niedziela, 8 marca 2009

Techniki pisarskie

-Zaginął mój bohater. Wyobraża Pan to sobie?

-Kto?

-No mój bohater, bohater książki, którą piszę. Panie ja mam 250stron napisane a bohatera nie mam i w żaden sposób nie mogę go odnaleźć. Strasznego mam pecha do powieści! Pamięta pan mój debiut„Ugryzionego”?

-No, sukces był. Został pan okrzyknięty piewcą męskiej nadwrażliwości.

-To przecież miała być książka o współczesnym i zupełnie nowym herosie, a tu heros okazał się zwykłym mazgajem i maminsynkiem. Wkurzał mnie potwornie. Przymuł.
Zachodziłem go z każdej strony żeby pobudzić to jego bohaterstwo a on nic tylko całymi dniami leżał w betach i się mazał a mamunia przynosiła mu kakao. Tyle z niego wydusiłem, że jak się nie mazał to znowu wysiadywał godzinami w łazience i się mył, a co szczególnie okropne cały się szorował pumeksem.

-Ale krytycy…

-On sobie nogi i klatę golił. Wyobraża pan sobie Batmana, który goli sobie nogi? Koszmar pod każdym względem.

-Zaskoczył mnie pan! Tyle czytałem analiz na temat pańskiej…

-On nie był jeszcze najgorszy. Jan Maroko z „Horyzontu” był istnym wariatem, pozrywał
wątki, obraził drugoplanowych a narzeczoną podczas stosunków seksualnych posypywał tartą bułką i inaczej do niej nie powiedział jak,mój kotleciku.
Musiałem ją wyeksportować do Ghany, bo inaczej by ją łajdak zżarł.

-Jak tak słucham, co pan mówi, wydaje mi się, że obdarza pan swoich bohaterów przesadną autonomią.

- Nie rozumiem, co pan ma na myśli? Normalnie piszę książki, tylko się tak żalę trochę, bo mnie nie chcą postacie za bardzo słuchać. Ale tak zawsze było. Weźmy takiego Robinsona. Niby, po co na wyspie, hę?Genialny patent. Powieść po prostu sama się pisze.
Ale moi bohaterowie? Tamte książki to chociaż skończyłem a tę będę musiał całą pisać od nowa bo jak to tak wydać książkę całkiem bezsensu. Krytyka nie pochwali, bo za duża konkurencja na rynku. Albo niech Pan spojrzy od strony czytelnika. Zżył się pan przez te 250 stron z człowiekiem, a tu taki numer. Położył się spać i przyznaję że ja też,bo byłem cholernie zmęczony pisaniem a rano nie było ani jego ani córki sąsiada. Uciekli razem.

-Córki sąsiada?

-Taka ruda, trochę dupiata ale w typie bardziej „sex i dynamit” i ten mój taki niby poważny a nagle „cyk” i nie mam bohatera. Ruda to nic, takich jak ona jest wiele, ale Norbert był dla mnie jak syn a zdradził i mnie i powieść.

-Przepraszam, ale ja trochę się pogubiłem. To ktoś panu dopisał tą ucieczkę? Niech pan wykreśli do momentu jak Norbert kładł się spać i zacznie pisać dalej.

-Bez bohatera?

-Jak pan wykreśli ucieczkę to znajdzie go pan śpiącego w łóżku i może pan kontynuować fabułę.

-Teraz ja nie rozumiem pana. Czy pan wie jak się pisze powieść?

-Teoretycznie oczywiście. Wymyśla się fabułę i bohaterów a potem opisuje ich przygody, myśli, uczucia, no to, co jest w powieści, ja się nie znam

-Widzę, że pan się nie zna. Kto panu naopowiadał takich rzeczy?

-Ja tak sam z siebie myślę

- Piszę się tak: Najpierw to trzeba stworzyć kawałek świata, nie od razu całą kule ziemską, no chyba, że ma pan duży dom albo niekrępujące podwórko. Potem trzeba stworzyć ludzików, tchnąć w nich ducha a jak tak łażą bez celu dać wybranym bardziej skomplikowana psychikę i przysłowiowego kopa w dupę. Potem siadamy na krzesełku i spisujemy w kajeciku ich czyny a rozmowy nagrywamy i mamy dialogi. To jest powieść.

-?

-Nie wierzy pan? Weź pan na logikę. Im ludzi więcej na świecie tym mniejsze i bardziej kameralne powieści. Wielu współczesnym pisarzom wystarczy szuflada albo puste akwarium. Dawniejsi szli w step i tam tworzyli całe epopeje. Co pan stworzysz w trzech pokojach z kuchnią?

- Pierwszy raz coś takiego słyszę. Aby napisać powieść wystarczy wymyślić i napisać słowa, które ułożą się tak, że opiszą…

- No właśnie opiszą. Nie sugeruje pan chyba, że Dostojewski wszystko wymyślał? Musiał najpierw stworzyć świat, tchnąć ducha, ale w tamtych czasach pisarz brał bat i niechby taki Raskolnikow zamiast za siekierę złapał się za hodowlę drożdży? Gdyby spróbował to pan Fiodor by mu dał takie drożdże, że dupa sina.
A teraz? Uderz pan swojego bohatera to zaraz pójdzie do mediów na skargę.
Się łapie, co jest a to, że literatura się w szwach rozłazi to już nie moja osobista wina.
I powiem panu, że człowiek przez ten burdel z bohaterami, taki jakiś rozgoryczony chodzi, ale jak już się napisze coś do końca to i trzeba wydać, świat zwinąć i do piwnicy wynieść na wypadek ekranizacji, a samemu do kasy.

- Nadal nic nie rozumiem, ale coś panu podpowiem. Pluń pan na tego uciekiniera i wsadź pan do łóżka nowego. Obudzi się i może pan opisywać, co będzie dalej robił taki świeżo stworzony. Moim zdaniem będzie sukces. Może być nawet kobieta, będzie ciekawiej i jakoś tak nowocześniej.

- Czy ja wiem, może i spróbuję z ta kobietą. Ale jak i ta sobie pójdzie? Jest jeszcze bardzo niespokojna siostra tamtej rudej, co sobie poszła a ta przejawia znowuż takie jakieś skłonności. Wie pan, co mam na myśli?
Ale dzięki, idę stworzyć tą kobietę. Czołem i dzięki, pocieszył mnie pan.

-Czołem, ale…haloo…jak pan stwarza kobietę?

-No jak to jak? Zwyczajnie z męskiego żebra, jak zawsze.
Czyś pan do szkoły nie chodził?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz