środa, 22 kwietnia 2009

Stłukłem ulubioną szklankę


Ech - Obywatele czytelnicy - Cóż to się wyprawia w tym naszym państwie?
Przed chwilą – na przykład - zbiłem swoją własną szklankę, w której od sześciu lat piłem herbatę.

Siedziałem sobie jak jakiś Arab przed komputerem i piłem herbatę z mojej ulubionej szklanki. Wypiłem i z chytrości zachciało mi się drugiej. Patrzę a tu biografia Lincolna z półki się wychyla i ma zamiar wypaść na podłogę. No to poprawiłem akurat tą ręką, w której trzymałem szklankę i szklanka hyc z koszyczka.
Po szklance! Ohydny, żółty koszyczek mi się został w garści. Na ten koszyczek to ja mówiłem „Kosma”
Posprzątałem szkła i teraz rozpaczam. Tyle lat sobie z niej piłem herbatę i nie dalej jak wczoraj – kto nie wierzy może spytać Iwony - bardzo się tą szklanką chełpiłem, że niby nie dla mnie te wasze majonezy, filiżaneczki, sruteczki. I nawet całkiem niepotrzebnie powiedziałem, że ta szklanka jest jakby z żelaza.

Wyrwałem się z tym żelazem! Już moja szklaneczka w koszu na śmieci przed domem a ja jak jakiś burżuj będę musiał pić herbatę z filiżanki.
Na dodatek wszyscy się z mojej straty cieszą, bo rzekomo to nie bardzo tak ze szklanki herbatę. No burżuje mi się w domu zalęgli!
Może i fakt, że jak goście i tak dalej. Filiżanki, dzbanuszki i diabli wiedzą, co jeszcze, a tu Jarecki ze szklanką w żółtym plastykowym koszyczku. Ech, co też się w tej Polsce wyprawia!
Same straty dokoła!

Mam sobie wybrać teraz filiżankę, bo każdy niby ma swoją. Dają mi taką – niby ładna – i ma takie małe uszko. Prawdę mówiąc, ta filiżanka, cała jest zbyt mała. Jeszcze mi wmawiają, że tyle samo w nią wejdzie herbaty co w moją byłą szklankę. Dobre sobie!

Same mają filiżany jak dzwony i wiedzą, że aby nadążyć cały czas musiałbym biegać z pokoju do kuchni z tym naparstkiem. Nie nadążę to kobiety całą esencję zużyją i będę musiał jakieś zlewki pić.
Iwona się zdenerwowała i mówi:
- To pij w kubku!

Na złość, faktycznie zrobiłem sobie herbatę w kubku. Na tym kubku, jak gdyby nigdy nic wymalował jakiś ancymon złotego kozła z broda, ale za to z ogonem ryby. Po angielsku podpisane, że to koziorożec. Z ogonem ryby?
Z picia herbaty żadnej przyjemności nie mam, bo koziorożca – kubkowy artysta – wymalował także w środku i jak piję to się gęba tego stwora na mnie patrzy.

Ktoś powie, że niby głupstwo, że są tacy, którzy… Fakt, znam jednego, co się chciał przed gośćmi popisać i cały komplet miśnieńskiej, rzekomo rodowej zastawy rozbił na miśnieńskie kawałeczki za jednym zamachem, przewróciwszy się na kłębku wełny, którym bawił się jego własny kotek.

Przewrócił się całkiem - jak to mówią - na mordę i jeszcze miał przy tym, takie osobliwe szczęście, że sobie nos gorącą kawą sparzył. Ale to oportunista i pozer. Wcale mi go nie szkoda!
Jak żałować człowieka, który sobie w salonie skrzyżowane szable powiesił a między nimi ryngraf z Matką Boską i damom opowiada, jak to jego dziadunio ułan szarżował.
Może i szarżował, ale przecież jak się przyjrzeć to szable są górnicze, co to wyższym szarżom wręczali w kopali dla wygłupu i parady, a te, że napiszę szczegółowo, akurat w czasach nieboszczyka Gierka.
Na jednej wygrawerowane 1977 a na drugiej 1979 rok.
Takich ludzi mi nie żal wcale i ich zastaw, ale mojej szklanki bardzo!

Kupić nową? Ale co to teraz za szklanki robią? Po prostu aż się takiej szklanki nie chce wziąć do ręki. Może ona chińska? Niby herbata też przeważnie z Chin pochodzi, ale czy Chińczycy piją herbatę w szklankach?

( Zdjęcie na blogu - Natalia Jarecka )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz