niedziela, 25 lipca 2010

Dom Elżbiety LXIX




Oboje po tych słowach się zamyślili. Milczeli chwilę i Piotr jakby się przebudził.

- No, ale miałem ci opowiedzieć o matce i o tym, kiedy poczułem zapach piżma i imbiru po raz pierwszy.

- Rzeczywiście.

- Wiesz, dziadek kiedyś po pijaku, zaczął mi mówić, żebym stronił od kobiet takich jak moja matka. Powiedział, że była jak modliszka, że nigdy nikogo nie kochała, ani ojca, ani mnie. Miałem wtedy chyba ze dwanaście lat, bo to było jakieś dwa, trzy lata przed tą naszą wyprawą na czarownicę. Zapytałem mu się, wiesz – spojrzał na Elżbietę - dziadek był bardzo spokojny po pijanemu. Czemu pozwolił ojcu się z moją matą związać, byłem na niego trochę wtedy zły, w końcu to była moja matka. Wtedy powiedział, że to przez zapach jaki rozsiewała wokół siebie. Że znał ten zapach, bo tak pachnie szaleństwo…wtedy w naszym domu , nagle ni stąd ni zowąd pojawił się duszący zapach imbiru i piżma. Siedziałem jak oniemiały obok dziadka i nie mogłem się poruszyć, choć czułem że za chwilę się uduszę. Gdyby wtedy nie ojciec, pewnie by mnie to zabiło, ale wrócił i zaczął krzyczeć, co tu się dzieje, otworzył wszystkie drzwi i okna, a mnie wyciągnął na siłę z domu. Dziadek się też przebudził, bo przysnął przy tej opowieści i kłócił się z ojcem, a ojciec z nim. Wyrzucali sobie nawzajem żale, ojciec, że dziadek się spił i że ten duszący zapach, to alkohol, a dziadek, że to fatum…ale jedno jest pewne, tam wtedy był ten zapach i to w chwili, gdy dziadek chciał mi o tym opowiedzieć.

- A dlaczego twój dziadek aż tak źle o twojej mamie mówił, czemu nazwał ją modliszką, przecież jednak cię urodziła, śpiewała do snu, gdy byłeś mały?

- No właśnie, śpiewała, byłem bardzo mały wtedy, ale zapamiętałem. A dlaczego, bo jak twierdził dziadek wyssała z ojca całą energię, a ja byłem jej kartą przetargową. Przynajmniej tak sądził dziadek. Wiesz, ojciec był w niej bardzo zakochany, a ona to wykorzystywała i nie cieszyła się zbyt dobrą reputacją, jak rozumiesz o co mi chodzi. Ojciec za każdym razem stawał w jej obronie, że to nie prawda, choć za plecami śmiano się z niego. Wreszcie uciekła, zostawiając mnie i ojca.

- Wiesz, zauważyłeś, że klątwa, czy jak tam ją zwał jest i u mnie i u ciebie związana jest z seksem, że to jakby motyw przewodni?

- Tak, dlatego ci powiedziałem, że tak wiele nas łączy.

- Chciałabym wiedzieć, czemu ta Carlota, bo to ona, teraz już jestem pewna, zniszczyła do końca życie Zofii. Przecież w gruncie rzeczy, to Mioducka ją uratowała, obdarowała przyjaźnią.

- Może właśnie z powodu seksu, zauważ, że Zofia podejrzała ją z Gerardem, że to jego zboczenie, było jej miłe. Może zazdrościła Zofii, a może nawet kochała Gerarda? Może to jemu na początku zaproponowała mord na Zofii? Tego się pewnie z pamiętnika nie dowiemy. Mnie przeraziło wiesz co? Że gdy Mioducka po zabiciu Gerarda zaproponowała jej w sumie połowę majątku, by rozpoczęła nowe życie, Carlota odmówiła, bo stwierdziła, że jej losy związane są z losami Zofii.

- Myślisz, że została po to, by ją niszczyć, żeby mścić się na niej?

- Właśnie. A zauważ, że miała jakieś magiczne umiejętności, prawda? – Rzucił Piotr jakby z lekkim wahaniem. - Możliwe, że była przez cały czas w zmowie z Gerardem. Może on tak naprawdę umierał i wcale nie było mu potrzeba trucizny, a Carlota wmówiła to w nią, by ją całkowicie ubezwłasnowolnić? Bo stała się jej zakładniczką, prawda? – Spojrzał na Elżbietę i mówił dalej - co miały oznaczać te rytuały, którym poddano Zofię, gdy Carlotę niby Gerard odesłał? A może Carlota była tam przez cały czas? Może to ona sprowadziła mu tego mistrza? Możliwe, że wiedział o zbliżającej się śmierci. A ten rytuał, to był akt desperacji, by na nowo Zofia stała się płodną i przed śmiercią urodziła mu syna. – Piotr wyrzucił z siebie wszystkie swoje przypuszczenia i z pytającym wzrokiem patrzył na Elę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz