niedziela, 19 lipca 2009

Opowiadanie część XXXVIII



Nie mógł dostrzec, przynajmniej na razie, kto zagląda do piwnicy, ale w plamie światła wyraźnie odcinał się cień postaci. Uczucie klaustrofobii zamieniło się w jakiś podskórny bunt.

- Choć tu draniu! – Wykrzyknął – miej na tyle odwagi, by się pokazać.

Odpowiedziała mu cisza, ale nadal postać obserwowała wnętrze piwnicy. Próbował ze wszystkich sił odwrócić się tak, by zobaczyć tamtą twarz, patrzącą na nich, jak dziecko, które zamknęło w słoju kilka much i pozbawiło je skrzydełek. Wzdrygnął się na tą myśl, kątem oka poparzył na Magdę, na jej naciągnięte ramiona i ręce, jak końcówkami palców u nóg, próbowała szukać oparcia. Czarna taśma na jej ustach wzdymała się i zapadała, z oczu płynęły łzy tworząc ścieżki na zabrudzonej twarzy. Wiktor walczył nadal z więzami i próbował pozbyć się knebla, a on? On czuł się tak strasznie bezradny, a tak bardzo chciał w tej chwili być wolny.
Jak mogli się tak dać podejść? Czy to wszystko było ukartowane?
Kim są ci, którzy ich tu trzymają?
Bał się o Magdę, widać było, że dziewczyna za chwilę straci przytomność.

- Czemu się rozdzieliliśmy? – Zapytał patrząc w stronę Wiktora – oni to zmanipulowali. – Odpowiedział sam sobie.

Usłyszał zgrzyt klapy, znów zapanowała ciemność.
Wolałby chyba stanąć twarzą w twarz z tym kimś, niż znów czuć ciemność i mękę zamknięcia. Cały czas poruszał nadgarstkami, czuł, że lada chwila uda mu się oswobodzić, gdy usłyszał:

- Kurwa! Dałem się złapać jak dzieciak.

- Wiktor?

- Jasne, wreszcie pozbyłem się tej szmaty w gębie, ręce mam już prawie uwolnione. A ty?

- Próbuje się rozwiązać, ale to cholerstwo jest strasznie zaciśnięte. Całe ręce mi krwawią, czuję.

- Poczekaj chwilę, już jestem prawie wolny. Trzeba odwiązać Magdę, cholera, co za sukinsyny!

Widział jak w ciemności postać Wiktora usiadła, chyba zaczął rozwiązywać nogi, gdy znów otworzyła się klapa.
- O widzę że nasz pan policjant się prawie uwolnił – usłyszeli znajomy głos, głos doktora Jakubczyka.

- Ty sukinsynu – zasyczał przez zęby Wiktor – jak się tu tak szybko znalazłeś?- powiedział, nim Jakubczyk stanął nad nim. Miał w ręku broń, jego służbowy pistolet.

- Jesteś naiwny, ty też – zwrócił się do Karola – po co się wtrącaliście w nasze sprawy?

- Jakie wasze sprawy – zapytał Karol, chcąc ściągnąć uwagę na siebie, bo widział, że Wiktor coś kombinuje.

- Chcesz być cwany – zaśmiał się Jakubczyk – najpierw muszę unieszkodliwić naszego dobrego glinę. Potem się wszystkiego dowiecie, bo szczerze jesteśmy pod wrażeniem.

Podszedł do Wiktora i kazał mu założyć ręce za siebie, cały czas trzymając go na muszce.
Kowalik wykonał polecenie, nie miał innego wyjścia, klnąc pod nosem. Tamten wyciągnął jego kajdanki i skuł go.

- Teraz nam wyjaśnisz o co tu chodzi? – Zapytał buńczuczno Karol.

- Tak ci się spieszy? – W głosie Jakubczyka ironia mieszała się z rozbawieniem – wiecie, że żywi nie wyjdziecie z ten piwnicy?

- Skurwiel! – krzyknął Wiktor.

- Oho! Dobry glina się zdenerwował – zwrócił się w stronę Kowalika. – nie ma co się denerwować.

Poszedł do Magdy, uniósł jej głowę, chyba zemdlała. Karol widział jego ręce, jak zaczęły krążyć w okolicy jej piersi, dotykał końcem palców jej brzucha, przesuwając je coraz niżej.

- Nie dotykaj jej bydlaku! – wychrypiał w bezradnej złości, cały kipiał wściekłością i tym, że nic nie może zrobić.

Tamten odwrócił się w jego stronę, to co ujrzał w jego oczach, na jego spoconej twarzy i w lubieżnym uśmiechu odebrało mu przez moment jasność myślenia, zalała go fala bólu i gniewu, że wszystko widział na czerwono.

- Jesteśmy zazdrośni? – lubieżny uśmiech nie schodził mu z twarzy. W jego ręku znów pojawił się służbowy pistolet Wiktora, którym zaczął zataczać kręgi na podbrzuszu Magdy.

Karol jęknął i zacisnął z całej siły szczęki, by nie krzyknąć, bo wiedział, że Jakubczyka to bawi.
Nagle ktoś zastukał nad ich głowami, tamten przestał się zabawiać i ruszył po drabinie na górę.

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz