piątek, 24 września 2010

Dom Elżbiety LXII



- O Gerardzie to ja już mam wyrobione zdanie. Wybacz, jeśli ktoś najpierw, prawie dziecko ubezwłasnowolnia, by móc praktykować swoje zboczenia…ale Zofia powinna być po tym wszystkim mądrzejsza. Carlota jest może groźniejsza niż ten cały Mioducki!

- Fakt, tyle, że jak pisze, wtedy jej jeszcze ufała, zobacz, uratowała dziecko, pewnie z zespołem Downa, albo z jakąś inną chorobą genetyczną.

- Na pewno miała ku temu powody…nie ufałam jej od początku, pamiętasz?

- Jasne, ale przyznasz, że pożałowałaś ją za tę scenę u Alberto Pedra.

- Teraz myślę, że i to było ukartowane. Ale fakt, wtedy ją pożałowałam. – gdy to mówiła zadzwonił telefon w bibliotece.

- Może to Kanusia! – Zawołała Ela i pobiegła odebrać.

Po drugiej stronie odezwał się jednak męski głos.

- Dzień dobry pani Elżbieto, przepraszam, że niepokoję. Jestem Robert Karnafel, poznaliśmy się niedawno u mojej mamy w szpitalu.

- Witam! – Głos Eli zdradzał zdziwienie – czy Kanusi się pogorszyło? – Zapytała zaniepokojona.

- Właśnie. – Jęknął Robert – Wie pani nie mogę się dodzwonić do Piotrka, a mama, no wie pani, bardzo mu ufa. Czy może ma pani z nim jakiś kontakt?

- Piotr jest u mnie, zaraz go poproszę do telefonu – Ręką zasłoniła słuchawkę i zawołała w stronę kuchni – Piotr!

Piotr chwilę rozmawiał z Robertem, pytając co się właściwie stało i po chwili, że zaraz będzie w szpitalu. Potem odłożył słuchawkę.

- Słuchaj, Kanusia ciężko zasłabła, nie mogę się dogadać z Robertem, gada bez sensu. Najlepiej pojadę i sprawdzę co tam się dzieje. Jedziesz ze mną?

- Jestem nie ubrana i bez makijażu, musiał byś trochę poczekać…właściwie jedź sam, ja jak się uszykuję, pójdę do Maryli i Andrzeja, może oni wiedzą coś więcej. Może Andrzej mnie tam do ciebie podrzuci. A ty jedź, zobacz co się stało, bardzo się niepokoję o Kanusię.

- Dobra. Tylko, teraz ja będę bał się o ciebie. Będę wyrzucał sobie, że cię tu po tym wszystkim zostawiłem samą.

- Nic mi się nie stanie, migiem się ubiorę i zaraz pójdę do Andrzejów, ok.?

- Dobra, to w takim razie jadę. – poszedł w stronę drzwi – Tylko bądź ostrożna, proszę. – powiedział zaniepokojony na odchodnym.

Ledwie za Piotrem zamknęły się drzwi Elżbieta pobiegła się ubrać. Włożyła jeansy i koszulkę, nie miała ochoty się stroić. Potem przeczesała włosy i pociągnęła szminką po ustach.
Miała wychodzić, gdy ktoś zapukał do drzwi. Poszła otworzyć. W drzwiach stał Robert.

2 komentarze:

  1. Hallo!
    Dorcia tu mówi!!!

    Chciałam Państwu zakomunikować, że czytałam cały czas ale bez logowania. Teraz się zalogowałam, to i jestem widoczna :))

    Pozdrawiam i dodaję do obsrewowanych.
    PS: w salonie też czytam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się bardzo, że nas znalazłaś!

    OdpowiedzUsuń