środa, 15 września 2010

Tomasz Terlikowski. Oko niemowląt wśród wrogów

Przeczytałem dzisiaj dwa opublikowane w Salonie24, teksty pana Tomasza Terlikowskiego. Oczywiście, zawsze o ile jego tekst zoczę to czytam. Czasem mnie wkurzył pan Tomasz i miałem ochotę obdarować go sójką w bok a innym razem chętnie bym go wyróżnił pociągając za ucho.

Niech nikogo nie zmyli ten lekki wstęp, bo to jest poważna pisanina.
Dzisiaj po przeczytaniu jego tekstów zadałem sobie pytanie, czy chciałbym żyć w państwie wymarzonym przez pana Tomasza?

Oczywiście tak, jak ja sobie wyobrażam wymarzone przez tego dzielnego publicystę państwo i społeczeństwo. Zakładam, że TT nie udaje, nie zgrywa się dla pieniędzy i nie hoduje własnego elektoratu. Jednym słowem zakładam uczciwość publicystyczną TT.

Doprecyzowując. Chodzi o państwo oparte o wartości chrześcijańskie, które są traktowane poważnie a nakazów i zakazów religijnych wszyscy przytomni starają się przestrzegać. Chodzi o państwo, którego większość obywateli przynajmniej chce być dobrymi chrześcijanami.

Oczywiście, jako ateista bardzo chciałbym żyć w takim państwie. Sto razy wolę być dysydentem a nawet łobuziakiem w świecie Terlikowskiego niż akceptowanym przez dzisiejszą władzę obywatelem. Nudzi i przeraża mnie życie w świecie wykreowanym przez idiotyczne media, lewackich ancymonów w rodzaju Krytyki Politycznej czy innych, prawda, liberałów.

Urodziłem się w świecie socjalizmu stosowanego, gdzie człowiek miał być trybem w maszynie zmian mentalnych i społecznych, a dwadzieścia lat po ogłoszeniu upadłości przez bandę komunistycznych ścierwojadów żyję w świecie, w którym człowiek jest rzeczą.
Istotą popychaną! I choć osobiście popychać się nie dam, nie podoba mi się państwo w którym miliony ludzi, tak ludzi, traktowane są jak bydło.

Ktoś mi tu napisze, że taki Terlikowski to fundamentalista katolicki.

I dobrze! Ma chociaż fundament na którym może budować. Przepraszam, a co ma druga strona, której reprezentanci „wrzeszczą” pod jego tekstami? Co macie, potencjalni przewodnicy ludu?
Osiemnastowiecznych racjonalistów? Dziewiętnastowiecznego Marksa ufryzowanego na potrzeby dwudziestowiecznych reżimów totalitarnych? Lenina? Stalina? Hitlera?
Mnie, ateistę chcecie przywabić brodzącymi po kolana we krwi fagasami? To ma być fundament nowoczesności?

Obraziłem? I dobrze! Tacy jak Terlikowski piszą o tym, czego chcą od Świata, od Polski. Spotyka ich rechot szczerych prostaków i śmiech elit, za których przykładem bracia mniejsi intelektu szydzą i wyzywają.

Jakże to, świat według Terlikowskiego? Świat według jakiegoś Terlikowskiego, skoro najtęższe głowy mówią i piszą o wolności, swobodzie wyboru oraz nieograniczonej indywidualnej ekspresji?
Co jest grane?

A to jest grane, że głosiciele nieograniczonej swobody oraz czciciele praw obywatelskich tak naprawdę myślą tylko o swojej wolności, o swojej swobodzie, o swojej nieograniczonej ekspresji w ramach której w każdej chwili mogę Cię drogi czytelniku złapać za łeb i przygiąć ten Twój szacowny łeb do samej ziemi. Po Twoim grzbiecie do wypasionych „mesiów” siadać będą. Czasy są takie, że najpiękniej o wolności mówią urodzeni zamordyści, podobnie jak o swobodzie seksualnej zapaleni onaniści.

Jasne, tak kiedyś działały Kościoły. Plemienni władcy po to przyjmowali chrześcijaństwo. Został taki księciem czy przy odrobinie szczęścia królem, a i pospólstwem łatwiej było rządzić.

Ale, mili moi, zauważcie, że nie żyjemy w siódmym, dwunastym czy nawet siedemnastym wieku, tylko w dwudziestym pierwszym.

To nie Kościół żre wasze podatki, a jeśli nawet to dostaje jakieś resztki ze stołu współczesnych książąt. To nie Kościół wpieprza się w wasze rodziny, nie Kościół rządzi sztuką, nie Kościół akceptuje lub odrzuca urządzenia społeczne.
Wreszcie, tak jak czytam teksty Terlikowskiego mam przekonanie, że nie o instytucję mu chodzi, a o żywą wiarę, o kościół nie pogodzony tą współczesną breją intelektualną, o kościół odważny!

Jeszcze raz!
Jako ateista chcę żyć wśród ludzi wierzących. Wolę by budził mnie dźwięk dzwonów i by pod moimi oknami przechodziły procesje czy inne pielgrzymki, niż bandy przebierańców, kiboli, feministek czy innych ananasów. Nie chcę by budził mnie ‘kołchoźnik” wmontowany w ścianę, którego nie można wyłączyć. Dzisiejsze stereofoniczne „kołchoźniki” plazmowe obchodzę, póki mogę, szerokim łukiem, czego wszystkim czytelnikom tego tekstu życzę.

Tak, mili moi, tak, panie Tomaszu Terlikowski. Taką mam fantazję, że nie chce umierać, gdy przyjdzie na mnie pora, w dzikim i obcym świecie.
Odwagi życzę!

3 komentarze:

  1. W świecie rządzonym przez Boga przynajmniej jest się przeciw komu buntować - w świecie rządzonym przez idiotów mendialnych i tłuszczą napierdoloną dopalaczami, nawet bunt wydaje się równie żałosny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już mi się nawet śni sotnia tatarów...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też wolę dzwony, niż muezina, co 4 godziny z mikrofonem i wzmacniaczem: http://www.youtube.com/watch?v=QdN_QDTXMN8

    OdpowiedzUsuń