niedziela, 12 kwietnia 2009

Jacek - Dżony Mamarony i Armia Wałęsy

Mój kumpel – Dżony Mamarony, w związku z tym, że wielokrotnie starał się o wizę do USA, bardzo się zamerykanizował. Strach pomyśleć, co się z nim stanie, kiedy wreszcie go do tej jego Ameryki wpuszczą. Taki się zrobił nieprzejednany, że na wszystko ma gotową odpowiedź. Problemy dla niego nie istnieją.
Spotkałem go dzisiaj.

- Cześć

- Cześć, co u ciebie Dżony?

- Fajn, ogólnie fajn, tyle tylko że rękę złamałem.

- Rękę złamałeś? – dziwię się widząc, że wymachuje kończynami bardzo dziarsko.

- Przecież nie sobie, tylko takiemu jednemu Józikowi, poszło – rozumiesz – o tego Obamę. Mniejsza z tym. Powiedz Jacek, co te kurwy wyprawiają?

No i gadamy. O tym, o czym należy. O Tusku, Wałęsie, Ipeenie, Zyzaku oraz o wolności słowa. Mamarony jako człowiek oczytany zaraz mi po angielsku tamtejszą konstytucję cytuje. Tak gadamy, aż sobie przysiedliśmy na ławce. Nie, żeby jakaś tam awantura, ale fakt, że ludzie na drugą stronę ulicy przechodzą. Pewnie na wszelki wypadek.
W końcu Dżony sprzedał mi taki greps, że padłem.

- Wałęsa – mówi – powinien wreszcie okazać swą prawdziwą siłę!

- Co okazać? – zdziwiłem się, może nieco zbyt teatralnie, tak że Dżony się obraził i nawet próbował mnie kopnąć, a żeby się czegoś więcej dowiedzieć, musiałem go długo namawiać.

- Słuchaj Jacek! Zgodzisz się chyba z tym, że jak się walczy to trzeba użyć wszystkich dostępnych sił, co?

- No tak.

- Ty trochę kumasz z historii. Pamiętasz, że był kiedyś taki Jan Sobieski, który zanim został królem pełnił różne funkcje wojskowe, aż się dochrapał stanowiska hetmana?

- Jakże bym miał nie pamiętać?

- No, bo to się tyczy Wałęsy – akurat!

- Akurat Wałęsy? Bój się Boga, co ma Sobieski…

- Niby nic, ale słuchaj! Ten cały Sobieski brał kasę od Francuzów, także przy okazji elekcji – no i sprawa się rypła. Szlachty całe masy i zaraz się zaczęło, że zdrada jawna, że korupcja i w ogóle, dawajcie go tutaj to my mu zrobim dekapitacjonibus.

- I co to ma…

- Słuchaj, nie przerywaj! Marnie by było z Sobieskim, i Wiedeń by ci się teraz tylko z Kurnikiem albo Ałganowem kojarzył, ale…

- Ale?

- Ale była armia, a armia za Sobieskim stała murem, bo wielki to był wódz, a taki żołnierz jeden z drugim zawsze woli gonić niż być gonionym. Sute łupy brać i w zwycięskiej chwale brodzić! No i żołnierze go kochali, a siła to była znaczna i gdyby krzywda się wodzowi stała, mogłaby Warszawa krwią przecie spłynąć – a może nie tylko stolica.

- Ale co to ma do Wałęsy?

- Jak to? Przecież Wałęsa też ma armię, na czele której stał, dowodząc którą zwyciężał, a nawet zmienił losy całego Świata, czego nawet o Sobieskim nie można powiedzieć!

- No, przecież bronią go jak najęci! Wszystkie autorytety! Sam Premier a nawet jego były rywal…

- Weź przestań! To liżygarnki, papierowe towarzystwo, które wiatr może…

- Co ty Dżony? Już nic nie rozumiem – To jaką Wałęsa ma armię i kto ma go skutecznie bronić?

Mamarony wstał i dla dodania swoim słowom znaczenia, aż wzniósł ręce ku niebu, tak że wyglądał jak Skarga na obrazie Matejki.

- Jak to kto ma bronić?

- No kto?

- ROBOTNICY!
…….

Kiedy wróciłem do domu, Iwona oglądając moją kurtkę obiecała, że mnie zabije, ale gdy wyjaśniłem jej dlaczego z Dżonym kulaliśmy się ze śmiechu po miejskim trawniku, przecie złość jej przeszła.
Kurtka w pralce a ja sobie piszę.
Dopóki wolno pisać, co się chce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz