piątek, 3 lipca 2009

Opowiadanie część XXXIII



Zasnął.
We śnie ujrzał Magdę…stała naga przy oknie, ale tym razem uśmiechała się do niego…tylko wokół niej krążyły ciemne wiry mgły, jakby oddalając, czy odcinając ją od niego.
Przebudził się, spojrzał na zegarek, dochodziła trzecia czterdzieści pięć, pokój spowijał mrok, było okropnie duszno. Wstał i zdjął przepocone ubranie, nago poszedł otworzyć okno, by do pokoju wpuścić trochę nocnego, orzeźwiającego powietrza.

Stał w otwartym oknie, wpatrując się w mrok, który już zaczynał się przerzedzać…nie bał się, że go ktoś zobaczy, bo okno wychodziło na tyły domu. Wciągał całym sobą, chłodne powietrze…pot na jego skórze zaczął znikać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, czuł się wypoczęty i spokojny, jakby tej nocy wydarzyło się coś dobrego. Poszedł do kuchni nastawić sobie wodę na kawę…nadal był nagi, ale przecież był jedynym mieszkańcem.

Wstawił wodę i poszedł ochłodzić się zimnym strumieniem prysznica, zmywając z siebie ostanie okruchy snu…gdy się wycierał, usłyszał, że woda w kuchni zaczyna gwizdać…jeszcze wilgotny pobiegł zalać nią filiżankę z kawą.

Cała jego postawa, ciało, mówiło za niego…jakby gdzieś nagle zgubił z piętnaście lat, postronny obserwator mógłby zachwycić się sprężystością ciała i ruchu.
Usiadł na krześle i wdychał aromat świeżej kawy…ręcznik opasujący mu biodra lekko się zsunął, a on trwał nadal w niezmienionej pozycji.

Wtedy zadzwonił telefon, wyrwał go z zadumy, wskazówki zegarka informowały, że jest dopiero czwarta trzydzieści…

- Ki diabli – zapytał sam siebie i próbował zbagatelizować dzwonek telefonu. Ale telefon uparcie dzwonił.

- Słucham – powiedział ze zniecierpliwieniem w głosie.

Po drugiej stronie usłyszał szloch.

- Kto tam? – zapytał, ale już wiedział, że to płacz Magdy.

- Karol? – powiedziała, wstrząsana następnym atakiem szlochu – tu Magda, ratuj mnie, oni mnie zabiją…uciekłam ze szpitala. Ja wszystko pamiętam…oni już wiedzą…- i nagle połączenie zostało przerwane. Jeszcze chwilę stał ze słuchawką przy uchu, jakby w nadziei, że Magda się jeszcze odezwie, ale telefon był głuchy.


- Tylko spokojnie - powiedział sam do siebie – bez nerw. Trzeba pomyśleć. Najpierw muszę się ubrać – i poszedł włożyć na siebie krótkie spodenki i koszulkę.
Wypił prawie zimną kawę i nadal nie wiedział co ma robić.
Wreszcie pomyślał o Wiktorze i szybkim krokiem wyszedł z domu, nie zapominając zamknąć drzwi.
Kiedy dotarł do domu Wiktora, była już piąta, nacisnął przycisk dzwonka. Pomyślał, że Wiktor zapewne jeszcze śpi i na pewno jest zły, że go ktoś budzi. Drzwi jednak otworzyły się prawie natychmiast, a Wiktor wyglądał na człowieka, który już dawno wstał.

- Karol? Zdziwił się – myślałem, że tylko jak wstaję tak wcześnie.

- Ja, sorry, że o takiej nieprzyzwoitej godzinie, ale musisz mi pomóc!

- Co się stało? I właź do środka, napijemy się kawy- powiedział, przesuwając się w drzwiach.

Wszedł, Wiktor wyjął drugi kubek i nalał kaw z dzbanka.

- O co chodzi? W czym mam ci pomóc?

Karol opowiedział mu o telefonie Magdy i o tym, że ona chyba jest w wielkim niebezpieczeństwie.

- Zadzwonię do szpitala, OK.? Dowiemy się na pewno więcej, a w razie czego, możemy zaraz jechać do powiatu, mam służbowy samochód.- powiedział wykręcając numer .

- Tu komendant Wiktor Kowalik, chciałbym się dowiedzieć o stan zdrowia Magdaleny Migockiej – powiedział, gdy zgłosił się szpital.

Chwilę czegoś słuchał i wybuchnął;

- Jak to, przecież była pod stałą ochroną policji!

Głos po drugiej stronie, chyba coś tłumaczył, ale Wiktor rzucił słuchawką.

- Cholera! – Wrzasnął – dranie z powiatowej odwołali ochronę. Magda zniknęła ze szpitala…pakujemy się do wozu i jedziemy. Może jest jeszcze blisko szpitala. Szlag by to trafił – zaklął na koniec.

Wsiedli do służbowego Poloneza i pojechali.
Wiktor jak zauważył Karol był wytrawnym kierowcą.

- Słuchaj – odezwał się Wiktor – może to niedyskrecja, ale czemu odszedłeś z WAT-u?

- Widzę, że mnie dobrze prześwietliłeś – roześmiał się, choć niepokój o Magdę wywołał u niego przygnębienie.

- Wiesz, jestem gliniarzem, nic na to nie poradzę, że wolę wiedzieć z kim gadam.

- Jasne. Jestem pułkownikiem w stanie spoczynku i wykładowcą jak zapewne wiesz. Odeszłem, bo nikomu nie miałem zamiaru się tłumaczyć, za PRL, za Jaruzelskiego. Ja jestem matematykiem, a zostałem tam zaraz po studiach, bo tam studiowałem. Dawałem wykłady za komuny w wojskowych szkołach w całym Układzie Warszawskim, teraz rozumiesz?

- Jasne, jakbym to skądś znał – uśmiechnął się. – Dojeżdżamy, na ulicach nie ma jeszcze tak dużego ruchu, może gdzieś zobaczymy Magdę

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz