poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Dom Elżbiety XXXVII- nowa opowieść (Iwona)


Rzeczywiście po chwili leżeli w łóżku, oboje potrzebowali odpocząć od Zofii i Carloty. Odruchowo wtulili się w siebie nawzajem i wkrótce zasnęli.

Pierwszy obudził się Piotr, miał wrażenie, ze ktoś potrząsnął go za ramię. Przez chwile nie widział nic, bo wokół panował gęsty mrok, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegł jakby niknący cień. Przeszedł go dreszcz…za chwile, może tylko w jego umyśle usłyszał kobiecy głos „wybacz mi Kasawery „ .

Usiadł na łóżku, drżał, może to wpływ tylu nowych doznań, które nałożyły się na siebie, może to, że zasypiając myślał o Zofii i Ksawerym? A może, że poczuł do Elżbiety uczucie, którego już po sobie się nie spodziewał i że było ono tak silne, że przepełniało szczęściem całe jego jestestwo?

Elżbieta poruszyła się w łóżku, spojrzał na nią, była tak śliczna i niewinna…delikatnie musnął jej wargi, uśmiechnęła się przez sen. Wpatrywał się w jej twarz, zastanawiając ile odziedziczyła po Zofii, prócz urody, bo jak twierdziła i Kanusia i Andrzej, była do niej łudząco podobna.

Rozejrzał się jeszcze raz po pokoju, ale nic niepokojącego nie zauważył, pomyślał, że pewnie wyobraźnia płata mu figle i napięcie spowodowane nagromadzeniem nowych doznań.

Przytulił się do Elżbiety i już zaczynał zasypiać, gdy posłyszał znów szmer w pokoju, otworzył oczy i leżał przez chwilę bez ruchu, przyzwyczajając oczy na nowo do ciemności.

Szmer, a raczej drobne kroki powtórzyły się, zerknął w tamtym kierunku, po środku pokoju stała dziewczyna, widział ją wyraźnie! Aż go sparaliżowało, widział ją tak wyraźnie, jakby w pokoju było zupełnie jasno!
Stała obok stolika, na którym leżał pamiętnik i płakała…bezgłośnie łkała, bo piersi falowały jak przy szlochu. Lęk, który go przez chwilę owładnął, zastąpiła ciekawość, więc ani drgnął i obserwowała zjawę.
Dziewczyna jeszcze chwilę łkała, potem położyła ręce na dzienniku…wtedy, aż Piotr przetarł oczy pojawił się czarny tuman kurzy? Chmura dymu? Szeleszczący, nieprzyjemnie, dziewczyna jęknęła głośno, aż Elżbieta poruszyła się niespokojnie w łóżku, jakby z wewnątrz tamtego tumanu rozległ się ironiczny złośliwy, a nawet demoniczny śmiech. Zjawa dziewczyny rozpłynęła się tak nagle, jakby jej nigdy nie było, a tuman chwilę jeszcze wirował nad księgą, by…jakby wchłonięty przez dziennik zniknął.

Piotr do rana nie mógł zasnąć, analizując w myślach to, co zobaczył. Obok niego spała spokojnie Elżbieta, co chwila patrzył na nią, by uwierzyć samemu sobie, że to co zobaczył, nie było jedynie sennymi majakami, a zdarzyło się naprawdę. Zastanawiał się, co jeszcze kryją karty dziennika Zofii, kim naprawdę była Carlota, i Gerard Mioducki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz