wtorek, 31 marca 2009

Czy odczuwa pan(i) skutki kryzysu?

- Przepraszam pana bardzo, czy odczuwa pan skutki kryzysu?

- Nie, albowiem ja preferuję zimno, a teraz jest zimno. Stoję tu sobie i się trzęsę z zimna i przez to kryzysu nie odczuwam. Wieczorem jak będzie minus sześć to odczuję nawet jakąś prosperitę czy jak to się nazywa?

- A pan? Pan też lubi zimno?

- Skądże, ale ja jak widzicie w kożuszku stoję i w czapce.

- A za czym pan stoi?

- Nie za czym, tylko za kim – stoję za tym panem w kaszkiecie. O – za tym!

- W takim razie zapytamy pana w kaszkiecie – niech pan się nie chowa, bardzo proszę!

- Nie chowam się, zaglądałem za kosz od śmieci, bo mi się wydawało, że tam coś błysnęło.

- Co błysnęło?

- E nic, myślałem że to nadzieja na lepsze jutro, a to lusterko ktoś zbił.

- To ja się pana teraz o coś spytam: Czy odczuwa pan skutki kryzysu?

- Ja?

- No, pan – pana się pytam. Nasi widzowie są ciekawi…

- Ja tam nic nie wiem, panie, ja z zawodu piszę w gazetach prognozy giełdowe i różne taki o walutach kawałki. Co ja mam niby wiedzieć? A patrzcie, teraz sobie przypomniałem, że rozbite lusterko to siedem lat nieszczęść!

- Ale przecież pan tego lusterka nie zbił!

- Ja nie, ale ktoś zbił, a pocierpią wszyscy. Pan to nagrywa? A to takie puchate to mikrofon?

- Nie, mikrofon mam tutaj. To puchate to Julka jest – adeptka dziennikarstwa. Tak się na razie kręci i otrzaskuje z zawodem. Tak z ciekawości pytam, panowie za czymś czekają?

- Nie, skądże znowu – tak sobie stoimy na mrozie, bo w kupie cieplej podobno.

- A ja lubię zimno to stoję nieco z boku, poza kupą.

- No to dziękuję panom za rozmowę. Wejdźmy do sklepu! Dzień dobry pięknym paniom ekspedientkom. Jak tu miło w tym sklepie. Co panie tutaj sprzedają?

- To nie tak, ja jestem panią włascicielką, tamto to Kazik, mój mąż. Jego mamusia się w ciąży będąc na Bardotkę zapatrzyła i taki wyszedł. Kazek nie wypinaj się, nie jesteś na budowie, panowie redaktorzy z Warszawy przyjechali.

- Przepraszam! W takim razie przechodzę do oczywistego w tych okolicznościach pytania. Czy odczuwa pani kryzys prowadząc sklep z pieczywem?

- Nie, to znaczy tak, ale w zasadzie to tak jakby trochę odczuwam a trochę nie odczuwam. Odczuwam w takim sensie, że ludzie mniej kupują pieczywa i raczej biorą te czerstwe. Teraz zrobiliśmy to czerstwe w tej samej cenie co świeże, bo inaczej to świeże nie schodziło. Ale teraz znowu nie schodzi czerstwe. W tym sensie jest kłopot.

- Rozumiem w takim razie, że pani odczuwa kryzys?

- Ja nie, Kazik bardziej – Kazik nie rób min, nie jesteś na służbie!

- Przepraszam, jak mam to rozumieć?

- Normalnie, Kazik jest tajnym agentem, a sklep to przykrywka dla służb niejawnych. W tym właśnie tkwi odpowiedź na pytanie, dlaczego odczuwając kryzys tak naprawdę kryzysu nie odczuwam. Widział pan redaktor szyld? „Wiejski Sklep Interbułka” Co tu ściemniać jak cała wieś wie o co chodzi.

- Ale jeśli nawet to przecież biznes zamknięty…co? Julka zapłać za bułki i idziemy!

- Zemknięty? Coś pan – całodobowo otwarty – najwyżej jak jest inwentura albo przyjęcie towaru to się zamyka. A tak, to jak zawsze, znaczy się klient nasz pan! Niech pan weźmie na pamiątkę.

- Co to jest, mała bagietka?

- A gdzież tam - bagietka zaraz. To jest, panie redaktorze rogalik, tylko teraz proste robimy.

- ?

- Co się pan tak dziwi? Ciekawe czasy idą. Zajrzyjcie za ten kosz, tam – o tam – ktoś lusterko zbił i tak sobie rzucił.

- Widzieliśmy. Czyli, tak w tajemnicy niech pani powie – siedem lat chudych, co?

- Dla kogo chudych, dla tego chudych, a zresztą co my tam wiemy, prości agenci. Tyle, że bułkę się zje od czasu do czasu na koszt państwa. Taki, jak to mówią – lajf!

A rząd przyspiesza!

Aby nadążyć, zmieniam styl. Krótkie zdania. Opowiem wam coś. Wstałem o szóstej. Za oknem zima. Wyszedłem. Nadal zima. Zimno i siąpi. Śnieg jak skóra Moby Dicka. Idę ulicą. Widzę kiosk. Podchodzę i mówię:

- Mocne i Dziennik!

- Proszę!

Płacę 20 złotych. Dostaję resztę. Dwa euro i jakieś żółte centy.

- Ej, co jest?

- Wymiana waluty – następny proszę!

- Tu nikogo nie ma.

- A ten łysy w czapce?

- Ten w czapce?

- Ten!

- Pan stoi w ogonku do kiosku?

- Nie, tak sobie dumam!

- Niech mi pani powie, skąd…?

- W nocy rząd zarządził. Patrzę a w sieni agenci z teczką. W teczce euro. Sprawdź pan w spożywczym.

- Ale co? Ale jak?

- Powiedzieli, że przyspieszamy w korytarzu.

- Ale wczoraj w telewizji nic…

- Telewizja śpi z rybami

Podchodzi facet z brodą. Zza zarostu mówi:

- Panie, co pan tutaj?

- ?

- Co się pan awanturujesz z kioskiem?

- Ja rozmawiam.

- Bierz pan swoje euro i spadaj. Nie tamuj ruchu!

- Nikogo tu nie ma!

- A ten łysy w czapce?

- To jakiś żart?

- Żart tynfa wart! Chcesz pan skończyć w ciupie?

- Za co?

- Za podśmiechujki z Europy!

- Ja tylko gazetę i fajki…

- Idź pan stąd i nie tamuj integracji!

O kurwa – pomyślałem – i oddaliłem się od funkcjonariusza. Dobrze zrobiłem. Zamiast mnie aresztował kiosk. Kioskarka wyszła. Skuty kiosk poszedł za panem. Gwizdnąłem.
Odwrócił się i pomachał mi Playboyem.

Czytam kupioną gazetę. Pierwsza strona. Czerwony tytuł: „Rząd przy!” Redaktor Michalski tłumaczy korzyści płynące. „Euro nam da” Taki tytuł.
Angielską pogodę.
Włoską sprawiedliwość.
Hiszpańskie libido.
Niemiecką muzykalność.
Rosyjski gaz*

Zajarzyłem, że Rosja nie jest Euro. Co jest? Patrzę wnikliwie. Jest gwiazdka - odsyłacz.
Odesłany czytam małym drukiem * albo i nie!

Na drugiej stronie Wróbel nawołuje do kasowania biletów w autobusach.
Też mi coś. Wiadomo – kanary! Ale chodzi o Mistewicza. Ponoć jeździ na gapę! Przerzucam strony. Wałęsa w cyrku. Cyrk kupuje lisa. Lis w kurniku. Kurnik w układzie. Układ w sądzie. Sąd w cyrku. Co jest?

Na trzeciej stronie – wreszcie!
„Rząd przyspiesza” Czytam.
Euro w każdym domu!
Rostowski w każdym domu!
Rząd ratuje bezdomnych bankierów!
Dokwateruj ofiary Franka!

Biegiem do domu! Żona i dzieci śpią. W łazience ktoś się rusza w wannie.

- Mam na imię Stefan!

- Co pan robi w mojej wannie?

- Jestem bezdomnym doradcą inwestycyjnym.

- To pana nie tłumaczy!
- Sorry, ale jestem goły. Pan pogada z moją żoną.

- Z pańską żoną?

- Tak. Smaży jajka – biedactwo.

- Pańska żona smaży jajka w mojej kuchni?

- Przecież nie pańska, pańska śpi. Śpiąc nie przyspieszy!

W kuchni faktycznie niewiasta. Szlafroczek w Tuski. Włosy i inne kobiece dodatki. Smaży i nawet podśpiewuje.

- Pani smaży moje jajka?

- Coś ty? Głuptasku. W lodówce znalazłam.

I tak się jakoś fajnie śmieje. Wychodzę. Telewizje oglądam. Wszędzie retransmisje olimpijskich sprintów. Przyspieszamy! Przyspieszamy!

- Głuptasku, zjesz z nami? – pyta dama w szlafroczku

- Dobre jajeczka na kiełbasce! – dodaje niepotrzebnie bo zapach jest wszędzie. Jeszcze za złotóweczki kupione.

No zjem, co mam zrobić skoro częstują?

- Pan to ma szczęście!

- Ja mam szczęście?

- No przyspieszamy!

- My? Raczej rząd…

- Ciekawe czasy! Jaka to ulga wypaść z trybów machiny. Na prowincji żyć…

- Ale ja, czy mnie ktoś pytał?

- A po co? To w ramach miłości. Stefan się pluszcze. Widzi pan to udo?

- To?

- I to drugie też. O tutaj! Rząd przyspiesza to my chyba też. Stefan w wannie piszczy kaczką.

Jeszcze spojrzałem sobie za okno. Nie wolno mi? Ciągle szaruga i ten płaczliwy śnieg.
Eurokot w piwnicy arie Turandot wyśpiewuje unisono. Puccini przewraca się w grobie.
Stefan nadal piszczy kaczką.

Przyspieszamy!

Jak zrobić krokodyla?

Nie wygłupiajcie się! Od razu nikt krokodyla nie zrobił, choć wielu chojraków próbowało, że niby to nic takiego – dalejże robić, a potem wstyd, bo środki pieniężne zainwestowane, a krokodyl nie wyszedł.
Jeden mówi – świnia, inny ryba, a taka rozbieżność zbyt dobrze nie świadczy o dziele. I nie da się tego zamazać gadaniem o sztuce nowoczesnej. Krokodyl, znany zwierz, którego opisujemy słowami: wielki, po błotnistemu zielonawy, kłapie paszczą, siedzi w wodzie, jest gadem – to ostatnie dodałem żeby ktoś nie dopisał, że to Cimoszewicz.

Wiem, że krokodyl to prestiż, ale można zacząć od czegoś prostszego. Na przykład papugi. Kupujemy kurę. Malujemy ją farbami, że szał, oczywiście pilnie popatrując na zdjęcie prawdziwej papugi, żeby nam sowa nie wyszła jak to często bywa. Umalowaną kurę trzeba nastroszyć i wsadzić do klatki.

Pozostaje tylko nauczyć ją mówić, że niby, posiedzisz sobie kuro w areszcie wydobywczym aż zaczniesz gadać. Ostrzegam, że ta metoda może zawieść. Kury zasadniczo nie mają nic ciekawego do powiedzenia.

No chyba, że będzie z kartki czytała. Z kartki owszem, ale kury mają słaby wzrok i trzeba zamówić kurze okulary, a to raz wydatek, a dwa, że kura w okularach robi się strasznie przemądrzała. Trzeba jej kupować Wyborczą i Krytykę Polityczną. I żeby po cichu, ale gdzież tam! Czyta na głos a my musimy wysłuchiwać co też Sławuś czy inny Adaś tam nasmarował. Osobiście jestem za tym by jeśli z kury zrobiliśmy bajecznie tropikalnego ptaka, nauczyć ją mówić po kaczemu.

Najtwardszy krytyk zmięknie, gdy z ołóweczkiem i długopisem zaczai się na naszą papugę by zapisywać jej błędy językowe, a zostanie zaskoczony dzielnym kwakaniem. Można, jak ktoś już musi, wykorzystać to politycznie.

Jak ktoś doczytał do tego miejsca może bez żadnej wątpliwości poczuć się mocno rozczarowany. Nie dość, że zamiast dowiedzieć się czegoś o robieniu krokodyla, musiał czytać o jakiejś głupiej kurze przemalowanej na papugę, która na dodatek kwacze.

A co ja mam powiedzieć czytając prasę? Wywiad z Olechowskim albo narzekania Nałęcza o złym Napieralskim i wielkim leśniczym na „Ć” To ja już wolę moją papugę domowej roboty.

Dla cierpliwych nim dowiedzą się jak zrobić krokodyla, mała premia. W „Dzienniku” czytamy o tym jak się Wyborcza zamachnęła na czytelników przy pomocy chińskiej, nie posiadającej odpowiednich, europejskich certyfikatów apteczki:

http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article332955/Apteczka_z_Wyborczej_zagraza_zdrowiu.html

W ten sposób Michnik zamachnął się apteczką na swoich inteligenckich czytelników. Najpierw Trójka teraz apteczka! A na ósmego marca mają dodadawać bezpruderyjne panie do towarzystwa. Teraz pewnie ganiają za certyfikatami. Ale kto by tam wyborczą czytał, łaszcząc się na apteczkę czy bezpruderyjną bez certyfikatu?

Blogerze Grzesiu, wróćcie się! Nie ma sensu pędzić i wystawać w cienkiej jesionce tyle dni pod kioskiem, bo ósmego jest niedziela i Gazeta nie wychodzi. To taki kawał – spokojnie!

W innej gazecie na „Rz” której nazwy nie podam, bo nie jestem niczyim słupem reklamowym, poza adsense – rzecz jasna. Swoją drogą, ciekawym wielce jakie pojawią się przy tym tekście reklamy?

Jutro w gazecie na „Rz” ukaże się sondaż, gdzie między innym zdumiony czytelnik będzie mógł się przekonać, że „lud” uważa za drugą najważniejszą osobę w Platformie Obywatelskiej, Pana Jana Marię Rokitę!
To cieszy!
Tyle co się nasi politycy nagadają, nawygłupiają, dziennikarze się napiszą do nieprzytomności, a ludzie tak czy tak wiedzą swoje. Brawo!
( Proszę zwrócić uwagę na wysoką jakość tej informacji. Jak głęboko niesprawiedliwe jest gadanie, że blogerzy opisują to co już się ukazało w prasie)

Teraz naprawdę wytrwali, twardzi czytelnicy dowiedzą się wreszcie jak zrobić krokodyla?
Krokodyla robi się tak samo jak polityka czy telewizyjnego celebrytę, czyli z kartonu. Do środka ładujemy wszystko, co nam wpadnie w ręce, byle było miękkie i w miarę suche, żeby nam krokodyl nie przeciekał.

Co to za sztuka, ktoś spyta zdziwiony, że niby miało być trudne a jest dziecinnie proste?

Trudne w robieniu krokodyla jest to, żeby nikt jego krokodylowatości nie podważył, nikt nie zakwestionował jego krokodylej powagi. No i przede wszystkim, żeby się z prawdziwym krokodylem nigdy nie spotkał, bo przez kontrast – wiadomo.

Na szczęście Afryka z krokodylami, słoniami, gibonami czy Gabonami leży daleko i nawet corocznie ponoć się oddala o jeden centymetr. A taka Ameryka o dwa. I bądź tu człowieku mądry?

Dialogi redakcyjne

- Co to ma być? Jakiś rozczochrany facet na tratwie?

- Niech, pan, panie redaktorze odwróci zdjęcie – To są bociany, które wróciły wiosną do gniazda, a to drugie to jest facet, który uważa się za Mieszka II. - Tak, ten w czapce.

- Ten koło Mazdy?

- Ten. Niech redaktor zwróci uwagę, że w łapie trzyma naszą gazetę.

- A czemu on nie uważa się za Mieszka I, hę?

- Pytałem go, a on mi na to, że każdy głupi wie, że Mieszko I od dawna nie żyje.

- I pan z tego skleci jakąś publicystyczną całość? Szczerze wątpię! Redaktor But przyniósł zdjęcie faceta w kalesonach i przy okazji napisał fajny tekst o modzie, że niby kalesony przestają być modne wraz z wiosną. I zarobił But cztery stówy, bo i temat kontrowersyjny, tym bardziej, że kalesony z troczkami, a do tego – bestia nie dziennikarz – wplótł w to antyklerykalną nutkę. A pan, panie Vladymirze?

- Proszę - tyle razy prosiłem - proszę nie mówić na mnie przez „V” Władek jestem!

- No dobra, to się już nie powtórzy. A co tam chowasz Władku za plecami?

- Aaaa – to jest Redaktorze – niespodzianka na jedynkę!

- Niespodzianka na jedynkę?

- Tak! To jest ekskluzywny nekrolog rozbójnika Rumcajsa ze zdjęciem.

- Ekskluzywny nekrolog Rumcajsa ze zdjęciem?

- No tak, ludzie umierają. Zdarza się.

- Przecież o jest postać z kreskówki, co pan mi tutaj…

- A gdzież tam z kreskówki, przecież wyraźnie pisze: „osierocił Cypiska i gromadkę wnucząt” Gdyby był z kreskówki, skąd by miał wnuczęta?

- Dobra, niech pan da tego Rumcajsa – Hankę się podretuszuje, bo wygląda zupełnie jak nasza pani prezydent Warszawy.

- To znowu nie ta fotka panie redaktorze, to jest właśnie ten bocian, który wrócił z ciepłych krajów do zimnej Polski i się trzęsie!

- Taki gruby bocian?

- Uppsss, przepraszam – to jest zdjęcie Pawła Piskorskiego reanimującego Stronnictwo Demokratyczne.

- A gdzie nam się podział bocian? Niepotrzebnie pan tak macha tymi zdjęciami, pogubić się można. Niechże pan je, po kolei kładzie na biurku.

- Co mam jeść? Ach, sorry…Proszę bardzo! Oto i nasz bocian, tu facet udający Mieszka II, tu nekrolog Rumcajsa, tu pani Prezydent Warszawy czekająca na autobus, tu Piskorski, a to znowuż zdjęcie odklejone z legitymacji szkolnej Ganleya…

- Przecież to Giertych w dzieciństwie, nie Ganley!

- A, faktycznie - To Romek w swetrze w pudelki. Wszędzie się wciśnie, nawet do mojej reporterskiej kieszeni.

- Pan się nie obrazi, ale poza Rumcajsem to w tych pańskich materiałach zbyt duży panuje chaos.

- W pewnym sensie się zgadzam, ale niech pan spojrzy na to!

- No, Cimoszewicz przebrany za lwa – co w tym takiego osobliwego?

- Na tło niech pan redaktor patrzy, tło jest ważne!

- Tło? Tło jest mocno zamglone, nie wyszło panu to zdjęcie…

- Zamglone? Pan to sam powiedział! I w tym rzecz!

- W tym, że gówno widać, ma być rzecz?

- Polityka!

- Jaka polityka? Po prostu niewyraźne zdjęcie!

- Eeee…tam, niewyraźne – zaraz niewyraźne – trzeba się tylko dobrze przyjrzeć.

sobota, 14 marca 2009

Niebieski kapturek

Scena 1

„ Mocodawcy i Niebieski kapturek”

- To straszne, że nasz słodki Tusiu, będzie musiał stawić czoła takiemu niebezpieczeństwu!

- Nie przesadzajmy. Odkąd skończył 50 lat bardzo się usamodzielnił, a poza tym pójdzie przez las w przebraniu. Jako niebieski kapturek!

- Jako niebieski kapturek?

- Tak. Ubierze swoją błękitną kurtkę z kapturkiem. Tą z naklejką LIBERALIZM na piersiach. Naklejka ledwo się trzyma i zawsze można ją łatwo zerwać. W kieszonce ma kilka naklejek z innymi napisami.

- Zgroza! W tej chwili zrozumiałam, ze naturalna, zrodzona z wściekłości - umysłowa czerwień naszego Tusia, zmieszana z błękitem kurteczki, daje nam kolor fioletowy. To kolor klerykalny!

- Widzisz. Tym bardziej będzie bezpieczny! Ale oto i on!

- Jak ślicznie wyglądasz w tej niebieskiej kurteczce! Ale nasuń głębiej kapturek boberku!

- Cholera jasna! Pije mnie ta kurtka. Gdzie koszyk?

Tupie złośliwie nogą i zagląda ciekawie do przyniesionego koszyka.

- Co to jest? Jaja, boczek, smalec w słoiku, ogórki…cztery flaszki Stolicznej… a co to za kartki? Aha, wyniki sondaży. O, fajniście!

- Fajnie, póki co, ale pamiętaj, że łaska tych tam - na pstrym boberku jeździ! Pamiętaj też przy okazji, że w chatce czekają towarzysze twych zabaw, chłopaki z PSL! Powodzenia!

- Tak, oni zawsze czekają, a ja się muszę teraz narażać. Ale cóż, „show must go on!”

- Uważaj na słowa dzielny Tusiu!



Scena 2

„ Zasadzka w lesie”



- Kim jestem?

- Jesteś groźnym kaczorem i własnym bratem panie!

- Co robię?

- Zasadzasz się w chaszczach na przechodniów i zmuszasz ich do spojrzenia w magiczne lustro. Kto spojrzy w to lustro, natychmiast zamienia się postać, jaka jest symbolem jego charakteru i postępków!

- Doprawdy?

- Tak panie! ( Na stronie, chórem - Że też musiał nam się trafić kaczor o tak słabej pamięci!)

– Ale oto ktoś się zbliża, podśpiewując znany przebój „ New York, New York” a sądząc z nędznego akcentu i okropnego fałszowania, nie jest to bynajmniej Frank Sinatra.

- Kaczorze! To jakiś nowomodny liberał w niebieskiej kurtce. Idąc popija napój energetyzujący z butelki. Łapmy go okrutny kaczorze!

- Stój ty bezideowy liberale w niebieskim kapturze. Kim jesteś i dokąd zmierzasz?

- Jestem Tusiu, liberalny chłopczyk a zmierzam do chatki w lesie, gdzie towarzysze moich wieloletnich zabaw marnieją w oczach, zauroczeni wizja zamieszkania w Pałacu!

- Pójdziesz dalej, tylko spójrz w to czarodziejskie lustro. Jeśli jesteś dzielnym chłopcem, nic ci się złego nie przydarzy. Jeśli zaś jesteś świnią…

- Żebym też miał się bać takich zabobonów. Dawaj szkaradny kaczorze to lustro! Biada mi! Cóż się dzieje? Oto, po spojrzeniu w to dziwne lustro, nagle zmieniłem się w prawdziwą świnię!

- Pewnie sądziłeś, że zamienisz się w lwa. Dotychczas każdy zmierzający do chatki, zamieniał się w świnię!



Scena 3

„Narada w chatce”



- Ale żeby boczek nam przynieść?

- Nie wiedziałem koledzy, że wpadnę w tak okrutną i pijarowską zasadzkę! A gdzie myśliwy? Przecież ta bajka kończy się dobrze!

- Myśliwy się zmienił w chomika! Śpi na regale.

- Jak się ludziom pokażemy? Kto nas poprze, z takimi ryjami? Nieszczęście!

- E tam. Da się jakąś firankę, grzywkę, czapeczkę, naklejkę! Spoko, coś się wymyśli. Zaczną się te gadki, że świnie są inteligentne, że jak się świnia nachapie to śpi, i do koryta głodnego trochę dopuści. Nie będzie źle!

Kto, kurwa - tak naprawdę - lubi nieprzyjemne kaczory, czarodziejskie lustra i takie tam - Na przykład rycerzy na ślizgawce?

- No może faktycznie. O, są i młode warchlaki…Cześć Grzesiu…Faktycznie…

- No i jeszcze, drogi Tusiu są trzy świnki w chatce obok!

- Trzy świnki w chatce obok?

- Tam, po lewej. Zobacz, jaki ogromny dom wybudowały z patyków. Ale słaba ta ich chałupa! Kaczor jak dmuchnie, to po nich, a i do nas ciągle zaglądają, że tu i solidne marmury, i te no kafelki. Popatrz wyglądają przez okna. Pomachaj im Raciczką, niech przyjdą pobiesiadować. Tylko niech ktoś ten boczek zakopie w ogródku, bo będzie obciach towarzyski.

- Czyli co? Rozbijamy flaszkę? Jak to było?

- W jedności siła!

- Świnia świni oka nie wykole!

- Precz z kaczorem i jego haniebnym lustrem!

- Kaczor może nam naskoczyć, gdy jesteśmy w kupie!

- Tunieczku, ale nie dosłownie, idź lepiej do ogródka. Wiesz, jakie są trzy świnki i ta ich banda, oni tacy trochę mało „ą” i „ę” Niezbyt uważający tacy, na te no…

- Pozory? Jakbyśmy nie mieli dość kłopotów, zmierza ku nam Kłopotek i jego mianowańcy.

- Właśnie, pozory. Z ryja mi wyjąłeś! Jaki znowuż Kłopotek? Ten kłopotliwy Kłopotek?

- Ten sam! Na dodatek dźwiga walizkę z utensyliami!

- Z czym? O cholera!

A jeśli obudzimy się dwa razy więksi?

Jak by było, gdyby wszyscy Polacy obudzili się jutro dwa razy więksi?

Za inne nacje nie będę pisał, niech sami sobie piszą!



Wyobraźcie to sobie – kładziemy się dzisiaj spać. Na przykład - ja się kładę mając 188 centymetrów a wstaję, mając ich 376!

Moja kochana żona też ma grubo ponad trzy metry.

Wyczołgujemy się na czworakach z ruin łóżka. Szczerze to nawet nie wiem, czy wylazłbym z sypialni. Z całą pewnością, mimo, że ważyłbym 230 kilogramów, byłbym nagle szczupłym facetem!



Mam wrażenie, że nie jesteśmy na takie wydarzenie przygotowani. Po pierwsze cały naród byłby nagi i nikt nie poszedłby do pracy. Bo niby jak i w czym?

Najgorliwsi by biegali w przepaskach biodrowych zrobionych z prześcieradeł, bezradnie zaglądając do swoich wypasionych bryk.

Ktoś powie, że tragedia i hekatomba – nie ma racji.

To znaczy – ma oczywiście racje - ale widzę tez plusy takiej sytuacji.



Powiększyłby się na przykład Prezydent Kaczyński i złośliwi ludkowie nie mogliby publikować zdjęć z pałacu na których widać, że Prezydent ma buziaka poniżej pałacowej klamki. Wiem, wiem, zacny dryblas - premier Tusiu - byłby wówczas wyższy nie o dwa, a o całe cztery centymetry, ale mniejsza z nim, skoro taki Sarkozy mógłby mu na ramieniu usiąść.



W Polsce zabrakłoby kurdupli zupełnie i wystarczyłoby wyjechać za granicę by sobie podwyższyć morale. Nawet nasz rodzimy liliput co to podskakiwał dotychczas do kasownika w autobusie byłby wśród tych pokurczów….



Przemysł odzieżowy dostałby kopa w tyłek.

Gazety wróciłyby do uczciwego formatu.

Zeżarlibyśmy całe nasze mięso i wszystkie inne produkty, przez co nikt by się nie martwił jakimś tam eksportem do kacapowa.

Jakie by były wówczas nasze kufle!

Jaka literatura!

Jakie potężne filmy!

O sporcie to już w ogóle nie wspomnę, bo i po co?



Najważniejsze ze wszystkiego byłoby to – he he – że wszyscy bylibyśmy dwa razy mądrzejsi, wrażliwsi oraz sprytniejsi.

Po krótkim okresie biegania na golasa i przezwyciężania codziennych trosk, stalibyśmy się narodem, naprawdę "większych cwaniaków".



Ktoś powie; hola, hola! A gdyby się zdarzyło, że jutro obudzimy się dwa razy mniejsi, słabsi i głupsi niż jesteśmy dzisiaj?

Co wtedy będzie?



Nic nie będzie!

Od dawna się budzimy w takim stanie. A jak już ktoś przypadkiem wstanie większym niż przewiduje to wiadomego pochodzenia norma, zaraz mu też to i owo przycinają i łazi jak ten łazarz z nosem na kwintę.

To jest nasz stan normalny – na dzisiaj.



W wymiętoszonym, bo zbyt dużym uniformie, w portkach związanych dla bezpieczeństwa i przyzwoitości sznurkiem – wstają codzienni i zwykli Polacy by się krzątać przy swym małych losach.

Porównywani, mierzeni oraz troszkę - tak na wszelki wypadek - straszeni, mają ciągnąć ten swój przysłowiowy "wózek żywota" i nawet się nie pytać gdzie?

Bo ponoć nie bardzo wypada.

Pomyślcie o tych klamkach w Pałacu.

Naprawdę ich umiejscowienie, nie daje Wam nic do myślenia?

Szekspir

- Bo mnie to najbardziej ten Hamlet denerwuje. Wielu mnie denerwuje, ale ten Hamlet szczególnie.

Młody, bogaty, a nic mu nie pasuje, i czepia się - tym swoim ojcem nieżywym się przejmuje bez potrzeby - skoro facet nie żyje, a przecież każdy wie, że będzie szydera. Zamiast się dogadać, z jakąś korzyścią wyjść, unosi się jak…



- Tak, ten Hamlet, niby młody i zdolny, a zupełnie bez klasy facet. Nawet za czubka go mieli, a przecież mógł wybrać przyszłość, ale nie - uparł się karku nadstawić to i nadstawił.



- Bo ten Szekspir jest mocno przereklamowany, to znaczy nie w takim sensie jak w markecie, że jest promocja, a w takim, że chwalą zupełnie nie wiadomo za co, a on strasznie mało życiowe te teatry pisał.



- No przeceniony to jest. Jakby zamiast naszej Łebkowskiej, takie "M jak miłość" pisał, to bohaterów by wybił w drugim odcinku, albo takiego Pottera, to wcale by nie napisał. On w ogóle nigdy tyle nie napisał, i nie zarobił.



- I nie zarobi, bo nie żyje, a ja na dodatek w telewizji słyszałem, że to nie on to napisał, tylko inny zupełnie Szekspir napisał, a on tylko udawał, że pisze.



- Tak często jest, bo to pisanie to trochę jest udawanie takie.



- To fakt, ale słyszałem, że z tym pisaniem będzie koniec, bo nie ma głupich, żeby to wszystko czytać, jak każda książka ważna, tak czy tak będzie sfilmowana - to się obejrzy, a nieważnych nie filmują.



- Ale o tym Hamlecie też jest filmów, a czytać się tego nie da.



- Czytać się nie da, bo to wierszem jest napisane.



- Wierszem? U mnie były tylko kawałki wierszem.



- Bo ty czytałeś streszczenie, a mi stary podarł, a że nie chciałem czytać i płakałem - na głos mi czytał i nie mogłem iść do Pubu, zanim nie wysłuchałem kawałka i jeszcze musiałem mu streścić o czym było.



- Twój stary to piła, dobrze że u nas nie wykłada, tylko kafelki w łazienkach!



- Ale ze starego trochę miałem zryw, bo tak się przejął tymi lekturami a szczególnie tym Gombrowiczem. Jakby go znał tego Gombrowicza, albo miał procent od przeczytanej książki. Zaczął mnie molestować tym Gombrowiczem nawet przy obiedzie mnie nagabywał. I w końcu, zmusił mnie do czytania jakiegoś "Dziennika" tego pisarza, że niby łatwe i fajne.

Otwarłem i przeczytałem kawałek o tym, że ten Gombrowicz leżał na plaży i zobaczył robaka, który się wywrócił na plecy i machał łapami, i ten Gombrowicz go postawił na nogi i robak uciekł w cień, a potem drugiego i jeszcze, a potem zobaczył, że pełno na plaży tych robaków, i już się temu Gombrowiczowi znudziła zabawa. To jakiś wariat. Dobrze, że go wywalili z lektur!



- Tak napisał o tych robakach w książce? Ja p…ę!



-Albo taki film ostatnio leciał „ Chudy i inni” Polski, ale też strasznie nudny. Tyle, że grał syn tego aktora Pieczki, a taki do ojca podobny jak nieszczęście, ale nie oglądałem do końca, bo czarno biały, a czarno białych filmów nie oglądam wcale. Męczą mnie, bo co ja mam czarno biały oglądać, jak nawet w telefonie mam kolorowy ekran i wszędzie wszystko mam kolorowe.



- Patrz, a przecież w dawnych czasach nawet malarze obrazy malowali kolorowe. Taki Matejko na przykład. Widziałem tę jego bitwę i ci powiem, ze to nawet fajnie sobie na coś takiego popatrzeć.



- Tak jak mój stary. Też za młodego napstrykał zdjęć czarno białych, a kolorowych wcale. Jak go się spytałem czemu, to tak jakoś popatrzył.

Oblężenie

- W poradniku pisze pan wyraźnie: „Fosę przekraczamy w miejscu do tego przeznaczonym” I teraz proszę mi pokazać to miejsce! Most jest podniesiony a nawet gdyby był opuszczony – niech pan zwróci uwagę jak strasznie zamkowi szyją z łuków. Teraz poszukamy, co miał pan do napisania na taką przykrą okoliczność.

- Niech pan szuka pod „sz”

- Popatrzmy – szycie, szycie z łuków…o jest! „Jeśli obrońcy strasznie szyją do nas z łuków, oddalamy się chwilowo poza zasięg możliwości ich najlepszych łuczników i kombinujemy, co dalej?” – jest jeszcze gwiazdka.

- Dodałem gwiazdkę, bo często szyją też z kusz.

- Faktycznie, co tu mamy – „ trzeba się ukryć i ostrożnie wyglądać” Co to znaczy „ostrożnie wyglądać”? To na to dałem się zakuć w te blachy, żeby teraz „ostrożnie wyglądać”? Zapewniano mnie, że wyglądam groźnie oraz przerażająco!

- Wygląda pan – chodziło mi o to, żeby wyglądać, w sensie „wykukiwać’ zza jakiejś zasłony albo innej tarczy.

- Dostojewski to pan nie jesteś!

- Nigdzie tego nie sugeruję. Jestem tylko autorem poradnika o zdobywaniu twierdz w weekend oraz innych popularnych dzieł poradnikowych dla rycerzy.

- No i co teraz? Zamek wydaje się trudny do zdobycia tym bardziej, że wraz z moimi wiernymi towarzyszami nie należymy do ludzi, którzy lubią nadstawiać karku. Poszukajmy innego sposobu. Gdzie są opisane inne sposoby, bo się gubię?

- Pod „i” - Inne, mniej ryzykowne sposoby zdobywania zamku.

- O, to mi się podoba! Faktycznie możemy wziąć ich głodem. Nie wiemy tylko jak bardzo są zdeterminowani oraz ile mają jedzenia w zamku. Jak długo ich już oblegamy?

- Półtorej godziny. Nie sądzę, żeby już do tego stopnia zgłodnieli, by myśleć o wywieszeniu białej flagi.

- Ja za to już zgłodniałem. Obleganie zamku bardzo pobudza apetyt.

- Pan sam przecież…

- Co? Nie wzięliśmy drugiego śniadania? Zajrzyjmy do pańskiego poradnika.

„W jedzenie najlepiej zaopatrzyć się w pobliskim zamku” Cholera! Przecież pobliski zamek akurat oblegamy!

- Miałem na myśli taką sytuację, że dwa zamki są położone obok siebie. Jeden oblegamy a w drugim się zaopatrujemy w pożywienie – po cenach rynkowych, oczywiście.

- Ale cóż to się dzieje! Oto skrzypiąc i postękując opada most zwodzony i naszym zdumionym oczom ukazuje się liczna grupa staruszków w brzydkich uniformach i zbyt wielkich czapkach. Na piersiach staruszków lśnią i pobrzękują liczne medale. Co to jest? Co to ma znaczyć?

- To wycieczka! Od razu widać, że nie doczytał pan mojego poradnika do litery „w” Oblężeni zorganizowali wycieczkę, aby podkopać nasze morale, zniszczyć nasze machiny oblężnicze a być może zdobyć także nasz prowiant.

- Ani machin ani tym bardziej prowiantu nie mamy, więc nie zachodzi obawa ich utraty. Ale dlaczego wysłali staruszków?

- Też nie rozumiem. Pewnie z powodów politycznych, albo po prostu, mają w twierdzy nadmiar staruszków. Niech pan spojrzy jak się rozłażą po błoniach.

- Można by ruszyć na nich i wygnieść wycieczkę staruszków jak robactwo, tyle tylko, że oblężeni mogą znowu zacząć szyć z łuków.

- A może to są przebrani staruszkowie? Może to pułapka? Sam nie wiem czy warto, skoro tutaj jest tak bezpiecznie i słoneczko pięknie przygrzewa?

- No to co robić w końcu? Pan jesteś przecież autorem tego poradnika, znaczy jesteś pan fachowcem od zdobywania twierdz.

- Można by zredefiniować pojęcie twierdzy oraz samego oblężenia.

- E tam!

- Już wiem! Spowodujemy wykreślenie tej twierdzy z listy twierdz godnych polecenia do zdobywania. Rycerz z kulawą nogą nie zechce jej więcej zdobywać. Oświadczymy dodatkowo, że walczą niehonorowo i przy pomocy staruszków, że głodzą oblegających a most zwodzony pozbawiony jest certyfikatu bezpieczeństwa.

- Pokażemy, że się nie boimy! Już pokazaliśmy. Moim zdaniem, jeśli zaraz wyruszymy to zdążymy na obiad.

- Niech się sami oblegają!

- No właśnie.

Kto ma gorzej?

Dziennikarz Telewizyjny - Do dzisiejszego, ulubionego przez państwa programu „Kto ma gorzej?” zaprosiliśmy – proszę - powitajmy tych dzielnych ludzi brawami!

- Przed Państwem - Człowiek całkiem obdarty ze skóry! Jak państwo widzicie, przyszedł do studia w samych bokserkach, ponieważ nawet markowe ubrania rażą jego odkryte mięśnie i całą resztę! Powitajmy człowieka całkiem obdartego ze skóry!

Człowiek całkiem obdarty ze skóry: - Dobry wieczór państwu!

DT – Jako jego konkurent wystąpi dzisiaj były poseł PSL i ortopeda z Kłonina, pan Jam Kłopczyk, który w ubiegłym tygodniu wygrał konkurs na naczelnego lekarza KRUS!

Jam Kłopczyk: - Dobry wieczór państwu!

DT – Zaprosiłem także – szczerze mówiąc, nie wiem po co – znanego blogera, któremu ostatnio, sperma rzuciła się na mózg.

Znany Bloger : - Dobry wieczór! Nie czuję się dobrze, ponieważ ostatnio, sperma rzuciła mi się na mózg!

DT – Panie Obdarty. Szczerze mówiąc, zdziwiłem się, że ogrom pańskiego bolesnego nieszczęścia nie powstrzymał konkurentów przed przystąpieniem do rywalizacji z Panem - o miano człowieka, który ma najgorzej.

Obdarty: - Strasznie mnie boli! Bolało jak mnie obdzierano ze skóry i nadal mnie piekielnie boli. Nie mogę – nic nie mogę! Poza tym ludzie odwracają się na mój widok i…

Kłopczyk: - Czy pan należy do PSL?

Obdarty: - Nie! Co pan, co to ma….?

Kłopczyk: - No, widzi pan! A ja należę i przez to podważane są moje kwalifikacje na tego głównego lekarza, „a przecież gdzieś pracować muszę. Mam kwalifikacje i doświadczenie. Czy dlatego, że jestem z PSL, mam iść na zasiłek albo kopać rowy?”

Obdarty: - A ja chciałem zostać stewardesą i mnie odrzucili pod pretekstem, że nie jestem kobietą, a przecież jestem obdarty ze skóry i to jest główny powód. Ludzie się mnie brzydzą!

Kłopczyk: - Czy dlatego, że jestem z PSL i z Konina, mam kopać rowy?

DT: - Panie pośle. Rzecz w tym, że był pan jedynym kandydatem. Rodzi się pytanie, dlaczego?

Kłopczyk: - Bo co to za praca w ogóle w takim KRUS – ie. Przecież to rypnie i trzeba będzie wiać. Zawsze to lepsze niż kopanie rowów, ale…

Obdarty: - Dziwię się panu, że pan robi z tego kopania polityczną zadymę. Ja chciałbym sobie pokopać, ale mi lekarz zakazał. Nie widzi pan, ze jestem obdarty ze skóry. Tu z brzucha nawet jakiś flak mi wystaje.

Kłopczyk: - Panie Obdarty, Pan nie rozumie sytuacji i się pan wcina z tym swoim obdarciem.
Ja mam, proszę pana: dwóch synów i córkę, żonę, dwóch braci, szwagra i szwagierkę oraz kilku naprawdę dobrych znajomych. Nie jest przypadkiem, że jako ludzie nastawieni patriotycznie i w ogóle, wszyscy należą do PSL. Pytam się pana, panie Obdarty – czy oni wszyscy mają iść kopać rowy!

Znany Bloger: - Sądzę, że najseksowniejsze są kobiety po czterdziestce – ale tylko te ładne.

Obdarty: - Panie pośle. Ja też mam liczną rodzinę i grono nie obdartych znajomych, ale…

Kłopczyk: - A widzi pan! Pan jest obdartym nieudacznikiem, ale pańskich dzieci nikt nie będzie stygmatyzował pańskim obdarciem. Za to nas – ludzi partyjnych – prześladuje się niczym w roku 78!

DT – Chyba w 68?

Kłopczyk – W 68 byłem za mały, w 78 byłem w sam raz!

Znany Bloger: - Czy w tym waszym PSL-u, poza grupowym nepotyzmem jest też miejsce na grupowy seks & wyuzdanie?

Kłopczyk: - Proszę przestać. Seks nie jest zdrowy. Panie obdarty, a jak tam u pana z tymi sprawami?

Obdarty: - Jestem człowiekiem obdartym ze skóry i…

Kopczyk: - Cwaniaczek! Gdybym był kobietą nie chciałbym spacerować po parku w pańskim towarzystwie! Bałbym się… normalnie. A ze mną można spacerować nawet nago. Nad moim łóżkiem od lat wisi zdjęcie premiera Pawlaka, co pozwoliło mi wydostać się z okowów chuci.

Obdarty: - No, faktycznie – zaskoczył mnie pan!

Kłopczyk: - Czyli przyznaje pan, że mam gorzej? – Przegrałeś pan, panie obdarciuchu!

Obdarty: - No nie, jestem obdarty ze skóry i cały czas czuję przerażający ból, ale, ale… Jeszcze jedno! Ja sobie skóry na ciało nie naciągnę, bo podobno gdzieś zaginęła podczas inwentaryzacji, ale pan – pan może przecież wystąpić z tego PSL!

Kłopczyk: - Wystąpić z PSL? To co? Mam wedle pana kopać doły albo iść na zasiłek? Czy pana ze skóry obdarli czy z mózgu? Ja kwalifikacje mam!

Znany Bloger: - Po pierwsze nie jakieś doły tylko rowy, a po drugie… czy mógłby mnie pan pocałować, ale tak z języczkiem?

DT – Jestem niezwykle ciekaw zdania naszych milusińskich telewidzów. Kto ma gorzej?
Jeśli sądzicie państwo, że człowiek obdarty ze skóry – końcówka 1, jeśli prześladowany człowiek z PSL – końcówka 2, jeśli bloger z zainfekowanym spermą mózgiem – końcówka 3.

DT – To wszystko na dzisiaj!

W następnym programie „Kto ma gorzej?” wystąpią:
Z jedynką - Prezes TVP, pan Urbański!
Z dwójką - pewien już nie tajemniczy donosiciel!
…oraz z trójką ( uwaga!)Człowiek, który u podejrzanego „booka” postawił cały swój majątek oraz duszę na zwycięstwo Donalda Tuska w przyszłych wyborach prezydenckich!!!

- Dobranoc Państwu! Serdecznie zapraszam!

- Kto ma gorzej? Nie słyszę! Kto ma gorzej?? Głośniej!! Kto ma gorzej???

- My!!!

Dzień otwarty w teatrze

Najgorsze jest to, że znowu wpuszczono publikę za kulisy. Publika się rozgląda baranim wzrokiem, i widzi, że morze z tektury, że groźna burzę symuluje pan Józio za pomocą zepsutej trąbki i torebek po cukrze.

Aktorzy ze zmytym makijażem nie wyglądają na pięknych. Julia jest podstarzałą dziewoją, a Romeo pijakiem o wątpliwym wyglądzie i niewątpliwie prawdziwej reputacji alfonsa. Wszyscy się dziwią, po co dyrekcja urządza te „Dni otwarte w teatrze" tym bardziej, że po każdej takiej imprezie spada frekwencja?

Bardzo boleśnie przeżywają ten najazd gawiedzi za kulisy, krytycy teatralni. Czuli się tam jak w domu, a teraz stoją pod ścianami i wymieniają sarkastyczne uwagi. Jeden, który w mowie i piśmie wychwalał artystyczne wyniosłości aktorki grającej Julię, aż się skręcił w sobie widząc jak byle kto obmacuje ją przy barze. Aż biedaczyna zarżał i jakby na sygnał wszyscy krytycy zaczęli się skręcać i rżeć. Rżąc zataczali się między plastikowymi kolumnami, tarzali po dywanach udających w przedstawieniu dywany i wierzgać nogami obutymi w lakierki.

Jaka męcząca sytuacja, jaka końska rewia, jaka próba odwrócenia uwagi od nędzy kulis. Rozpaczliwa kabotyńska szarża. Szarża nieskuteczna, bo oto publika zamiast podziwiać ten zaimprowizowany spektakl śmiejąc się i pohukując już szturmuje garderoby. W kryształowych lustrach obwiedzionych girlandami lampek przeglądają się prostacy. Ktoś głośno czyta list od wielbiciela, prywatny list do gwiazdy. W rogu przyklejone złote serduszko, a treść listu przykra i dwuznaczna. Po każdym wulgarnym słowie wybuch śmiechu.

Inni przymierzają peruki, w powietrzu smugi zapachów drogocennych perfum, znowu niekonczące się wybuchy śmiechu. O sztuczny brzuch! O sztuczne cycki! Zobaczcie tu leżą sztuczne uśmiechy! Lecz nikt nie ogląda kolekcji uśmiechów, bo odkryto tajny pokój reżysera, a w pokoju szafę wypełnioną po brzegi różnymi smakołykami, że wymienię tylko kiełbasę i wódkę.

Krytycy teatralni w końcu się wyśmiali ale nie chciało im się wstać i pozostali pod ścianami w pozach niedbałych. Najstarszy i najpoważniejszy z nich w końcu uspokoił się i rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Panowie, stała się rzecz fatalna dla nas i dla teatru. Po pierwsze trzeba będzie wymienić aktorów i trochę tu ogarnąć, bo jest jak w chlewie. Ale Panowie, bez strachu bo „show must go on". Trzeba przejąć tą budę, pomóc przejąć tą budę i razem z nową dyrekcją po pierwsze z kalendarza wykreślić ten cały dzień otwarty w teatrze. Co to jest, żeby byle łajza za kulisy zaglądała, same z tego wynikają nieszczęścia! W innych teatrach się z nas śmieją.

- Ale publika?

- Zapomni. Obniżymy cenę biletów i repertuar się odświeży. Przyjdą, publika zawsze przychodzi bo zawsze zapomina. A bo to pierwszy raz?

Lekcja historii

- Pan to tylko prowokujesz i prowokujesz. Gadasz i gadasz jak najęty. Tu nie barok czy inny renesans. Nie te czasy drogi panie, żeby tu wymachiwać tym żelastwem.

I jeszcze przed damami się obnażać i klatę prezentować pod pozorem pokazywania blizn. Teraz inaczej rozumiemy, staramy się zrozumieć naszą powinność wobec Ojczyzny. W sprawach małych ją kochamy, cicho o tym mówimy a Pan się drzesz jak trąba jerychońska. Teraz z zapachem trawy, z zapachem mokrej kory ją wdychamy w siebie. Delikatne jej składamy hołdy, codzienna pracą i z chodnika papierek podnosząc i uśmiechając się do drugiego człowieka.

- ...

- Tak przypuszczałem, że Pan tego nie zrozumiesz. We krwi się ujuszyć i w ryku bitwy między podobnymi sobie przeć przez nawałę ogniową, to każdy potrafi, ale cierpliwie słuchać, ale racje wielokrotnie ważyć, ale w ciemności leżeć, podczas gdy za oknem gwiazdy i wiatr lodowaty. I na cmentarzu miło się roztkliwić nad przeszłością durną i chmurną. I światu piątkę przybić, to jest sztuka, to smak współczesnego patriotyzmu.

- ...

- I ten Pański śmiech. Powiedzmy sobie szczerze, że nie pasuje bohaterowi śmiać się tak rubasznie. Czy koniecznie trzeba się śmiać aż do łez? Teraz trzeba wąsko nie szeroko. I jak się Pan z kimś zgadzasz, nie trzeba zaraz ściskać i do całowania się brać. Popatrz Pan na profesora, jaki teraz bladziutki siedzi, jak zajączek siedzi i ani nie piśnie. Pan tą swoją gotowością, tym wymachiwaniem, ludzi straszysz. Rozejrzyj się Pan w koło, nie te pomieszczenia, nie ta akustyka.

-...

- No i sam Pan widzisz swoje barbarzyństwo! To, że ten pan w telewizji się nie podoba, nie oznacza wcale, że trzeba zaraz na koń siadać, do Warszawy pędzić i dramatycznych czynów się dopuszczać. I tak dobrze, że proch zamókł i telewizor ocalał. My tu widzę mamy dużo pracy przed sobą, aby z Pana, współczesnego i europejskiego patriotę zrobić. Miłości do Ojczyzny nauczyć od nowa, okazywania tego uczucia w sposób cywilizowany, akceptowalny dla ludzi współczesnych. Szacunku dla ludzi wyznających inne wartości. No, szacunku tak ogólnie, też.

-...

- No i sobie poszedł. Obraził się czy jak? Panowie, przecież ja niczego takiego nie powiedziałem. Facet ewidentnie starodawny i teraz tylko może kłopotów narobić. Panie profesorze, niech pan wyłączy maszynę czasu, to zniknie i wróci do siebie, w te swoje mroczne czasy. A dokładnie, to z którego roku on był? Ja sobie tu w kajeciku zapiszę i jak ochłoniemy to kogoś z dziewiętnastego wieku ściągniemy. Może bardziej konstruktywnie podyskutujemy, bo ten to już jednak trochę zbyt dziki był.

-...

- Panie Profesorze, coś Pan taki blady? Przecież tak mocno znowu Pana nie ścisnął?

-...

-...

- Że co? Że skąd był? Pokaż Pan, bo nie wierzę! 2033 rok? O jasny... No nie wierzę, po prostu nie wierzę!

piątek, 13 marca 2009

Nagrobki polityczne


Nagrobek PO

Tu leży partia od morza do może

Utopiona w morzu miłości – a może

Sama sobie zgotowała los tak marny

Mówiąc o liberalizmie szeptała – totalitarny



Nagrobek PiS

Nie znaleźli lekarstwa na zdrajców i układy

Żubr ugryziony zawrócił - ogromny i dziki

Stratował wszystko i nie było żadnej rady

Leżą w równych szeregach – chłopcy polityki



Nagrobek PSL

Pod czerwoną strażacką sikawką – kółko

A głębiej stare graty i listek zielony

Zmarli na celulit – polityki jaskółko

Przynieś im w dziobku wieniec mamony



Nagrobek SLD

Tu leżą komuchy demokratyczne jak nikt

Napieralski ich cherubinkiem – a głupiemu wstyd

Tu leżą i nie wstaną takie i owakie syny

Dziś wtorek więc napiszę – tu leżą skurwysyny



Nagrobek UPR

Tu leży partia idealistów

Wściekłych myślicieli – obrońców wolności

Nie znaleźli drogi do serc tłumów

Pod zbielałą darnią – błękitno czarne kości



Nagrobek Demokratów.pl

Tu leżą Demokraci.pl

Już nie odpowiadają na maile

Jajcarze!

Jednomandatowe

Na przykład pan Gienek - jak popije to krzyczy na całe osiedle:

- Niech żyje Gierek! - dopóki żona go nie spacyfikuje.

Pan Gienek - wiadomo, że komuna niedorozwinięta i gdyby kandydował to pewnie z SLD albo nawet i z Samoobrony.

Siedzę sobie przedwczxoraj, w nastroju lirycznym zresztą -i piwo drugie sączę - Dosiadł się z takim jednym kulawym i mówi (a stan jego jest wielce już odlotowy) - mniej więcej tak:

- A i tak towarzyszu, i nie chcę tu słyszeć żadnego trele tego dopniemy swego i w partii przywitamy was trele tego... Kosmatą ręką.

Kulawy tylko przytakuje, bo już nic wypowiedzieć niezdolny i tylko tak jakoś rzęzi.

Inny to znowu taki jeden Nowak. Nazwisko popularne - tak jak jego poglądy. Ten cały Nowak to jak to mówią - kat na politykę.

Oczytany i w Urzędzie pracuje.

Codziennie Wyborczą kupuje w kiosku i wyrazić się potrafi elegancko. Ulubione jego słowo to "ewentualnie"

- Wyborczą poproszę... i "ewentualnie" Politykę - pani Kasiu.

Nowak kariery nie zrobi, bo nie może się zdecydować, kogo poprzeć. Znaczy z całych sił popiera, ale za bardzo w sondaże wierzy.

- Panie Nowak, na kogo "ewentualnie" będzie pan głosował? - grzecznie pytam.

- SLD zawiodło mnie, więc ewentualnie na PO, bo też liberalni a jacyś milsi i ponad trzydzieści procent poparcia mają ewentualnie, ale znowuż ewentualnie ten Lepper też niczego w górę idzie i znowuż prywatyzację by rozliczył i tego Balcerowicza ewentualnie pogonił. A widzisz pan, ci Kaczyńscy też stoją nieźle i poza wszystkim dwóch ich jest i te hipermarkety w niedzielę by pozamykali.

- Ale w naszym miasteczku żadnego hipermarketu przecież nie ma - oponuję nieśmiało.

- Nie ma, bo na radnych do gminy napchało się sklepikarzy i nas doją cenami a wiem, co mówię, bo pan wie,że już dziesięć lat w urzędzie pracuję, ale jak PO dojdzie do władzy to się zrobi porządek z tymi prywaciarzami. Bądź pan spokojny. I odchodzi z miną tajemniczą a po paru krokach odwraca się i macha mi ręką. Po co to robi? Czy ja gdzieś wyjeżdżam?

Najgorzej jednak ma taki kandydat, który politycznych przekonań całkiem nie posiada. Polityką się nie interesuje do tego stopnia, że w dzienniku nawet prognozy pogody nie ogląda, tylko żona mu opowiada czy deszcz będzie padał czy nie. Gazet nie czyta. Książek odkąd skończył studia... Też nie.

Twierdzi, że ma uczulenie na druk i jak coś czyta to zaraz go swędzi i cały się drapie. Jego ulubionymi filmami w telewizji są filmy o zwierzętach, co uprawiają jakiś sport, ale sportu też nie lubi, bo tam znowu za dużo jest liczb. Fotball odpada, bo tam trzeba liczyć gole a od liczenia, boli go znowuż głowa.
Taki jest mój szwagier. Przy tym bardzo poważny człowiek, który podkreśla swą powagę za pomocą brody i okularów w rogowej oprawie. Przez kilka lat był dyrektorem naszej podstawówki a odkąd powstały gimnazja jest dyrektorem gimnazjum.

Siedzimy sobie u szwagra i kobiety jak zwykle szczebioczą sobie przy jakimś winku w kuchni...

...A my ze szwagrem w pokoju. Telewizor oczywiście zgaszony. Na stole pół litra jakiejś specjalnej szwajcarskiej wody, która smakuje jak kalosz i którą musimy pić ze specjalnych kieliszków. Szwagier od pół godziny mi o tej wodzie opowiada ze szczegółami. Jak ta woda mu pomaga na żołądek i na nerki i na wątrobę i na pęcherz? Dalej o tych narządach. Jaki ma pęcherz i co czuł przedtem, gdy sikał a co czuję teraz odkąd pije tą wodę o smaku kalosza?

Jeszcze chwila a będzie się rozbierał - myślę z przerażeniem.
Muszę tu nadmienić, że uprzednio zasugerowałem, że szwagier nie ma żadnych zainteresowań to nieprawda!

Ma jedno i to całkiem konkretne. Bardziej konkretnego mieć nie można. Szwagier interesuje się zdrowiem swojego ciała w całości i jego poszczególnych organów. Zna je dogłębnie i znają je wszyscy jego znajomi, rodzina i każdy niewinnemu niczemu człowiek, z który szwagier ma osobisty kontakt. Co dziwne, nie jest przy tym hipochondrykiem?. Nie odwiedza lekarzy, nie choruje zupełnie gdyż jak twierdzi prewencja, którą stosuje uniemożliwia chorobom dostęp do jego narządów.

Kpi i parodiuje ludzi chorych gdyż uważa, że sami są winni swoim nieszczęściom. Gdy dowie się, że ktoś umarł przed 95 rokiem życia zawsze znajdzie chwilę by wyśmiać się setnie z takiej niedbałości i niezaradności życiowej.

Tak, więc ciągnie opowieść o tym swoim pęcherzu a moje powieki stają się takie ciężkie,takie ciężkie, że przez chwilę zdaje mi się, że słowa, które słyszę są już sennym majakiem.

... Wiele mógłbym ci jeszcze opowiedzieć ciekawostek o działaniu mojego pęcherza ale chcę głównie twojego dobra w związku z czym radzę ci abyś też zastanowił się nad swoim pęcherzem nad jego działaniem nad jego wadami i zaletami należy bowiem niejako zaprzyjaźnić się z własnymi narządami przecież znany jest fakt że rośliny lepiej rosną gdy się do nich przemawia ( umyślnie nie używam znaków interpunkcyjnych ponieważ mój szwagier też nimi gardzi gdy mówi ? a mówi wolno, w sposób całkowicie pozbawiony emocji) to czyż inaczej jest gdy mówimy do swoich organów zauważyłeś chyba że jestem okazem zdrowia i nie możesz zaprzeczyć że bardzo szanuje swoje organy nawet takie jak pęcherz i tobie radzę czasem oczywiście gdy jesteś sam albo chociaż z bliskimi aby nie wyjść na dziwaka przemówić w paru słowach na przykład do swojego pęcherza ale ja się rozgadałem a w sumie chciałem zasięgnąć twojej rady gdyż zgodziłem się kandydować do sejmikuu a wiesz że polityką się nie interesowałem zbytnio dotychczas.

Jak by piorun we mnie strzelił w związku, z czym natychmiast usiadłem w pozycji wyprostowanej?.

- Co? Się zgodziłeś... Sejmu.. Sejmiku.... Po co? Z jakiej partii?

- Właśnie, że nie wiem z jakiej, ale mam zapisany numer telefonu lidera wojewódzkiego który mi zaproponował to jak zadzwonię to chyba się dowiem a ty mi opowiesz o tej partii jakie są jej narządy i te cele programowe i chciałbym żebyś na początek wziął drugą słuchawkę i jak będę rozmawiał to mi pomógł coś wywnioskować bo to by było trochę śmiesznie gdybym swojego lidera wprost się spytał do jakiej należy partii

- No, ale, po co się zgodziłeś? Niczego ci nie brak. Polityką się całkiem nie interesujesz... Po jakiego grzyba się tam pchasz?

- Po grzyba się nie pcham bo w grzybach odkładają się ciężkie pierwiastki które szkodzą mojej wątrobie a moja wątroba jest organem o który dbam w sposób szczególny a kiedy przypomnę sobie że na studiach wypiłem kilka butelek wina jabłkowego za namową kolegów i koleżanek muszę po stokroć przepraszać moją wątrobę bo jak to się mówi wątroba jest tylko jedna ale jeśli pytasz, dlaczego to właśnie odpowiem że dlatego

Cały szwagier.

Ale mnie taka odpowiedź nie wystarcza i dalej dręczę szwagra kandydata, aż w końcu po długich wywodach, w trakcie, których znowu zahaczamy o pęcherz mogę wreszcie wywnioskować, że szwagier pragnie zrobić polityczną karierę by oświecić naród w kwestii narządów i prewencyjnych rozmów z trzustką, czy nawet, ( co jest już wielce moje zdanie dziwaczne) z własnym gardłem, dzięki czemu można zwalczyć rzekomo anginę.

Słucham - tak mi się w głowie przewija taśma z nazwami wszystkich partii - w głowę zachodzę, dla jakiego ugrupowania może być cenny kandydat z takimi poglądami.

Marketing Polityczny Watch!

Też mi nowość, że nowomodny polityk nie potrafi sam z siebie wydusić publicznie jakiejś sensownej opinii. Przyjmujemy tutaj fantazyjne założenie, że każdy poseł, senator czy członek rządu jest politykiem a nie zwykłym „mięsem”, którego rola sprowadza się do umiejętnego odczytania karteczki, by w ten sposób sprytnie dowiedzieć się – jak głosować i co ewentualnie robić?

Proszę, a zwracam się przecież do ludzi żywo zainteresowanych polityką – proszę wymienić po nazwisku wszystkich posłów PO czy PiS jakich państwo znają i kojarzą, że o senatorach nie wspomnę.

No i co? Jakie wnioski?

To jest problem tylnych rzędów. Ci ludzie, posłowie przecież, mają siedzieć cicho. Tam, w tylnych rzędach nie są potrzebni indywidualiści ani żadni mądrale. Jeszcze tego brakowało żeby taki poseł z siódmego rzędu wywodził swoje mądrości przed kamerami! Dostanie fuchę w komisji – jego szczęście i dodatek. Jego szczęście jak go skinieniem głowy powita wódz przechodzący poziomym korytarzem w towarzystwie swej świty.

Nie wszyscy muszą błyszczeć – prawda!

Posłowie są od pracy, nie od pokazywania gęby w TV – prawda!

Tyle tylko, że taki poseł z siódmego rzędu gdzieś w Polsce jest kimś i tam są lokalne media oraz utrapienie polityków – wyborcy. I jak taki ananas wylezie z szarości swej sejmowej egzystencji, jako lokalna gwiazda musi wiedzieć co ma myśleć i mówić. I tą wiedzę zapewniają mu specjaliści od PR, story coś tam –oraz inne żywe acz nieznane, instrumenty polityczne.

Zobaczcie jak to się zmienia – nie negując oczywistego faktu, że zawsze było wielu czynnych politycznych idiotów – jednak większość pozycjonowała się na politycznej mapie wedle swoich poglądów. Jak ktoś był liberałem to w środku nocy obudzony przez dziennikarza mówił o obniżeniu podatków, o likwidacji bzdurnych przepisów hamujących rozwój gospodarczy, o indywidualnej wolności.

Jeśli nie czytywał Smitha, znał chociaż książki Twaina.

Każdy wiedział, że na co dzień nie wypada podważać autorytetu swojej partii czy liderów – znał granice do jakich mógł dojść w swoich rozważaniach. To wystarczało.

A teraz? Teraz to diabli wiedzą jak jest? Partiami rządzą spece od reklamy, jacyś nieutalentowani story spinersi, którzy co najgorsze odnieśli sukces kreując PO – partię bez właściwości – na lidera sondaży i nie tylko. No i skoro jest sukces to trzeba ten sukces podtrzymać takimi metodami jakimi został on osiągnięty.

I to będzie narastać, śruba będzie dokręcana i nie ma żadnej nadziei na swobody wewnątrzpartyjne w dużych organizmach politycznych.

Już nie feudalizm ale rządy kapłanów zza kulis, rządy w stylu zaczerpniętym z filmu Kawalerowicza „Faraon” – labirynt prowadzący do skarbca, sprytnie przewidziane zaćmienie Słońca – te rzeczy.

Głosują wedle kartek i skinień liderów, choć coś tam na początku kadencji przysięgali. Rzeczywistość i wydarzenia polityczne komentują według instrukcji z centrali.

Chodzą, jedzą, produkują ustawy i biorą naszą kasę.

Są fasadą. Murem z pustaków za którym ukryci są specjaliści od sztuczek. To ma być demokracja? Wolność? Na co mi taka demokracja, którą ustawiają gazety czy stacje TV.

Czy ktoś z państwa głosował kiedyś na TVN, Wyborczą albo na jakiegoś speca od politycznego bajeru?

Sporo jest w naszym necie, co mnie niezmiernie cieszy - stron z dopiskiem „Watch” Internauci śledzą poczynania Bufetowej, Tuska, Kaczynskich, Pisu itd. Moim zdaniem, po kolejnym samo obnażeniu się naszej sceny politycznej – czas na stronę:

Marketing Polityczny Watch!



Trzeba uważać, bo się - mili państwo - możemy naprawdę obudzić, nawet nie z ręką, a z głową w nocniku! Z głowami.

CBA

O drugiej w nocy, pod mój dom zajechała ciężarówka ze żwirem i wysypała dziesięć ton piachu, przed moją bramą. Zanim obudzony rumorem, zdołałem w szlafroku i z włosem rozwianym wybiec by protestować, odjechała bezczelnie, pozostawiając za sobą smugę zapachu spalin.

Gdybym miał psa, mógłbym się puścić w pogoń, ale z moim kotem Grubkiem? Kiedyś próbowałem z jego pomocą polować na króliki. Straszne sceny! Krowa mnie goniła do samej furtki. A Grubek? Hyc na drzewo! Taki to z kota pożytek!

Stoję w tym szlafroku, jak jakiś głupek i na żwir się gapię. Majowy wiaterek studzi mój gniew. No, ale oczywiście sąsiad też się obudził i lezie, nie zważając na wymogi najskromniejszej etykiety, w samych kalesonach wprost ku mnie.

- Ale też Pana, te Kaczyńskie załatwili. Ale widzę żwirek pierwsza klasa.

Zdziwiłem się, bo to jednak już trochę zalatuje manią, nawet do takiej nocnej awantury mieszać Pana Prezydenta, a nawet jego brata.

- Co mi tu sąsiedzie za głupstwa opowiadacie? Jaki tu związek z polityką dostrzegacie? Dobrze wiecie, że lekarz wam zabronił pić! A jeszcze o drugiej w nocy!

- Lekarz, zasadniczo przeciwko piciu nie wystąpił, a tylko zalecił na szosie więcej nie spać, bo to niebezpieczne. Ale sąsiedzie, zaraz wszystko wytłumaczę - jak w telewizji - chodź pan do mnie do szopki, to wytłumaczę na przykładzie.

Idę do szopki, a tam jakaś kupa, starą plandeką przykryta.

- Widzisz pan tę kupę? Dowiedz się pan w tym miejscu, że jest to najprawdziwsza na świecie trawa. Tyle, że zrolowana. Tak mnie właśnie te Kaczyńskie urządzili wczoraj w nocy. Ale ja głowę mam na karku. Rano na rowerek i już wszystko wiem, mniej więcej. Zna pan tego Romana?

- Giertycha?

- Jakiego tam Giertycha? Panu to tylko wielka polityka w głowie. Tego Olszówke, co to w polityce powiatowej korzenie zapuścił. Za lasem działkę kupił, bo już się w swoich siedmiu pokojach pomieścić nie może, a teraz się majątku wyzbywa, żeby go dopasować do swoich dochodów.

Weź pan ten żwir - do żwirowni odwozić?

Dziwne i wzbudza podejrzenia; w lesie wysypiesz? To ktoś doniesie, a teraz żwir jest u pana. Stałeś się pan wspólnikiem w zbrodni korupcyjnej. Tu każdemu coś kapnie i problem się sam rozwiąże.

- No, Olszówka, niezły ancymon, ale przecież to człowiek, że tak się wyrażę z pezetperowskiego betonu odlany. Co tu bracia Kaczyńscy? Olszówka na festynie w Dniu Flagi spił się, jak to o­n zwykle i wyśpiewywał Międzynarodówkę. Nawet jak go, dla przyzwoitości koledzy z SLD w drewnianym kiblu na stadionie zamknęli, darł się tak, że strażacką orkiestrę zagłuszał.

- Wówczas był jeszcze przy nadziei, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Kaczyńscy zatwierdzili to całe CBA, a Olszówka małe ma szansę, by tam na jakiegoś kolegę z podstawówki natrafić. W panikę popadł i dobra oddaje ludowi.

- Pan widzę, całkiem mało jest zorientowany! Wszędzie aż huczy o tym całym CBA. To gorsze będzie niż te całe inspektory- krokodyle - na drogach, co tak kierowców prześladują. Ale na nich jest sposób niezawodny w postaci amerykańskiego wynalazku, tak zwanego radia CB. Oglądałeś pan "Konwój"?

Tyle lat temu już to znali, przeciwko szeryfom i innym tamtejszym "krokodylom"

I widzi Pan, taki kierowca, jeden drugiego ostrzega, że "krokodyle" tu czy tam i zmiana kursu, jak jest coś nie teges.

Ale na to CBA, to żadne CB nie pomoże! Horror! Zamach na demokrację!

Tu już wielu - panie - spożywało jej zdobycze, a teraz niesmak i w gardle kluską staje. Przyjdą do Olszówki, tak panie, grzecznie, że niby coś tego, a tu nagle... 2.100 pan zarabia?

A za co pan kupił?

A za co pan wybudował?

A za co na przykład, ta trawa, aż z Holandii sprowadzona.

Czy pan, panie Olszówka jesteś jakiś Bayern Monachium?

I Olszówka leży!

Dlatego w taką panikę popadł. I nie tylko o­n. Tu panie, temu z wielkim łbem, wiesz pan komu... nowiuteńkie kino domowe ktoś do sieni wstawił w biały dzień i uciekł. A przecież to na pewno nie Olszówka, bo ani o­n, ani nikt z jego rodziny nie umiałby tego uruchomić. Pamiętasz pan, jak sobie zażyczył Internet mieć, a ten fachman przyszedł i już pudełka i kabelki. Ale się pyta - gdzie komputer? A Olszówka na to: po co mi komputer, jak mam telewizor?

Stoimy i gadamy. Sąsiad w gaciach, ja na bosaka w szlafroku. Zimno w tej jego szopce.

- No dobra - mówię - jutro pomyślimy, co z tym fantem zrobić.

- Jak to co? Zamienimy się! - ożywia się sąsiad - Trawkę sobie rozłożysz - amatorska rzecz - będzie ze czterdzieści metrów kwadratowych. A ja wezmę żwir, bo od dawna mam marzenie, by sobie wszystko przed domem wybetonować. Trawa mi zbrzydła. Trawę trzeba kosić, a betonu nie. Aha, ale wszystko co znajdę w żwirze, to moje.

Wreszcie w domu! Sąsiad prześladowany przez braci Kaczyńskich został sam ze swoimi problemami. Trzecia w nocy. Wracam do łóżka, a tu na mojej poduszce kot Grubek smacznie chrapie.

Strasznie się rozwielmożnił, odkąd dowiedział się z telewizji, że zarówno pan Prezydent, jak i brat jego, wielce rozmiłowani są w jego kociej rasie. Ach ci bracia - doprawdy, żeby tak na mojej poduszce!

Dobranoc.

Książka skarg i wniosków

Sprzedawczyni odmówiła mi oleju poza kolejką twierdząc, że nie ma obowiązku rozglądać się po sklepie za każdym garbatym.



To nieprawda. Wpis obywatela podyktowany jest złośliwością. Oleju nie sprzedałam ponieważ wyszedł. Poza tym załoga naszego sklepu bierze udział w konkursie na najmilszą załogę sklepu w mieście i nie ma mowy o żadnej dyskryminacji klientów takich czy owakich. Poprzednia załoga, słusznie wymieniona na naszą brała udział w wielokrotnym prześladowaniu poprzez dyskryminacje, za co poniosła zasłużoną karę.



Przed chwilą zakupiłem w tym sklepie bez żadnych problemów dwa litry oleju rzepakowego. Niniejszym chciałem podziękować załodze sklepu za miłą i kulturalna obsługę. Tak dalej!



I nam również było bardzo miło gościć w naszych progach szanowną panią. Zapraszamy w przyszłości. Sam kierownik przesyła życzenia „Dobrego smażenia” Pozdrawiamy!



Czy ktoś wreszcie naprawi te pieprzone chodniki przed sklepem? Kupiłem, jak co dzień butelkę oleju i wychodząc ze sklepu wypierdzieliłem się, a olej mi się rozlał. Tak dalej nie sposób żyć! I jeszcze ze sklepu wyskoczyło jakieś chamidło w fartuchu i drze się na mnie słowami: Sprzątaj dziadu po sobie! A ja, choć faktycznie jestem emerytem to sobie nie pozwolę na takie….



Narzekanie klienta na chodniki jest bezprzedmiotowe. Przecież zaraz po objęciu sklepu przez naszą załogę wywiesiliśmy przed sklepem dużą tablicę o treści : Uwaga dziurawe chodniki! ze specjalnym rysunkiem dla ewentualnych analfabetów, przedstawiającym klienta przewracającego się z butelką oleju w dłoni i krzyczącego: Aaaaa… co uwidocznione jest w formie komiksowego dymku wychodzącego z ust przewracającej się postaci.

Człowiekiem w fartuchu nie było żadne chamidło tylko sam kierownik sklepu, a jego słowa były prześmiewczym nawiązaniem do ogólnie znanego na osiedlu chamstwa poprzedniego kierownika, obecnie nie wiadomo dlaczego zatrudnionego na stanowisku kierowniczym w delikatesach ku oburzeniu nas wszystkich. Poza tym jako dowód niech posłuży niesprzątnięta plama oleju pozostała po tym nieszczęśliwym wypadku, którą teraz trzeba omijać by się nie wywrócić.



Dlaczego olej rzepakowy sprzedawany w tym sklepie jest z dnia na dzień coraz bardziej mętny? Czy można coś z tym zrobić?



Wygląd ani smak oleju nie zależą od załogi sklepu. Winna jest światowa sytuacja rzepaku i oczywiste zaniedbania poprzedniej załogi, która nie zadbała w kontraktach z dostawcami oleju o zaznaczenie stopnia przejrzystości cieczy. My ze swojej strony zapewniamy, że nie ustaniemy w walce o wyższą i jeszcze wyższą przejrzystość oleju. Powstał koncepcja, aby olej używany do sałatek filtrować przez gazę, ale to każdy klient powinien robić we własnym zakresie a my weźmiemy na siebie trud sprowadzenia gazików z apteki.



Przed chwilą zakupiłem w tym sklepie bez żadnych problemów pięć litrów bardzo smacznego oleju rzepakowego i wcale mi nie przeszkadza tych parę paprochów gdyż olej jest wyjątkowo smaczny. Niniejszym chciałem podziękować załodze sklepu za miłą i kulturalna obsługę. Z pewnością jest to najmilsza i najsympatyczniejsza załoga sklepu. Ja i cała moja rodzina trzymamy kciuki za wasz sukces, bo wasz sukces w konkursie na najmilejszą załogę będzie i naszym sukcesem!



W imieniu kierownictwa dziękuję! Damy radę! Precz z załogą delikatesów!



Pełne półki oleju, ale w głowach tutejszych sprzedawców zauważyłem jego brak. Paradoks!



Pani Renatko, pani wyjdzie z zaplecza! Tu jakiś debil się dopisał, że paradoks. Co tu teraz odpisać?

Odpowiedzi Redakcji

Droga Pani!

Z listu wynika, że przyczyną Pani problemów z osiągnięciem jakiejkolwiek satysfakcji seksualnej, może być wybujałe chłopięctwo Pani męża.
Też uważam, że to, co my, redaktorzy kolorowych pisemek dla idiotów, nazywamy „grą wstępną” nie powinno polegać na bieganiu z plastykowym tomahawkiem po mieszkaniu i wydawaniu okrzyków, powodujących niepokoje wśród sąsiadów.
Podobnie wygląda sprawa z tą zabawą w „króla lwa”
Dość infantylne wydaje się tłumaczenie męża, że lwy załatwiają sprawę w kilkanaście sekund.
Pisze Pani, że próbowała zainteresować ukochanego słoniami, ale on się obraził z powodu domniemanej aluzji do trąby.
Moja Droga Czytelniczko! Mam dla pani dwie rady.
Pierwsza jest taka, że należy odciągnąć raz na zawsze męża od telewizora, a już szczególnie od kanału Disneya, przy oglądaniu którego, mąż traci cenny czas i nabiera złych nawyków. (Aha, Pluto to jest pies nie borsuk)
Po drugie, niech Pani spróbuje zainteresować go swoim ciałem. I niech Pani zacznie mu to dawkować, nie zaś jak to ostatnio Pani zrobiła, ukazywać mu się nagle zupełnie nago. Nie, nie pomoże pani w przykuciu jego uwagi, oczywisty fakt, że jest pani nieco podobna do Michała Wiśniewskiego. Proszę tego nie eksponować, bo faktycznie może być to przyczyną rozkojarzenia pani męża.
Dziękuję za zdjęcia i również pozdrawiam, życząc sukcesów oraz wielu udanych stosunków seksualnych z mężem. I proszę pamiętać, że pani mąż poza domem, ma wiele poważnych, że się tak wyrażę, obowiązków publicznych.

Drogi Panie!

Informuje pana, że w wykazie zawodów nie znalazłem pozycji „ Dziad lirnik” ani też „Dziad grający na lirze” Nie znalazłem też żadnej szkoły, kształcącej „Dziadów lirników”
Owszem, jest wiele szkół kształcących dziadów i od biedy znajdzie pan szkołę uczącą gry na lirze, niemniej uważam, że stał się pan ofiarą kawiarnianej propagandy.
Mógłbym pana zachęcić do zrobienia licencjatu z żebractwa, ale tego nie zrobię, gdyż moi koledzy, którzy skończyli tę szkołę są żywym świadectwem jej niskiego poziomu.
Jeszcze z żebraniem po instytucjach Unijnych jakoś sobie radzą, ale w uczciwym żebractwie, nie wróżę im sukcesów. Doradzam Panu dalszą karierę w strukturach ZUS. Stanowisko kierownika działu, też nie jest niczym aż tak strasznym w pańskim wieku.
Dla wprawy może Pan sobie pograć na lirze w jakimś przejściu podziemnym, na wypadek, gdy jak pan sam pisze „ ch… w to wszystko strzelił”
W ten sposób wyrobi Pan sobie przyszłą pozycję, o jakiej będą mogli pomarzyć frajerzy odprowadzający składki na ten wasz system emerytalny.
Życzę powodzenia!

Drodzy Państwo!

W związku z Państwa listem zbiorowym, czuję się nieco zakłopotany.
Wróżka Samantha jest na macierzyńskim, ponieważ nie potrafiła przewidzieć skutków pewnych ogólnie znanych czynności, jakim oddawała się z godną lepszej sprawy gorliwością.
Wracając do meritum.
Panie Premierze! Pańskie obawy są uzasadnione.
Wszystko może się skończyć tak, jak w moim przypadku. Obiecałem latoś mojej żonie wakacje na Bali. Niestety na skutek pewnych okoliczności, moja ślubna musiała zadowolić się dorodnym melonem, który zakupiłem dla niej w ramach rekompensaty, za 5,99 pln, w sklepie sieci „Biedronka”
Moja żona powiedziała do mnie wówczas:

-Już ty sobie tego melona i to Bali, zapamiętasz sobie do końca życia. I miała swą niegramatyczną rację, chociaż dalszego rozwoju wydarzeń, niestety nie pamiętam.

Obudziłem się w wannie wypełnionej zimną wodą, czego Panu, panie Premierze nie życzę!

Rząd pracuje w wariackim tempie


A w obcojęzycznej gazecie wyzwali nasz rząd od leniwego!

Jest to oczywisty skandal, biorąc pod uwagę, że choćby w sprawie restrukturyzacji polskich stoczni:

„Wieloletnie zaległości spowodowały, że rząd, minister Grad, ministerstwo skarbu pracują w absolutnie wariackim tempie, żeby sprostać tym terminom” – powiedział premier Tusk, a ja mu wierzę, choć osiem miesięcy ciągłej, wariackiej pracy może się odbić na zdrowiu naszych ministrów i samego premiera. A gdzie tu koniec kadencji drodzy moi? Czy wytrzymają takie obciążenia? A story spinnersi?

Nawet sam Barroso jest zadziwiony iście olimpijskim tempem prac naszego obecnego rządu. Cóż, szkoda tylko, że poprzednicy grzebali się jak przysłowiowe muchy w smole. Teraz jest cool & power!

Włosi mogą tylko pomarzyć o zabraniu nam Euro. Jeśli nasz rząd nadal będzie zasuwał w takim tempie, zdążymy jeszcze odebrać Mistrzostwa Świata, Republice Południowej Afryki.

Będzie się miał z pyszna pan Mandela!

Ludzie sobie robią grilla na działce, a tu bum bum koparki zewsząd. Przemawia minister Schetyna, a jeszcze nie skończył mówić, już za jego plecami ktoś wali w wielki gong. Nie jest to wezwanie na obiad tylko znak do rozpoczęcia budowy. Wszyscy w nogi!

Chłop poszedł z krowami pod las. Krowy żrą sobie trawę kręcąc mordami a chłop zapatrzywszy się w obłoczki wędrujące po niebie, przecież się zdrzemnął. Pod wieczór się obudził bo oblazły go mrówki. Chce wracać do domu, a tu „wziuuu!” autostrada po której mkną kolorowe auta i kierowcy machają mu rękami. A za autostradą jego nadobna chałupka. Takie tempo!

Nie wróciłby biedak już nigdy z krowami do domu, ale szczęśliwie doczłapał się do przejścia dla zwierząt i pognał tamtędy swoje krowy muczące. Ale przejścia pilnuje Eko policjant, który orzeka, że krowy są uprawnione jako zwierzęta i nawet jako pierwsze korzystające z przejścia dostaną po lizaku i po gwizdku, ale chłop nie przejdzie. Niech sobie posiedzi i popatrzy w dal. Chociaż z kwadrans. Tak dla przykładu.

Chłop patrzy w dal i widzi na horyzoncie, że autostrada jest budowana w takim tempie, że jadące nią samochody wcale nie muszą zwalniać.

Mało tego! Z przeciwka zbliża się druga, taka sama autostrada, bo w tym wariackim, narzuconym przez rząd tempie, ktoś się trochę rypnął w obliczeniach i zamiast się spotkać, autostrady jakoś się minęły.

- Nie szkodzi! Od przybytku głowa nie boli! – śmieje się pan premier w wieczornych wiadomościach i zaciera ręce bo nawet Niemcy nie mają takiej drogi. He he

Nie zauważyli niedouczeni, zagraniczni pisarczykowie, że rząd przez osiem miesięcy brał rozpęd, a inaczej nie można tego zrobić jak tylko cofając się.

Teraz pędzimy jak szaleńcy i wszyscy nas podziwiają, a jak dolecimy do deski, jak się wybijemy, jak poszybujemy, to nawet nie wiadomo gdzie dolecimy, z takim rozpędzonym rządem! normalnie strach tych otwierających się perspektyw!

„- Stajemy dosłownie na głowie, żeby zdążyć z terminami dotyczącymi planów restrukturyzacji i prywatyzacji stoczni. Dziś te papiery do Brukseli dotrą, ale nie ma żadnej gwarancji, że zostaną zaakceptowane - powiedział Tusk.”

Nic przyjemnego to stanie na głowie, ale dobrze oddaje determinacje i zaangażowanie ekipy Donalda Tuska. Czy to o naszym obecnym rządzie pisał w wieszczym natchnieniu nieżyjący Gałczyński? W wierszu jest i Londyn, i pewna pralnia i stanie na głowie, a nawet „fortepian Chopina” którego ciągłe wyrzucanie przez okno miało być wedle pomysłu warszawskiego Ratusza turystyczną atrakcja stolicy. Martwi mnie tylko Cipciuś. Wiem, że stracił posadę, ale nie wiem czy czasem nie zdążył już wrócić z Londynu?

Pierożek

Idą sobie lewicowcy i myślą.

Nagle patrzą a na trawniku coś leży. Takie jakieś białe a nie jest to psia kupa, więc biało czerwone chorągiewki można schować do kieszeni. Leży, nie oddycha i nawet trochę się błyszczy. Otoczyli to coś wianuszkiem, pochylili się a najodważniejszy dotknął tego czegoś palcem.

- Towarzysze, toż to pierożek! O, pękło mu się i farsz wystaje, kapusta z grzybami!

- Ciekawe kto zgubił, może jakiś biedny staruszek? Można by poszukać właściciela pierożka i mu wręczyć, pokazując naszą lewicową wrażliwość!

- Takich czasów dożyliśmy towarzysze, że podczas gdy rząd Tuska lekką ręką wydaje 30 milionów na jakąś świątynię, biedny staruszek musi się obyć bez jednego pierożka!

- I nawet nie ma prawa do eutanazji ani do niczego, a komfort życia nieustannie mu spada. Nawet pierożka zgubił.

- Poor staruszek, że tak się po zagranicznemu wyrażę. Ale swoją drogą, ciemnota tych staruszków bywa porażająca. Moim zdaniem to trzeba z młodymi iść, a staruszków pieprzyć! Niech się pan tak nie uśmiecha panie Robercie. Z tym pieprzeniem to taka przenośnia, że niby chodzi o coś takiego: "Umarł staruszek, niech żyje staruszek!"

- Chyba ZUS! Koledzy! Na staruszkach daleko nie zajedziemy! Część staruszków to dosłownie mohery. Tu nie eutanazji trzeba tylko twardej lewicowej ręki, co by takiego darmozjada staruszka za kark chwyciła i mu ten kark… no wiecie koledzy.

- Koledzy, przepraszam, że zapytam, ale skąd wziął się nam ten cały staruszek? Pierożek mogło też zgubić dziecko, które…

- Albo gej!

- Dziecko, które, proszę nie przeszkadzać, co prawda zostało urodzone, ale ani Państwo ani katolicki kler, nie potrafiły i nie chciały zapewnić temu dziecku warunków do rozwoju, niejako wypięły się na to dziecko!

- Albo gej!

- Przestań pan z tym gejem, bo tu jest mowa o lewicowych wartościach. Konkordat znieść, krzyż z Sali sejmowej wywalić…

- Oraz z innych miejsc publicznych! Niech ten Jezus siedzi w kościele i za próg nie wychodzi! Niech żyje Judasz!

- Pewnie, mamy własnych Jezusów. Lepszych!

- I Judaszów też!

- Ale ciemny lud nie chce ich uznać. Woli przymykać oczy na to, że największym beneficjentem dopłat UE do rolnictwa jest kościół!

- I sprowadzają samochody bez cła!

- A sparaliżowanemu facetowi nie dali ślubu, pod pozorem, że nie może ruchać żony!

- Bo oni, ci czarni za pornografią są!

- Koledzy, wyprostujmy się bo będąc pochylony nad tym pierożkiem ścierpłem.

- Dobra, mnie też krzyż boli!

- Kręgosłup kolegę boli, nie żaden tam krzyż! Proszę zwrócić uwagę jak prawica zawłaszczyła język! Na przykład ja mam brata bliźniaka, ale teraz się do niego wstyd przyznać, bo każdy sądzi, że jak bliźniak to Kaczor!

- Uff! Faktycznie lepiej postać prosto. Koledzy, w końcu musimy zdecydować,co zrobić z pierożkiem? Na trawie leży. Może niech ulegnie tej całej biodegradacji?

- Fakt, staruszkowie i dzieciaki to element niepewny a matki i ojcowie to sama wstecznica i ogólnie mówiąc banda. Może przeznaczymy pierożek na jakiś dobry lewicowy cel?

- Dokarmimy Kalisza?

- Albo zrobimy z niego amulet!

- Koledzy! Pierożka nie ma na trawniku, któryś z kolegów zjadł?

- Ja nie!

- Ja tez nie! Patrzcie tam! Pies Ciapek zapierdolił pierożka i ucieka machając ogonem!

- Prawda! Pierożek wystaje mu z pyska! Idziemy dalej!

Idą sobie lewicowcy i myślą. Część jeszcze myśli o pierożku, a część rozgląda się uważnie dokoła, zagląda do śmietników, szuka. Pytacie czego?

Pretekstu! Pretekstu moi mili, pretekstu!

czwartek, 12 marca 2009

Ruch Mulierystyczny

Posted by Picasa

Tajemnicza wyspa

Jest to szczególnie niebezpieczna i niemiła książka, ponieważ przeznaczona jest dla dorastających chłopców. Młodsi a nowomodni czytelnicy, którzy nie znają książek Verne`a muszą sobie poszukać jakichś streszczeń, albo wierzyć autorowi na słowo.

W skrócie wygląda to tak, że podczas wojny secesyjnej z oblężonego Richmondu nawiewa balonem piątka bohaterów plus pies Top. Wskutek sztormu i dzikich okoliczności natury trafiają na wyspę, która wydaje im się bezludną. Mylą się, ponieważ przebywa tam niejaki Nemo, terrorysta i bogacz hinduski (a nie jest to wcale pan Mittal)

Tu uwaga, że w pierwszej wersji był to Polak całkiem nasz, który terroryzował rosyjską flotę po tragicznej klapie powstania styczniowego. Niestety na przeszkodzie rozsławieniu naszej narodowej dzielności stanęła tradycyjna uległość żabojadów wobec batiuszki cara, i Verne, choć nie ułomek, musiał wziąć kajecik i pozmieniać stosowne fragmenty.
Ktoś może zapytać, o co mi właściwie chodzi, czemu skreślać, skoro książka już została prawie zapomniana?

Typowe gadanie inteligencików, którzy nie chcą sobie rąk brudzić. Otóż ze słowem pisanym jest tak, że zawsze znajdzie się jakiś dobrodziej, który te starodawne brednie wyciągnie na światło dzienne!

No to posłuchajcie! Na wyspie lądują, a kolejność, w której wymienię bohaterów, nie jest bynajmniej przypadkowa.

1. Cyrus Smith – inżynier i urodzony przywódca.

2. Gedeon Spilett – dziennikarz idealista

3. Bonawentura Pencroff – marynarz twardziel, ale i humorysta

4. Herbert Brown – bystry i pilny chłopiec

5. Nab- murzyn i służący, wyzwolony przez Cyrusa, ale nadal lojalny

6. Top- bystry i zabawny pies

7. Potem zostaje udomowiony niejaki Jup – małpa (o kurczę!)

Patrzymy oto na klasyfikację postaci sprzed stu kilkudziesięciu lat. Taka była wówczas drabinka. Pozycja nr.1 niezagrożona, patriarchalna postać, która zadręcza pozostałych rozbitków ciągłymi zadaniami do wykonania, zamieniając przyjemna „labę” w ciągłą harówkę. Smith ma inteligentnych pomocników w osobie tego dziennikarzyny i łaszącego się chłopca.

Pencroff jest gorliwy w pracy, choć jako marynarz miewa też swoje fochy, a Nab walczy o pańską łaskę z Topem i Jupem. No fakt, że ostro zapierniczają, bo przywódca umyślił sobie, że nie są rozbitkami tylko osadnikami. Inżynier, jak to u starodawnych przedstawicieli nauk ścisłych bywało, zna się na wszystkim i kombinuje cały czas.

Chłopiec botanik i przyrodnik… A jeszcze Nemo pomaga, ale Nemo pomińmy z braku miejsca oraz z powodu jego terrorystycznych działań, które znają czytelnicy „ 20 000 mil podmorskiej żeglugi”

Tu chodzi o taką starodawna strukturę społeczną. Mamy ją w tej książce, że tak powiem w działaniu. Ktoś coś wie, zna się na rzeczy. Zgłasza propozycję! Przedstawia plan działań i korzyści wynikające z tych działań, a pozostali krzyczą „ hurra!” i biorą się do pracy. Nab się cieszy jak dziecko a Top podskakuje i szczeka wesoło.

Taka służalcza postawa przyjaciół, a faktycznie podwładnych Cyrusa doprowadza do wielu ingerencji w dziewiczy ekosystem wyspy ( także z udziałem wyprodukowanej na miejscu nitrogliceryny)

Fakt, że wyspa, mimo rozmaitych przeciwności powoli staje się miejscem dobrze zagospodarowanym i zdatnym do życia, nie powinno przesłaniać czytelnikowi smutnej prawdy o kolonizatorach i deprawatorach przyrody.

To chyba wystarczy, by książka, o której mowa została skreślona?

Co?

Jednak obiecałem, że każdej książce należy dać szansę na uwspółcześnienie.

Oto znowu witamy bohaterów, gdy razem, po traumatycznych przeżyciach związanych z burzą stoją na plaży nieznanego lądu.

1. Cytrus Smith- inżynier drogowiec, którego laptop przepadł” jakoby w wychodku” ( chory na jakąś tajemniczą chorobę, która go wyniszcza. Byle nie reumatyzm czy AIDS, bo to jest dzisiaj zbyt trywialne! Może być to "coś z wątrobą" bo o wątrobie, każdy dzisiaj chętnie poczyta.

2. Gedeon Spilett – dziennikarz sensacjonista, który z miejsca zabiera się za fałszowanie opisu burzy i próbuje wydębić od pozostałych wyłączność na opisanie wspólnych przygód

3. Bonawentura Pencroff – marynarz przemytnik, wice prezes Związku Zawodowego Marynarzy Przemytników. Ma paranormalne zdolnosci przewidywania, kiedy dostanie po pysku.

4. Herbert Brown- zmoknięty chłopiec w kapturze. Nieuk i mruk. Podważa autorytet Cyrusa, uparcie mówiąc do niego: - "ej cytrus!"

5. Nab- początkowo rozpacza, ale odkąd znajduje podrzuconą przez Nemo skrzynkę baterii, chodzi sobie z empe3 i daje czadu rymując.

6. Top- idiotyczny pies bojowy w stylu „świnia” Na szczęście tonie w pierwszej scenie i długo gnije na plaży, bo nikomu nie chce się go zakopać.

7. Jup- równie idiotyczna małpa, której relacje z Pencroffem powodują, ze książka nie może być czytana przez osoby poniżej 30 roku życia.

Dodajemy, oczywisty w sytuacji rozbitków motyw homoseksualny, szaleństwo marynarza i walkę Naba o przywództwo nad stadem! Naba popiera chłopiec, a Cyrus szantażuje dziennikarza kwitami, które ocalały cudem, nie do końca rozmiękajac w nawałnicy.

Nemo okazuje się kobietą, ale niestety sześćdziesięcioletnią!

I tak dalej, i tak dalej… Tak może zostać… po nowemu? Odpowiadasz, że może być ciekawie? Gówno nie ciekawie!

Książka nie nadaje się do poprawienia, ponieważ mimo atrakcyjności oraz „ empatii” bohaterów przerobionej wersji, niestety do przykrego końca fabuły, kotłowali by się na plaży i albo pomarli z głodu, albo zostali by uratowani przez patrol Green Pisu jako niemrawe foki.

Nic by to nie szkodziło, bo ludzie lubią teraz takie historie, do czasu aż jakiś prawicowy idiota porównał by obydwie wersje.

Wtedy dopieroż wstyd i szydera!

Dlatego książkę „ Tajemnicza wyspa” należy zupełnie wykreślić!

Takiej książki nie ma i nigdy nie było!

Wypracowanie

Moim najlepszym przeżyciem z wakacji była wizyta w rezerwacie polityków demokratycznych. Nasz Bajbus wyjechał z Konina o 6:15. Najpierw było dużo zamieszania, bo Heniu schował panu od historii, jego elektroniczną histeryczną papugę.

Pan od historii bardzo się złościł. Zawsze prowadzi lekcje z tą papugą na ramieniu, a ona wykrzykuje za niego ważne daty, i tak się drze ogólnie. Wszyscy się bardzo zmartwiliśmy, ale została odnaleziona w śmieciach. Hurra…!!!

Najpierw pobajbusowaliśmy do Warszawy, miasta, które było niegdyś stolicą Polski. Tam oglądaliśmy budynek Sejmu. Było tam wiele ciekawych rzeczy do oglądania.

Sejm, był to taki organ, który był chory, ponieważ zasiadali tam ludzie, których nikt nie lubił. Inni ludzie ich wybierali w głosowaniu, ale głosowali na jakieś partie, a ci ludzie wybrani, brali się z jakiegoś losowania! Pokazano nam, co to były te partie. Były to grupy ludzi, które bawiły się jojem.

Co to jest jojo? Nie wiem, ale był taki efekt, podobno.

Potem pojechaliśmy do puszczy, gdzie w rezerwacie żyją słynni dawniejsi, słynni niegdyś politycy w otoczeniu najzagorzalszych zwolenników!

Naszym przewodnikiem był słynny niegdyś podróżnik, pan Cejrowski. Fajny to jest dziadek, który mimo 93 lat, bardzo dużo nam przekazał wiadomości, a także pierwszy był na mecie każdego etapu.

Najpierw byliśmy w części prawicowej. Było tam dużo tablic poglądowych z życiorysami martwych liderów prawicy. Fajny był Giertych, bo nie dość, że rozdawał lizaki to jeszcze znał wiele ładnych wierszyków. W strefie prawicowej było wesoło, bo było tam dużo fajnych kawałów i sztuczek. Taki pan Wierzejski, mimo 80 lat na karku tak przecież dokazywał. Wyświetlając bajki śmieszne o jakichś kaczorkach.

Potem byliśmy w strefie „ środka”. Nic tam nie zaobserwowałem, poza ogromnym portretem Jakiegoś Kwaśniaka całującego Adasia, Gdy na wyraźne polecenie przewodnika, podziwiałem pbraz, ugryzzzzzzzzł mnie w nogę pies! Goniliśmy tego psa, ale uciekł przez dziurę w płocie.

Ale dopiero było na lewicy! Wszyscy byli brzydcy i przez kraty próbowali złapać mnie za bolącą nogę! Pan Olejniczk tak skakał na siatkę! To było straszne! Dziewczyny tak piszczały ze strachu! Mieli tam mumie jakiegoś Tuska.

Potem poszliśmy oglądać ryby i płazy. A jeszcze później gady i owady zabite szpilkami. Śmieszne!

Nasza wycieczka do ZOO była bardzo dobra i przyjemna. Kocham Iwonkę!

Jacuś z 4a, czyli ja.

Alchemik

Mówiono o nim, że jest zdolnym Alchemikiem, chociaż jego sukcesy nie były zbyt spektakularne. Niby poszukiwał kamienia filozoficznego, ale który z nich tak nie mówi?

Złośliwi twierdzili, że udało mu się zamienić złoto w ołów, ale to nie była prawda. Po prostu nie miał szczęścia w doborze współpracowników. Tajemnicze substancje dymiły i bulgotały, a powietrze w jego ciemnej pracowni pełne było ulotnych trucizn.

Blady i zmęczony pracował dniami i nocami, zupełnie bez efektów. Przez grube szkło odczytywał bluźniercze inwokacje, ale nic się nie zdarzało nadzwyczajnego. Dawniej bano się go, ale z biegiem czasu lęk się ulatniał i zaczęły się kpiny.

Kiedy zimą jakiś łapserdak zbił szybę w jego pracowni bryłą brudnego lodu, długo siedział zasępiony na krześle, który jeszcze niedawno wydawał mu się tronem. Ogień wygasł a on siedział przez całą noc zastanawiając się, co robić dalej. W końcu wymyślił.

Rankiem poszedł do księcia i przedstawił to, co może mu zaofiarować zamiast złota. Książę zdziwił się niepomiernie i początkowo chciał alchemika wsadzić do ciupy.

- A na co mi ta cała ideologia i ten „polityczny marketing" ( jakieś pogańskie słowa!)? To ja już mieczy, tarcz nie mam, ludzi gotowych na wszystko?

Lecz wysłuchawszy Alchemika tłumaczeń, zamyślił się a potem nagle poweselał.

- I powiadasz, że już nikt nie będzie widział, że mam krótszą prawą nogę a lud będzie się dziwował, jaką długą mam lewą? I ludzie uwierzą, że w biegu na koń wskakuje jak młodzik, w pełnej zbroi i z mieczem? Jak to, przecież nikt tego nigdy nie zobaczy? Jak mogą uwierzyć, wszak mnie znają, żem nie chwaląc się kuternoga, okrutnik i złodziej największy w Świecie a także gnębiciel wdów i sierot, szczególny. Jakże to tak, po dobrej woli uwierzą, bez tortur uwierzą?

- Panie! Racz mi zaufać, a sam się przekonasz jak to działa, gdyż wielka jest w tym ludzie nadzieja i tęsknota za rządem dobrym i sprawiedliwym. Za księciem odważnym i szlachetnym...

- Niedoczekanie, żebym na starość kimś takim miał zostać, jeszcze czego! Okrucieństwo, zdzierstwo i gwałt są moim żywiołem! Nie zmienię się ani o jotę!

- Nie musisz Panie, gdzieżbym śmiał sugerować cos takiego, Panie! Ja niegodny biorę wszystko na siebie i każdy twój czyn w odpowiednim świetle tak przedstawię...

- W świetle, powiadasz. Ale gwałcić mogę?

- Możesz Panie, a nawet więcej niż kiedyś mogłeś, a jeszcze lud będzie na twoją cześć pieśni śpiewał!

- Alchemiku, ale kto w to uwierzy?

- Wszyscy o Panie, albowiem wielka jest potęga mojego wynalazku, a ludzie dobra łakną, ale po świecie całkiem ślepi chodzą.

Od tej pory wszystkim żyło się lepiej i szczęśliwiej. A komu się nie żyło, jego strata.

Poczet nonkonformistów - kibice

Jestem kibicem piłkarskiej drużyny, która jest tak słaba, że nigdy nie wygrała w uczciwy sposób meczu. W nieuczciwy sposób też nie wygrała, bo klub jest tak biedny, że piłkarze trenują drewnianymi piłkami. Zresztą tak naprawdę wcale nie trenują bo trenowanie ich nudzi i frustruje.

Mądrale i defetyści w osobie prezesa klubu i jego zastępcy, twierdzą że jest to jedna z przyczyn naszych nieustannych porażek. Drugą przyczyną wedle nich jest stronniczość arbitrów.

Drużyna, której jestem fanem jest do tego stopnia mało zgrana, że piłkarze nie znają nawet swoich imion. Nazwisk też nie znają, bo jak to u nas mówią "po nazwisku to po pysku"

Wszyscy, łącznie z masażystą, kierownikiem drużyny i stadionowym cieciem, wzajemnie się nienawidzą.

Pewnie dlatego piłkarze wolą podawać piłkę przeciwnikom, niż sobie nawzajem.

Trener naszej drużyny jest bardzo słabym trenerem. Zupełnie nie zna się na piłce nożnej. Sędzia musiał go ostatnio pouczyć, że w składzie drużyny powinien być wyznaczony kapitan.

- A po co? - Spytał nasz trener, ale zapisał to sobie w notesiku. Trener ma jedna zaletę. Nienawidzi wszystkich a już najbardziej nienawidzi kibiców, czyli mnie.

Jestem jedynym kibicem mojej ulubionej drużyny. Poza mną nikt nie ogląda jej meczów, no chyba że gramy na wyjeździe. Wtedy oglądają nas kibice gospodarzy, ale oni się nie liczą. Na nasze boisko nie wpuszczamy fanów drużyn przyjezdnych w obawie przed zamieszkami.

Dzięki temu oglądam mecze w spokoju. Trener i rezerwowi w czasie meczu idą oglądać TVN 24, bo piłka ich nudzi.

Nie wszyscy muszą być fanami. Wystarczę ja. Kupiłem sobie trąbkę z takim zamiarem, że po każdym zdobytym golu będę trąbił jak cholera. Nie miałem okazji, to zmieniłem przyrzeczenie, ze będę trąbił po każdym strzale w kierunku bramki, po każdym wywalczonym kornerze, po każdym fajnym zagraniu. W końcu stanęło na tym, że będę trąbił po każdym wywalczonym aucie.

Ostatnio trąbiłem trzy tygodnie temu!

- I Pan nazywa się nonkonformistą?

Ja kibicuję drużynie, która podczas meczu zdołała zabłądzić na boisku i trzeba było sprowadzić psy tropiące, a i tak bramkarza nie odnaleziono. Drużyna, której kibicuje jest tak słaba, że specjalnie sprowadzona Pani Przedszkolanka pomaga naszym piłkarzom ubierać się w szatni. Tylko trener potrafi zawiązać sobie buciki.

Ja trąbię, kiedy żaden z piłkarzy nie zgubi się ani mimo pomocy pani przedszkolanki, nie pojawi się na boisku w majtkach na głowie. Taki słaby jest mój klub, a mimo to jestem jego zawziętym fanem!

- I wy nazywacie się nonkonformistami? Ja kibicuje Wiśle Kraków!

Potęga słów

Johann Tetzel dziś sprzedał jeden odpust za dużo.

O jeden odpust za daleko, że tak się wyrażę

i śmiał się licząc pieniądze, i płakały w kościele witraże

A Luter przy świecy, nad 96 biedził się tezą


Nic nie wymyślił więcej, świece pogasły

Strudzony myśliciel zasnął i śnił o aniołach

Z papieru miały skrzydła a na nich

Czarnym tuszem demony pisały listy do Boga

I krew w misach srebrnych podawano do mycia jak wodę

A skrzydła aniołów zczerniały w płomieniach wiary

od tuszu albo lęku albo bez żadnej przyczyny

W podziemiach krzyczeli winni, ale nie było żadnej winy

To żywy pijak wrzasnął za oknem i obudził się Luter

Ścierpł śpiąc przy stole. Rozkazał przynieść światło

I przyniesiono światło a on zwinął w rulon 95 tez

Przejrzał list od Erazma i wzruszył ramionami

"Stary dureń nie widzi tej konieczności, bajarz"

I pięścią w stół uderzył, bo już wiedział

„Sprawiedliwy wiarą swą żyć będzie”

- zrozumiałem to zdanie, gdym na kloace siedział

I jeszcze raz pięścią w stół mocno uderzył

aż podskoczyła Biblia na dębowym blacie

I z kubka chlusnęła woda na papiery

Nic już nigdy nie będzie takie jak było

Słowa krążyły po izbie jak lamparty


A drzwi kościoła czekały wilgotne od nocnej rosy

Na pierwsze skaleczenie, na otwarcie księgi

Amore et studio elucidande veritatis: hec subscripta...

Tatuś Bolusia spotyka na meczu piłkarskim kulturalnego pana

Tatuś nie zabrał Bolusia na mecz pierwszej ligi, nie bez pewnej racji uważając, że nie jest to rozrywka mogąca przybliżyć czterolatka do szlachetnych ideałów, jakie Tatuś wykształcił w sobie, dzięki pilnemu oglądaniu w dzieciństwie filmów takich jak: Zorro czy Iwanchoe.

Mecz wieńczył niezbyt udany sezon jego ulubionej drużyny i odbywał się w skwarne niedzielne popołudnie, na początku czerwca, w związku z czym przewidujący Tatuś zakupił w sklepie spożywczym wodę
mineralną w plastykowej butelce i w naiwności swojej próbował wnieść ją na stadion, w reklamówce.

Czujni ochroniarze nie chcieli go wpuścić z reklamówką , sugerując, że może zawierać jakieś niebezpieczne przedmioty. Tatuś wywalił reklamówkę do kosza i próbował ponownie dostać się na trybunę, a wówczas wątpliwości czujnych strażników wzbudziła butelka wody .

- No, ale buteleczkę to sobie odbierzesz po meczyku, bo dzisiaj jest za gorąco na takie tego - tłumaczył Tatusiowi, niczym dziecku , czerwono pyski atleta w czarnym uniformie .

Nie pomogło pokazywanie fabrycznego zamknięcia, ani zbiorowe wąchanie płynu przez ochroniarzy, ale w końcu pod wpływem napierającego tłumu, dano spokój Tatusiowi i ten, dzierżąc w spoconej dłoni podejrzaną butelkę, zajął swoje miejsce, zgodne z numeracją podaną na błękitno białym bilecie.

Mógł teraz spokojnie się rozejrzeć i napawać widokiem piłkarzy biegających, w ramach rozgrzewki, tam i z powrotem pod bezwzględnie błękitnym niebem. Jednak jego uwagę przykuła przede wszystkim grupa kibiców siedząca opodal, w której rej wodził łysy jegomość w siatkowej podkoszulce, z namaszczeniem
rozlewający wódkę do szklanek z litrowej flaszki opatrzonej niedwuznaczną etykietą: Absolwent

Tatusia korciło, by spytać w jaki sposób udało im się wnieść ją na stadion ale widząc, że ci szlachetni obywatele posiadają także całą baterię butelek piwa, które chronili przed słońcem przykrywając je mokrym ręcznikiem, dał spokój i łyknął ciepłej wody o smaku ciepłej wody z której ulotniło się większość gazu.
Kiedy zakręcał butelkę sąsiad z lewej strony poczęstował go Camelem i ośmielony własną szczodrobliwością poprosił nieśmiało.

-Daj pan łyka, bo mnie strasznie zaschło! Po czym napił się ostro i spojrzał na Tatusia boleśnie.

-Jaja sobie Pan robisz, przecież to woda jest ! Po czym obraził się tak mocno ,że gdzieś sobie poszedł zostawiając Tatusia z niezasłużonym papierosem w palcach.

Życie, jak wiadomo, nie znosi próżni, i miejsce przeciwnika ciepłej wody, zajął schludny jegomość w oliwkowej marynarce i białych spodniach, który od razu zawarł znajomość z naszym bohaterem a po minucie spytał grzecznie.

-Czy nie urażę pana, jeśli zdejmie marynarkę i krawat , ponieważ mam wrażenie,że aura z naddatkiem rekompensuje dotychczasowe chłody.

Tatuś równie grzecznie wyraził swą zgodę, ale tak zbaraniał, że nie potrafił kontynuować miłej konwersacji i tylko wytrzeszczał oczy w sposób charakterystyczny dla osób wycieńczonych umysłowo.

Stadion tymczasem zaczął śpiewać niezbyt wyszukane przyśpiewki o drużynie ze stolicy, która co prawda nie brała udziału w meczu lecz zasadniczo, nikomu to nie przeszkadzało.

Tatuś nie tylko nie śpiewał, ale nawet uznał za stosowne przybrać zbolałą minę konesera, któremu dzieje się osobista przykrość.

- Czy nie będzie nikomu z państwa przeszkadzało, jeśli zapalę odrobinę tytoniu? -spytał sąsiad Tatusia, zwracając się uprzejmie do wszystkich kibiców w pobliżu, a uzyskawszy jednomyślną aprobatę, zaczął spokojnie nabijać elegancką fajkę, co Tatuś obserwował kątem oka.

-Wielu znajomych nie potrafi zrozumieć mojej miłości do futbolu, ale jest w tej grze, przy całej prostocie i można powiedzieć... ludycznosći... coś co ...

Tatuś nigdy nie dowiedział się co takiego w piłce nożnej pociąga pana z fajką, ponieważ grzecznie przeprosił i oddalił się rzekomo na chwilkę, zostawiając na swoim miejscu niczym bezcenny zastaw butelkę z wodą.
Początkowo niespiesznie, a po chwili biegiem dostał się na koronę stadionu gdzie znalazł miejsce stojące przy barierce.

Spiker przedstawiał właśnie zawodników gości, wywołując po każdym nazwisku falę gwizdów.

Tatuś Bolusia wykorzystując chwilę ciszy, wydarł się niby ktoś obdzierany ze skóry: PEDAŁY! PEDAŁY! PEDAŁY!

Zgromadzona poniżej, zgrana falanga klubowej młodzieży, spojrzała w jego kierunku z uznaniem i po chwili sektor, a wkrótce cały stadion zagrzmiał jednomyślnym: PEDAŁY ! PEDAŁY! PEDAŁY! PEDAŁY!

W tumulcie przepadł gwizdek sędziego, ale piłka została kopnięta i biało niebiescy ruszyli do pierwszego natarcia.

Futbol jest królem! - pomyślał Tatuś i z całych sił zacisnął kciuki, zupełnie już nie żałując, wydanych na bilet trzydziestu złotych.