niedziela, 12 kwietnia 2009

W Gazie, bez oczu, pośród niewolników - blog wojenny

Mamy od kilku dni, czy się to komuś podoba, czy nie – wojenny blog Pana Barbura. Wojenny nie tylko dlatego, że opisuje dramatyczne wydarzenia w Gazie, ale także dlatego, że autor stosuje wojenne zasady.

W tekście autor uderza niczym Paramonow, młotkiem swego pióra, ale uderza krzywo, uderza raz słabo i chciałoby się napisać – anemicznie, by za chwilę walnąć z całych sił w kupkę puchu, w wyniku czego ląduje na gębie.

Pan Barbar zużywa się w stylu propagandy wojennej, ponieważ nie wiedzieć czemu zapomniał, że pisze, że rozmawia z ludźmi, którzy akurat i przynajmniej na razie nie mieszkają w strefie wojny. Do wielu z nas nie trafia argument, że „należy przetrzepać dzikusów” że jak już zginą kobiety i dzieci, to przecież ich ojciec i mąż został ostrzeżony telefonicznie, że ( to chyba na wszelki wypadek, jakby co ) bojownicy przebierają się za lekarzy i pielęgniarzy.

Może i się przebierają, może bandzior z Hamasu wykalkulował, że będzie bezpieczny za żywą tarczą swych czterech żon i jedenaściorga dzieci? Być może, ale ani ja tego nie wiem, ani Pan Barbur nie wie. A wierzyć? Wierzyć można we wszystko.

Od dawna wiadomo, że wojnę można przegrać także w głowach, tak jak to się zdarzyło Amerykanom w Wietnamie i obecnie nikt prowadząc działania wojenne nie może sobie pozwolić choćby na drobne propagandowe zawahanie.
Zresztą wcale nie narzekam na jednostronność autora. Normalne jest, że każdy jest po stronie swoich, ale gdy się chce by inni przyjęli nasz punkt widzenia, nie należy obijac ich młotkiem.

Ale nawet nie to świadczy o tym, nie to przede wszystkim, że jest to blog wojenny. Iście wojenną politykę prowadzi Autor pod swoimi postami. Miażdży oponentów agresją, odsyła do piekła kasując ich komentarze, a te oczywiście stają się w związku z tym coraz bardziej agresywne, co nakręca spiralę wzajemnych pretensji.

Część komentatorów zaczyna używać zupełnie nieuprawnionych porównań historycznych, ale tak naprawdę sam autor naprowadza ich na te ścieżki. Ludzie są przewrażliwieni na punkcie pogardy, bo pogarda to nie to samo, co twarda żołnierska gadka o konieczności.
Od pogardy blisko do „syndromu Zeusa” a tedy to już „hulaj dusza – piekła nie ma” a przecież jest. Pojawiają się notki o notkach, notki o komentarzach, i tak to idzie. Mam nadzieję, że wojna na papierze nie będzie trwała 60 lat.

Większość ludzi, wypowiadających się pod postami Pana Barbura, zna ten konflikt z telewizji. Na przykład ja, chcąc nie chcąc śledzę go od prawie 40 lat i od zawsze, że użyję kibicowskiego języka, byłem fanem Izraela. Najpierw dlatego, że komuszki popierały Arabów, że mały Dawid walczy z rozlazłymi Goliatami, potem także dlatego, że zauważyłem, iż część moich przodków nie miałaby zbyt łatwo gdyby stanęła przed jakąś dociekliwą komisją, potem dlatego, że widziałem skurwysynów którzy w samobójczym szale zabijali w zamachach setki cywilów w miastach gdzie żyją moi znajomi, także ci, poznani dzięki internetowi. Byłem, jestem i będę „fanem” Izraela, ale proszę Pana Barbura o odrobinę rozwagi, bo zbyt nachalna wojenna propaganda jest tutaj przeciwskuteczna.

14 maja 1948 roku Ben Gurion odczytał Manifest Niepodległości. Ale przecież znamy jakże skuteczne przecież, metody Irgunu i wiemy na skutek jakich wydarzeń spłonęła Synagoga w Derby. Niektórzy wiedzą nawet co wydarzyło się w Der Jassin. Ale wiemy też, dlaczego i w jak perfidny sposób kraje Arabskie wrzuciły początkowo setki tysięcy palestyńskich uchodźców, które w raz z upływem lat urosły do milionów – w otchłań beznadziejnej egzystencji, by raz na zawsze stali się zakładnikami ich wojennej historii. Także, a może przede wszystkim właśnie w Gazie. Tam, większość dopiero tam – stała się niewolnikami nienawiści.

Izrael walczy o swoje, Izrael ma dość sił i determinacji by rozgromić Hamas dziesięć razy, ale nie znaczy to wcale, że koniecznie muszę zacząć uważać Palestyńczyków za dzikusów łaknących krwi, za nic nie wartą mierzwę ludzką i cieszyć się z tego, że tak naprawdę nie mają żadnych militarnych argumentów. Takie stawianie sprawy jest zresztą podwójnie niezręczne, gdyż podważa sens używanej podczas tej interwencji siły.

Jeszcze raz, bo już prościej nie mogę. Oglądam TV, czytam gazety i tam widzę, czytam – jojczenie różnych mądrali – mimo drobnych zastrzeżeń cały jestem po stronie Izraela.
Wchodzę na blog Pana Barbura i jestem tylko wkurzony. Tracę wzrok i nie mogę dopatrzyć się samego siebie sprzed chwili, stąd tytuł zaczerpnięty z Eliota.

Bloga Pana Barbura:

http://prawdalezynawierzchu.nowy.salon24.pl/378370.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz