niedziela, 8 marca 2009

Maj 1410

Idzie sobie przez łąkę agresywny krzyżak, a taki jest wkurzony, że aż się trzęsie. Gorąco jak cholera a przyłbica coś mu się obluzowała i opada. I za każdym razem tak nieprzyjemnie zabrzęczy. Łąka mu śmierdzi a takie małe żółte kwiatki, no doprawdy doprowadzają go do szału.

- Jeszcze- mówi na głos,- tych kwiatków tylko tu brakowało takich w ten i nazad owakich!

Patrzy a tu motyl bezpański sobie lata a nieco dalej zajączek nieprzyjemny słupka wykonuje i na krzyżaka spogląda.

- Zajączka nie dogonię, ale tego motyla załatwię- pomyślał i zaraz go chciał mieczem przepołowić, ale czy impet za wielki czy Słońce go oślepiło, że motyla nie drasnął a sam się wypierniczył.

Jakby ktoś szafkę z garnkami przewrócił.

Leży i leżąc tak się zamyślił, czemu on właściwie taki wkurzony? Odsunął przyłbice i na chmury patrzy.

Jedna chmura do barana podobna a druga jakby rycerz leżący.

- Coś za bardzo ta chmura do mnie podobna, tyle tylko, że na niebie leży a ja na ziemi – i już miał się wkurzyć na tę chmurę, ale sam się z tego swojego gniewu rozśmieszył.

Spojrzał w prawo i przez chwilę patrzył na majaczącą w oddali twierdzę.

- Gdybym miał konia byłbym na miejscu przed szesnastą, ale nie będę.

Na pocieszenie wyjął z puzderka zegarek i jeszcze raz dokładnie go obejrzał. Posłuchał jak tyka i pobimbał sobie tym zegarkiem przed nosem, ot tak z pustoty.

Nikt takiego w całym zakonie nie ma, chiński a jakby szwajcar. Niby podróbka, ale jaka świetna! Koperta bez dwóch zdań złota. Otto von Ryngraf swojego Wostoka może sobie wsadzić! – aż się roześmiał. Zegarek niewątpliwie wart był konia, tym bardziej, że koń też był podróbką.

- Swoją drogą ci Żmudzini to sprytny ludek. Ledwie w Malborku dobrą kolekcję kaset video zgromadziliśmy, a ci już DVD mają i to na baterie słoneczną, a my musimy dynamo ciągle kręcić. Co to cholera za oglądanie filmu jak się wkoło telewizora biega z jęzorem na wierzchu? – rozmyślał sobie agresywny krzyżak i wtedy sobie przypomniał, dlaczego był taki zły.

To przez tą technikę! Psie krwie polaczki poszli do przodu i żaden bez laptopa się z domu nie ruszy. Bitwa. Z bitwy lajfują i nas ośmieszają na blogach, a u nas wielkie mecyje. Mistrz ma dostęp do netu, ale innym broni pod pozorem ochrony moralności, a polaczki tacy owacy, każdy na swobodzie łazi.

Ale żeby taki Żmudzin pyszczył na rycerza i satelitę na dębie montował? I o wielorybach wykłady mi robił? Szydera!

Wstał, płaszcz otrzepał, zegarek schował i ruszył w kierunku twierdzy, aby zdążyć chociaż na kolację. Pocieszała go myśl, że już niedługo ruszą na tych dzikusów.

Aby lepiej mu się maszerowało włączył walkmana i akurat trafił na piosenkę pasującą do sytuacji: „to był maj, pachniała saska kępa, płaszcze krzyżackie na sznurze schły, i powiedział von Jungingen dzielny… itd.” – Ach ta Rodzia!

Przeszedł dobre pięćset metrów i się zatrzymał.

- O k…a, zapomniałem miecza! I się wrócił, znowu wkurzony jak nie wiem co, a zajączek obserwował go czujnie z bezpiecznej odległości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz