niedziela, 8 marca 2009

Dyskusje są dla twardych zawodników

Śmierć Gustawa Morcinka

W związku z tym, że nic mądrego nie przychodzi mi do głowy, przywołam z pamięci trzy krótkie i zupełnie prawdziwe historyjki, których łączy osoba głównego bohatera.

Jest to człowiek, który nigdy nie dawał w dyskusji za wygraną.

Człowiek, który potrafił godzinami wykłócać się o datę śmierci Gustawa Morcinka, choć ani jego ani jego oponenta pan Gustaw Morcinek zupełnie nie obchodził.

Nasz bohater upierał się przy dacie: 1957 i nawet podetknięta mu pod nos encyklopedia PWN gdzie jakiś dobrodziej napisał, że w 1963, zupełnie nie zbiła go z pantałyku.

- A gdzie errata to tej cegły? W tej encyklopedii są setki pomyłek! Wiem, bo mam taką w domu i miałem broszurkę z błędami a w niej wyraźnie pisało, że w 1957!

No i zrób takiemu dziecko, skoro podaje takie szczegóły, że chodził do szkoły im Morcinka i gdy pisarz umarł, w szkole była żałoba i odwołano zabawę.

Mówiąc o szkole silnie się wzrusza i nawet zaczyna śpiewać szkolny hymn, opowiadając jak trzymał wartę przed portretem patrona przewiązanym czarna wstęgą!

Już samo to wspomnienie jest grubym nadużyciem, bo facet urodził się w 1952 roku, o czym zarówno jego oponent jak i pozostali słuchacze doskonale wiedzą.

Ale nasz bohater nie uległ nawale argumentów i długo jeszcze wyśmiewał naszą niewiedzę i naiwne zaufanie do słowa pisanego.

Janek, podejmował też różne przypadkowe wyzwania.


Włos

Rozładowujemy kartony z bateriami. W związku z tym, że baterie są ciężkie, dyskusja kręci się wokół różnych przyjemności życia. Ktoś przytomnie zauważa, że w zasadzie człowiek dobrze wychowany nie powinien pić alkoholu przed siedemnastą. Powstaje dylemat czy picie w pracy jest objęte jakąś dyspensą.

Dopatrujemy się niekonsekwencji w obowiązującym wówczas zakazie sprzedawania alkoholu przed trzynastą.

Baks opowiada, że o szóstej rano zawsze widuje ludzi, którzy kupują w kiosku „Przemysłówkę” albo spirytus salicylowy i zaraz sobie to wypijają.

Wszyscy mówią, że „ble” a Jarecki posuwa się do sugestii, że jest to niemożliwe z powodu zbyt małej dziurki. Janek już śmieje się szyderczo i z wiele mówiącą miną mówi:

- Bo to trzeba potrafić a tak naprawdę to jest całkiem smaczne - I tak sobie i nam zadaje swą dojrzałą wiedzą szyku, że nie pozostaje mu nic innego jak udowodnić, że potrafi.

I faktycznie. Otwiera karton, wyjmuje z powodu swojej delikatności wodę kolońską „Brutal” i ku naszemu przerażeniu zaczyna pić ze znawstwem, robiąc przy tym fajne miny i przewracając gałkami ocznymi niby w jakim wodewilu przedwojennym.

Powiem tak. Dobrze, że okno było otwarte a Janek stał w jego pobliżu.

Kiedy przestał i już tylko nieco się dusił, wszyscy sądzili, że wreszcie przyzna, iż się mocno wygłupił. Płonne nadzieje!

Kiedy przestał się dusić i wymachiwać łapskami, jego zbielałe wargi wyrzekły takie słowa:

- Włos! Włos mi się jakoś dostał do gardła i się zakrztusiłem. Ale świństwo- dodał- i spojrzał krytycznie wprost na mnie- ponieważ akurat miałem najdłuższe włosy z obecnych.


Urodzony w radlinie

Rozmowa zeszła na wychowanie dzieci. Sami ojcowie a każdy mądrala. Janek wszystkich łaja podając na własnym przykładzie, jak twarda szkoła, jaką odebrał od życia w niemowlęctwie zahartowała go na całe życie, doprowadzając do uformowania tak pięknego i twardego osobnika jakim jest obecnie.

Wszyscy podziwiamy w nim tego wyjątkowego osobnika.

- Wy się porodziliście w szpitalach, a mnie matka urodziła na polu podczas wykopek na niemieckiej ziemi gdzie została wywieziona przez hitlerowców. Robiła u bauera bardzo okrutnego, prawdziwego hitlerowca. Do tego stopnia hitlerowca, że jak mnie urodziła to musiała jeszcze całą radlinę dozbierać i z powrotem, a ja leżałem w błocie i na deszczu, ale właśnie wtedy zahartowałem się na całe życie!

- Janek, co ty pieprzysz? – ktoś zgłasza uzasadnioną wątpliwość- przecież urodziłeś się w 52! Jacy hitlerowcy?

- Co ty myślisz, że nie wiem kiedy się urodziłem? W 52, owszem, ale moja matka to była prosta kobieta i nawet nie wiedziała, że wojna się skończyła.

I tak wybrnął, bo on zawsze z każdej dyskusji wychodził zwycięsko. Nigdy nie wywieszał białej flagi. Jak znam się na ludziach, to pewnie do dzisiaj nie porzucił swoich zasad i nigdy nie opuszcza żadnej okazji by pognębić niedowiarków i różnych mądrali, zwolenników encyklopedii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz