sobota, 30 maja 2009

Opowiadanie cześć XV



W oczach Agnieszki odbijała się złość, zniecierpliwienie i…lęk, obaj patrzyli na nią ze zdziwieniem.

- Co cię tak wyprowadziło z równowagi? – Zapytał Jurek – sama mówiłaś, że pewne sprawy powinny być w końcu wyjaśnione, nie pamiętasz? Nawet się ze mną o to pokłóciłaś.

- Tak, pewne. Ale czy wszystko musi być wyciągane na światło dzienne?- Nie dawała za wygraną.

Karol spoglądał to na nią, to na Jurka, nie wiedząc co ma powiedzieć.

Doszli do domu, Aga od razu poszła do kuchni, mówiąc, że przygotuje coś do jedzenia i nastawi herbatę. Karol spoglądał pytająco na Jurka, bo czuł, że ten mu chce coś powiedzieć.
Jurek chwilę jeszcze myślał, może rozważał za i przeciw tego, co musiał Karolowi wyjaśnić, wreszcie zaczął:

- Widzisz powinienem chyba ci coś wyjaśnić, a to cholernie trudne, tyle że inaczej i tak się nie da, tylko trzeba wszystko od początku i całą prawdę. Nie myśl o nas źle – zaznaczył – ale pewnych rzeczy nie da się cofnąć…- przerwał i znów się zamyślił.- Jestem lekarzem i to mnie zobowiązuje podwójnie…- znów przerwał – Chyba jednak to tak łatwo nie pójdzie, wiesz trudno przyznać się do błędu, zaraz poszukam to brandy, może przy kieliszku będzie mi łatwiej.

Podszedł do barku i wyjął z niej butelkę i dwie szklaneczki. Szklaneczki do połowy napełnił złocistym trunkiem i od razu wypił połowę.

- O już mi lepiej, chyba mi tego było potrzeba.

Karol uśmiechnął się słabo i też łyknął brandy, przyjemniej rozgrzewała przełyk.

- Słuchaj, jak nie chcesz, może nie mówić, trochę się domyślam o co chodzi, choć nie jestem pewien. Czy chodzi o wasze dzieci?

Jurek wypił jednym haustem resztę brandy.

- Tak, cholera domyśliłeś się? Wiesz, ona i tak by ich nie mogła zatrzymać, przynajmniej Szymona, Janusz go nie chciał, wiedział, że jest nie jego, a ona nie chciała nikomu powiedzieć czyje, no a nasz biedny synek nie miał szans na przeżycie, umarł po dwóch godzinach po porodzie…co miałem zrobić? – znów nalał sobie brandy i wypił.

Karol patrzył na niego pytająco.

- Potem z Kasią, to był traf, wiesz razem rodziły…widać coś mamy spieprzone w genach, bo nasza córka urodziła się z bardzo dużą wadą serca i niedorozwojem płuc…- łzy spływały mu po policzkach – przekonałem Magdę, że lepiej by oboje jej dzieci wychowywały się razem w pełnej rodzinie, zwłaszcza że ona wtedy miała trudny okres, Janusz zaginął, a Paweł…no wiesz, nie poczuwał się do roli ojca. Właściwie nawet zapewniał mnie, że to nie on jest ojcem. Ale ty pewnie nawet nie wiesz kim jest Paweł?

- Podobno detektywem, tak? I twoim przyjacielem, jak zrozumiałem z opowieści Agnieszki.

- Paweł, to kuzyn Janusza, dalszy kuzyn, dokładnie nie wiem jakie jest to pokrewieństwo. Przyjechał tu coś wynająć na lato i niby poznał Janusza którego nie widział z dziesięć lat. Zamieszkał u nich i pomógł mi z Szymonem. Zaprzyjaźniłem się z nim, on jest w porządku, w ogóle jak był, to Magda trochę odżyła, Janusz przestał ją tak poniewierać, rozumiesz?

- Wiesz, zastanawiam się, jak skłoniłeś Magdę, by ci oddała dzieci.- Powiedział Karol, nagle usłyszał szloch z boku…w drzwiach stała Agnieszka.

- Już wiesz? – Powiedziała tłumiąc szloch – ale to są moje dzieci…to jej nie żyją! Nikt nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz!

- Aguś uspokój się – Jurek patrzył na nią z czułością – Karol nikomu nie powie…ale musimy mu to opowiedzieć, może wtedy pomożemy Magdzie, bo na policję nie ma co liczyć, pamiętasz jak szybko przestali szukać Janusza?

- Dobrze, masz rację, ktoś powinien o tym wiedzieć.- powiedziała – ja wiem że powinniśmy pomóc Magdzie. Wiesz jak bronię ją przed złymi językami w miasteczku?

- Wiem skarbie. Ja też jak mogę jej pomagam, ale teraz musimy się naprawdę sprężyć, bo to co się dziś wydarzyło, może zagrażać jej życiu, rozumiesz?

Karol słuchał ich i w pewnej chwili powiedział:

- No to rzeczywiście chyba powinniśmy zacząć wszystko od początku, co? Od dnia, gdy Magda tu przyjechała, gdy ten „brodacz’ tu przyjeżdżał, potem romans z Januszem…porody, a i ten nagły zgon jednego z jej letników, jeśli jest prawdziwy, bo Magda mi to opowiadała, a ona bardzo mijała się z prawdą.

Małżonkowie spojrzeli na siebie…za oknem budził się dzień. Odezwała się Agnieszka:

- Słuchaj, chyba teraz powinniśmy położyć się i trochę przespać, jutro, a właściwie dziś jest niedziela, będziemy mieli na to resztę dnia. Za jakieś dwie godziny pobudzą się dzieciaki i nie chcę by nas tu zastały zmęczonych i knujących, co?

- No, dobrze – zgodził się Karol, bo rzeczywiście dopiero teraz poczuł zmęczenie – no i może Magda odzyska przytomność.

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz