niedziela, 8 marca 2009

Pokój z posłem

Taki jeden mój znajomy nagle i niespodziewanie zwierzył mi się, że ma kochankę i to, drodzy czytelnicy, jak się raczył wyrazić „nie skonsumowaną”

Słyszałem o małżeństwach nie skonsumowanych, ale o nie skonsumowanej kochance nigdy, i tłumacze mu, jak komu dobremu co z samej nazwy „kochanka” wynika, ale on się upiera, że wszystko było jak trzeba, esemesy, czułe i podniecające listy, kawiarnia, różne takie dotknięcia i pocałunki, że aż głupio mi to publicznie pisać, ale, mówi mój znajomy, do seksu zupełnie nie ma szczęścia.

Patrzę na niego, a on macha ręką, że nie o to chodzi i tłumaczy, wyliczając swoje dziwne przeszkody, a co wymieni jedną to jeden palec zgina.

Przykro patrzeć na to zginanie palców.

U mnie w domu, mówi, nie można, bo moja żona bardzo jest czujna i dociekliwa.

U niej, chociaż bezdzietna wdowa też nie, bo ona aż dwóch dziadziusiów w mieszkaniu hoduje. Jeden na wózku a drugi o dwóch laskach po mieszkaniu biega. Ten na wózku został jej się w spadku po mężu a ten drugi jej własny, rodzony.

Byłem, opowiada, żeby spróbować, ale tam hałas jak na zawodach żużlowych. Przesłodzone herbatki, herbatniki moczone w ulepku i jeszcze dzikie awantury, bo jeden dziadziuś jest komuch, a drugi wprost przeciwnie. Ten na wózku jest komuch i wydaje mu się, że jest partyzantem nieżyjącego Tito. Krótko mówiąc brak warunków i aseksualny koszmar.

Potem, mówi, umówiłem się z Bożenką w lesie, a żonie powiedziałem że na grzyby idę. Koszyk, kozik, nawet grzyby miałem od jednego alkoholika kupione. Pełna konspiracja.

Jestem w lesie, czekam na moją Bożenkę cały już bardzo podniecony i nastawiony romantycznie. Wreszcie słyszę, opowiada, takie „brum bzium” i z daleko widzę, że moja kochanka swym czerwonym „Tico” nadjeżdża szosą.

I wtedy zobaczyłem na brzegu rowu, rosnące niebieskie kwiatki. Pomyślałem, że zerwę dla niej bukiecik, bo mi się taki jakiś film przypomniał, ale jak się schyliłem by zerwać, nagle patrzę, że obok kwiatków ropucha i jakoś tak zadrżałem, że wpadłem do rowu melioracyjnego a wody tam z metr głęboka a na wodzie rzęsa.

Tak zgłupiałem, że zacząłem tonąć. Nałykałem się tego świństwa zielonego. Letnicy mnie ledwo wyratowali a o seksie już mowy być nie mogło. Tylko kataru dostałem.

No mógłbym wymieniać różne miejsca, takie jak biblioteka, cmentarz, zburzona na poły stodółka, i faktycznie wymienia te swoje niepowodzenia i te palce zgina jeden po drugim.

Pomyślałem ze strachem, że jak mu się palce u rąk skończą to zdejmie buty i zacznie zginać u nóg a tego nawet ja bym nie wytrzymał, choć znam gościa ze dwadzieścia lat.

Ale nie, na dziewiątym skończył, zrobił znaczącą pauzę dla większego efektu i mówi.

- Umówiłem się w końcu z Bożenką w Warszawie. Tutaj wszyscy mnie znają a w takiej Warszawie to ja znam tylko trzy osoby, nie licząc tych z telewizji, a nawet do tych trzech nie mam pewności czy choć ja te osoby znam czy one mnie też.

Dla zmyłki, bo koleżanki żony nie śpią, pojechałem pociągiem o moja Bożenka swoim „Tico” z tą myślą, że wrócimy razem. Hotel wynająłem przez Internet na całą dobę. Ja niby w delegacji, a Bożenka załatwiła opiekę dla dziadziusiów. Ciekawostka taka, że opiekunem został taki sam dziadziuś, dziadziuś zaprzyjaźniony.

Wszystko szło według planu. Spotkaliśmy się przed hotelem. Pocałowaliśmy się. Bożenka śliczności w takim płaszczyku a zaraz mi na ucho, czego to pod tym płaszczykiem nie ma. Już do windy. Już do pokoju.

Bardzo się rozumiesz po tych wszystkich przygodach spieszyłem aż tu nagle jakieś ciamkanie słyszę w kuchence sąsiadującej z sypialnią. Bożenka też słyszy.

Wstałem z Bożenki i zaglądam do kuchenki a tam na taborecie facet jakiś siedzi, chleb smaruje „kiełbasą słoikową” i je, a na dodatek popija herbatą ze szklanki.

Pełną gęba się do mnie uśmiecha i mówi, żebym się wcale nie krępował bo on sobie zje a potem pójdzie oglądać transmisję z sejmu.

No to ja do niego, żeby się natychmiast wynosił z mojego pokoju, bo pokój wynająłem nie po to żeby ciamkania słuchać czy sejm oglądać tylko żeby z Bożenką, no tak oględnie powiedziałem.

To on do mnie, żebym trzymał łapy, bo jest posłem na sejm chronionym immunitetem i że jego obecność jest w pełni uzasadniona i bezczelnie dodał, że my mu nie przeszkadzamy wcale a wcale.

I pyta, czy jak wynajmowałem pokój nie zwróciło mojej uwagi, że były zwykłe po 374 złotych i z literką „p” w czerwonym kółku po 221 złotych.

Trochę się zawstydziłem mojej chytrości, bo faktycznie wybrałem tańszy i dodaję, że sądziłem, iż literka „p” oznacza promocję.

To on się śmieje z mojej ciemnoty, bo okazuje się, że literka „p” oznacza, że jest to „pokój z posłem” I tłumaczy, że to z powodu remontu hotelu poselskiego i jednocześnie w ramach taniego państwa oraz zacieśniania stosunków z elektoratem.

Przecież, mówi, wystarczy mi kanapa do spania, a łóżko proszę bardzo, byle tylko nie hałasować, bo on musi dokładnie słuchać, co w tym sejmie się dzieje, bo prezes znowu może pytać co było, a w ogóle to jeśli chcemy to możemy z nim pooglądać.

I dalej ten mój znajomy wszystko mi ze szczegółami opowiada o tym pośle, że Bożenka się obraziła i pojechała a on jak ten dureń oglądał transmisję obrad sejmu i że poseł go w końcu wyrolował i on musiał spać na kanapie. I tak dalej, aż w końcu mu przerwałem bo popadł w nieznośne szczegóły opisując co jedli na śniadanie następnego dnia.

Pytam, co zamierza w kwestii Bożenki?

Wtedy się roześmiał i mówi tak:

-To była widzisz dziesiąta przeszkoda i chyba dam sobie spokój z tą Bożenką. Połaszczyłem się, że młodsza od tej mojej Kaśki, ale w sumie trzy miesiące to niewiele. Zresztą widzisz, ten poseł, bo ja też mu to wszystko opowiedziałem, nagadał mi, że to pewnie mój anioł stróż mnie chronił przed wiarołomstwem. Może tak a może nie, ale widzisz, koszty poniosłem, prawie się utopiłem, cały dzień oglądałem sejm i TVN24, nasz proboszcz…

I tak wymienia, a co wymieni jakąś stratę poniesioną w związku z tym swoim niedoszłym seksem to jeden palec zgina i taką robi taką jakąś minę nieprzyjemną.

Nie mogłem na to już dłużej patrzeć i wyszedłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz