czwartek, 12 marca 2009

Ulica im. Chłodnego potwora

Ludzie to już naprawdę mają głupie zmartwienia.

W naszym mieście powstała zupełnie nowa ulica. Ludzie sobie wybudowali domy, zamieszkali w nich, małe dzieci zaczęły biegać po trawnikach, a świadkowie Jehowy, w najlepsze roznosili swoje gazetki, gdy nagle ktoś się zorientował, że ta nowa ulica nie powinna być już przedłużeniem ulicy Margarynowej, ponieważ jest właściwie zupełnie nową ulicą i z margaryną nie ma nic wspólnego.

Ludzie zrobili zebranie, bo chcieli wybrać taką nazwę dla ulicy, przy której mieszkali, żeby „czuć się u siebie” Ale to nie jest proste, wybrać nazwę dla ulicy, przy której się mieszka.
Ludzie zaczęli się namawiać, tworzyć różne koterie, grupy nacisku.

Na zebraniu byli prawie wszyscy mieszkańcy, a za stołem prezydialnym zasiadły władze gminy, w osobach burmistrza i jego chimerycznego zastępcy.

Władza poparła myśl, że nazwa ulicy powinna coś symbolizować, i razem z mieszkańcami odrzuciła precz, knowania mieszkańców Margarynowej, by nowej ulicy nadać nazwę „ Masłowej”, co miało niby podtrzymywać jakąś tradycję, ale nikt nie wiedział, jaką?

Ktoś krzyknął coś o cholesterolu i powiało grozą. Wówczas wstał jeden gość, z takich co zawsze wstają na zebraniach i mówią, i zaproponował, by ulica nazywała się „ Męczenników liberalizmu”

Potem miejscowy nauczyciel zaproponował, by patronem został „ Szary człowiek, ofiara przemian ustrojowych”

- Sam pan jesteś szary! – usłyszał pomysłodawca

Chimeryczny zastępca burmistrza zaproponował “Wincentego Witosa” ale został oskarżony o „peeselizm” a jego kompromisowa propozycja, by Witosa zamienić na Kadłubka, została wyśmiana jako przejaw nepotyzmu, ponieważ wszyscy wiedzieli, że teść pomysłodawcy ma na imię akurat Wincenty i prowadzi sieć warzywniaków, składającą się z dwóch warzywniaków.

- Podlizuch! Kapitalista! – krzyczano, i chimeryczny zastępca więcej się nie odezwał, ostentacyjnie śledząc do końca zebrania muchy uprawiające seks na suficie.

Młody wykształciuch wyskoczył z Gombrowiczem, a jeden taki ponury i głupkowaty inżynier zaproponował, by ulica nazywała się: „ Prosta” albo „ Mięsna”

Siedziałem na tym zebraniu, jak na „ tureckim kazaniu” bo sam mieszkam na “Długiej” i nie widzę w tym żadnego problemu. Może, gdybym mieszkał na “Krótkiej” albo “Poprzecznej”?

Sam nie wiem.

Zupełnie nie wiem też, po co polazłem na to zebranie, ale jak już tam byłem, to wyskoczyłem z takim głupim pomysłem, żeby mieszkańcy demokratycznie wybrali nazwę.

I tak się stało, bo kto nie ceni sobie demokracji?

Tyle, że jak zaczęli uzgadniać, dochodzić do kompromisów, konsensusów i wnosić poprawki do poprawek, w końcu po kilku godzinach wybrano nazwę, która nie zadowoliła nikogo, poza mną oczywiście, gdyż miałem dużo przy tym zabawy.

Nieco na siłę wybrano nazwę: „Głodnego Potwora” a po kolejnej burzy głosowań, zmieniono ją na : „ CHŁODNEGO POTWORA” I tak już zostało!

Trudno znaleźć człowieka mieszkającego przy tej ulicy i zadowolonego z tej nazwy. Mimo, ze cała dyskusja była protokołowana w przytomności wszystkich mieszkańców, zupełnie dojść nie można, jak to się stało.

Tylko Burmistrz rozmarzył się, że być może trafi dzięki tej nazwie do Teleexpresu.

Był wieczór, gdy pod remizą paliliśmy fajki, dyskutując nad procedurami, które doprowadziły do wybrania tak dziwnej nazwy.

Tylko pan Janek, znany społecznik i znawca, dowodził, że na tym właśnie polega demokracja.

-Wszyscy się wypowiedzieli, a nikt nie jest zadowolony z efektu! – grzmiał przed remizą, energicznie popluwając na chodnik drobinami tytoniu, ponieważ pan Janek, miał osobliwy zwyczaj odrywania filtrów od palonych papierosów.

- A co wy sobie myślicie? Niby jak konstruuje się budżet państwa? – zdążył zapytać retorycznie, i tak mocno zaciągnął się papierosem, że uległ samospaleniu.

Patrzyliśmy, jak wiatr rozwiewa kupkę popiołu, która przed chwilą była panem Jankiem, zwolennikiem demokracji.

Ktoś zaproponował, żeby chociaż rozciągnąć węże, bo przecież stoimy przed remizą, ale wszyscy wzruszyli ramionami, i rozeszli się po domach.

Ci z „ Chłodnego potwora” poszli przez łąkę na skróty, a ja poszedłem po słoik, by zebrać w niego, choć trochę pana Janka na pamiątkę, nim go wiatr całkiem rozwieje a deszcz rozpuści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz