środa, 22 lipca 2009

Opowiadanie część XLI



Na chwilę przerwała, Karol i pozostali przyglądali się jej, jakby chcieli zrozumieć, może zobaczyć rozbłysk płomieni w jej oczach.

- Gdy ją potem znalazłam w krzakach przytuloną do tego misia – kontynuowała Agnieszka – i zobaczyła mnie z kanistrem, zaczęła okładać mnie pięściami, uderzyłam ją, mocno ją uderzyłam tą pustą bańką po benzynie, chciałam ją zabić. Złapałam ją i chciałam wepchnąć w ogień, ale już biegli ludzie z wiadrami wody, więc z całych sił popchnęłam ją w krzaki pod murem…chyba uderzyła się w głowę, bo straciła przytomność. Bańkę po benzynie wyrzuciłam za płot, tam były takie glinianki pamięta pan? – Zwróciła się do Wiktora.

- Pamiętam, chodziliśmy się tam kąpać, póki ich nie zasypali, bo ktoś się tam utopił.

- Właśnie! A ogród Adlerów sąsiadował od tyłu z tymi gliniankami. Wyrzuciłam kanister i pobiegłam do Magdy, bałam się, że powie komuś, że to ja podpaliłam. Znalazłam ją, była przytomna, ale dziwna, rozmawiała z tym pieprzonym misiem, odpowiadała mu, jakby oszalała. Jak mnie zobaczyła, zaczęła się kiwać jak dzieci z „chorobą sierocą” i przestała się w ogóle odzywać. Potem pojawił się pana ojciec – zwróciła się znów do Wiktora – i zaczął mnie wypytywać. Magdę zabrała karetka pogotowia. Jak ja się wtedy bałam, że się wyda! Co dzień czekałam aż przyjdzie po mnie milicja, ale tylko sprawdzili mojego ojca. Mnie jeszcze raz przepytał stary Kowalik, jakby coś podejrzewał, pamiętam, że po tym przesłuchaniu nie wytrzymałam i wytknęłam na niego język, ale się na mnie wściekł – zaśmiała się jak z dowcipu.

- Nie czułaś żadnych wyrzutów sumienia? – Karol patrzył na nią zdziwiony.

- Czemu? Ukarałam ich tylko, traktowali mnie jak bezpańskiego psa, który zdychał z głodu, więc dali mu resztki ze stołu, a potem odpędzali, bo bawili się swoim wypielęgnowanym pudelkiem

- Ukarałaś? Przecież z zimną krwią i w strasznych męczarniach pozbawiłaś dwoje ludzi życia, a chciałaś jeszcze zabić trzecią, niewinne dziecko. – Z przerażeniem zauważył Karol.

- Czemu bym miała mieć? Oczekiwałam od nich trochę czułości, ale nie mieli jej dla mnie, wszystko było tylko dla Magdy.

- Nic dziwnego, to byli jej rodzice. – Odezwał się Wiktor – czego mogła pani oczekiwać po obcych ludziach, przecież miała pani biologicznych rodziców.

- Zamknij się – nagle wybuchła gniewem, w jej oczach pojawiły się łzy – ja chciałam być ich córką, chciałam by mnie przygarnęli… - zamilkła i Karol bał się, że już im nic nie powie, gdy nagle znów się odezwała:

- Po pogrzebie chodziłam do Migockiej, na początku z ciekawości, czy Magda czegoś nie powie, potem jak już zaczęła do siebie dochodzić okazało się, że nic nie pamięta. Odetchnęłam z ulgą. W międzyczasie zaprzyjaźniłam się ze starszą panią, była dla mnie jak babcia, a i ona zaczęła mnie traktować jak wnuczkę. Trochę ją okłamałam, powiedziałam jej, że Magda mi mówiła, że nie kocha swoich rodziców i że chętnie by ich zabiła. Przekonałam ją, że może to jakaś choroba u niej, cały czas sugerując, że to ona dołożyła rękę do śmierci swoich rodziców. No i wygrałam, zastąpiłam w całej rozciągłości Migockiej wnuczkę, ona mnie kochała, opiekowała, przelała na mnie całą miłość.

- Przecież Migocka odwiedzała Magdę? Sama mi mówiłaś – powiedział Karol.

- Tak, odwiedzała, nawet sama ją do tego nakłaniałam. Cały czas się bałam, że ona sobie coś przypomni, czytałam o amnezji wstecznej, że często pod wpływem jakieś sytuacji ona może się cofnąć, więc się bałam.

- I co? Przypomniała sobie?

- Nie, a Migocka chyba pod moim wpływem nie mogła się do niej przemóc. To był najszczęśliwszy okres mojego życia, rozkapryszona królewna gniła w sierocińcu, a ja zajęłam jej miejsce.

- Za co ją tak nienawidzisz? Zniszczyłaś jej życie! – Wiktor nie ukrywał wzburzenia

- Ja? Nie, to ona niszczyła moje. – Agnieszka brnęła dalej – przez nią stałam się morderczynią. Wyjechałam na studia do Poznania, dzięki Migockiej mogłam, bo wspomagała mnie finansowo. W tym czasie Magda chodziła już do szkoły medycznej. Poznałam Wojtka Jakubczyka…- westchnęła.

Karol i Wiktor spojrzeli w stronę Jakubczyka. Agnieszka śledziła ich spojrzenia, uśmiechnęła się.

- Dajcie spokój, nie tego drania, on tylko nosi jego imię i nazwisko.

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz