła na środku kuchni, podwijając nogi pod siebie i głośno się modliła.

Tak zastał ją Piotr, siedzącą na środku kuchni ze złożonymi dłońmi i zamkniętymi oczami.

- Elżbieta – dotknął delikatnie jej ramienia – co się stało?

Otworzyła oczy, za oknem był już dzień, pupa bolała ją od kamiennej posadzki, a ramiona od kurczowej pozycji modlącej.

- Było strasznie, ona chciała mi coś zrobić, ale się modliłam do Boga by odeszła i chyba się udało. – Teraz dopiero wybuchła płaczem – Wybacz…myślałam że…czemu nie odbierałeś telefonu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz