poniedziałek, 4 maja 2009

Archiwum o pośle Nitrasie 1- Chłopaki z SKL. Nitras pomawia a Rokita moralizuje - Bywa i tak!


Poseł Nitras dwa lata temu, aby poprzeć swojego partyjnego kolegę, pana Piotra Krzystka pomówił kandydatkę PiS, panią Teresę Lubińską o to, że jako minister finansów w rządzie PiS umorzyła długi prominentnemu działaczowi Samoobrony. Wszystko zostało już w sposób charakterystyczny dla naszych mediów i opinii publicznej zapomniane, przykryte stertami innych spraw innych, równie ciekawych i bulwersujących i byłaby jak to u nas mówią „z gęsi woda” gdyby nie sam Nitras, któremu zebrało się nagle na ekshibicjonizm i w wywiadzie udzielonym w Rzepie, pani Lichockiej powiedział tak:

„ gdy oskarżałem o to Lubińską, wiedziałem że to nie ona podejmowała decyzje i że potem będę musiał przepraszać. Ale efekt został osiągnięty – opowiada mi, a ja po raz pierwszy chyba słyszę tak szczere i tak cyniczne wyznanie działacza Platformy”

Tutaj jest ten słynny wywiad:

http://www.rp.pl/artykul/61991,199887_Delfin__na_dworze__Platformy.html

Teraz niestety zjeżdżamy na pobocze:

W tym wywiadzie wspomniano mimochodem o tym, że Nitras jako dwudziestokilkulatek został prezesem spółki „Kruszywa S.A.” Czytamy:

„Zatem Nitras mówi mi otwarcie, że jego pierwsza praca w biznesie była z czysto politycznego układu. Namówił go na nią Wiesław Walendziak – Chodziło o stanowisko prezesa koszalińskiej kopalni „Kruszywa SA” – opowiada Nitras. Był wtedy dyrektorem gabinetu wojewody koszalińskiego z AWS. W kamieniołomie po raz pierwszy na taką skalę pokazał swoją energię. – Wyprowadził ją na prostą i dobrze sprywatyzował – podkreśla Paweł Poncyljusz.

Nitras opowiada, że kopalnia była wówczas państwową firmą przynosząca straty i zarządzaną przez ludzi głęboko wrośniętych w PRL. Na kruszywie zarabiali pośrednicy, którzy kupowali po niskiej cenie surowiec z kopalni, a sami po kilkakrotnie wyższej sprzedawali na rynku. Do tego tajemnicą poliszynela było, że dosyć powszechnie kopalnię zwyczajnie okradano. Nitras w pierwszym tygodniu urzędowania wynajął firmę ochroniarską do pilnowania kopalni. Po tym pierwszym tygodniu zebrała się rada nadzorcza i go… odwołała. Wtedy jednak do ostatecznej dymisji potrzebna była decyzja ministra skarbu, a ten Nitrasa nie pozwolił usunąć. W ciągu roku wyciągnął przedsiębiorstwo na duży plus.

Po prywatyzacji kopalni Nitras jednak z firmy odszedł. Nowy inwestor, francuski koncern Lafarge, jak opowiada Nitras, nie dotrzymał dżentelmeńskiej umowy, jaką zawarł z młodym prezesem. Umowa przewidywała, że gdy urodzi się dziecko, którego spodziewała się jego żona, firma otworzy biuro w Szczecinie, żeby nie musiał pięciu dni w tygodniu spędzać poza domem. Kiedy jednak przyszło do spełnienia zobowiązania, Nitras usłyszał, że nie teraz, może za rok, bo w budżecie nie ma pieniędzy na otwarcie nowego biura. – Zirytowałem się – opowiada. – Umowa była ustna, ale takich umów też trzeba dotrzymywać! Uniosłem się honorem i zwolniłem z dnia na dzień ku rozpaczy żony”

Przepraszam, ale czy ktoś z PT czytelników zachował zdolność czytania ze zrozumieniem? Na wszelki wypadek przetłumaczę z polskiego na nasze!

Facet z politycznego nadania zostaje szefem państwowej spółki. Robi w niej porządek ( przynajmniej wedle jego słów ) – firma zaczyna zarabiać a wtedy pomaga opylić ją, czyli sprywatyzować. Opyla ją wraz z sobą jako Prezesem, a gdy nowy pracodawca nie chce spełnić jego specjalnych żądań – odchodzi.

Akurat tak się składa, że „Lafarge`a” znam z widzenia. Przy drodze do mojej firmy była przesypownia cementu „Kruszywa S.A.”

Gdy obok niej otworzyliśmy swój oddział, kupowaliśmy tam cement, bo wiadomo - wielkie remonty.

I nie było „zmiłuj” Trzeba było wystawać w kolejkach. W 21 wieku – drodzy Państwo!

Nastał „Lafarge” Najpierw zlikwidował sprzedaż detaliczną, potem hurtową. Przesypownia poszła na złom. Urządzenia pocięto i w firmie została waga samochodowa, stróże i dorodny wilczur biegający wzdłuż płotu.

Teraz, „nomen – omen” mieści się tam filia „Centrozłomu – któremu daj Boże zdrowie, bo dorodny wilczur jak biegał tak biega wzdłuż płotu i może nawet jest jeszcze bardziej dorodny niż kiedyś.

Tyle o „Lafarge” O losach kopalni kruszywa udanie sprywatyzowanej przez pana Nitrasa, też pewnie ktoś coś wie.

Przezabawny jest na stronie PO, opis kariery posła Nitrasa:

http://www.nitras.pl/kariera-zawodowa.html

Dla kogoś kto ma firmę, albo tak jak ja pracuje dla firmy na ostrym – konkurencyjnym rynku jest to tekst… no – napiszę, że od dzisiaj będzie to dla mnie tekst „kultowy”

Szczególnie polecam fragment:

Po odejściu z Lafarge`a pan poseł próbuje działalności biznesowej wykorzystując kontakty i wiedze nabytą u dotychczasowego, niewdzięcznego pracodawcy. No, ale właściciel czy tzw większy wspólnik nie daje rady - czytamy:

„ W pierwszej chwili myślałem, że wszystko skończone. Byłem przekonany, że nikt mi nie zaufa. Poczucie, że w branży ma się złą opinię to rzecz najgorsza jaka może przytrafić się w życiu zawodowym.

Trzeba jednak wierzyć w ludzi. Pomógł mi jeden z moich klientów – człowiek, od którego kupowałem kruszywa i który został oszukany na znaczną kwotę przez mojego szefa. Uznał jednak, że to nie moja wina. Zgodził się sprzedawać mi dalej, zabezpieczając się wekslem na moje mieszkanie i drastycznie skracając mi terminy płatności. Dzięki pożyczce mojego Taty i szwagra pojawiła się nadzieja. Nadzieja nie tylko na pracę, ale i na samodzielność. Udało się ją wykorzystać”

Niestety, ale muszę podzielić tekst. Jak na zwykły blog - tak czy tak nadużyłem Państwa cierpliwości. Wieczorem postaram się napisać i wkleić drugą część.

Zadam przy okazji kilka pytań i w zgodzie z tytułem będzie tam o Panu Rokicie – naszym czołowym moraliście. Szczerze przyznam, że chociaż wywiad z posłem Nitrasem czytałem w „Rzeczpospolitej” w oryginale ( ukłony dla Igora Janke ) to dopiero dzisiaj zauważyłem wątek związany z firmą „Lafarge” i nieco zboczyłem z głównego nurtu wywodu.

Wrócimy, wrócimy – panowie politycy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz