niedziela, 8 marca 2009

Socjalizm

Dwadzieścia lat temu Jarecki pracował jako magazynier.

Firma jeden z magazynów miała na wsi, w przerobionej stodole. Składowano tam towar, który zajmował zbyt dużo miejsca.

Papier toaletowy w papierowych workach, watę w workach foliowych i czasem podpaski. Pół stodoły zajmowały znicze szklane w paczkach przewiązanych sznurkiem.

Znicze jako asortyment dzieliły się na trzy rodzaje w przeciwieństwie do papieru toaletowego, waty i podpasek, które były zawsze takie same. Znicze były różnorodne!

Z tych najmniejszych wyciągało się wkłady i można było elegancko pić wódkę z kolorowych literatek.

Panem na włościach był pan Józef. Przyjeżdżaliśmy razem z nim by pomóc przy rozładunku. Wielka ciężarówka wjeżdżała na podwórze i my rozładowywaliśmy tego smoka. Tak naprawdę to mówiło się: rozbijaliśmy. Rozbijaliśmy tego smoka.

W stodole piętrzyły się pod sufit skarby epoki późnego PRL-u, a my rozpijaliśmy kolejne flaszki dyskutując o literaturze, kobietach i świństwie komunizmu. Zawsze było wesoło i twórczo.

I zawsze powtarzała się taka scena. Niestety Chełmoński już nie żyje a tylko on miał takie oko do chłopskiego pejzażu.

Luty. Śnieg spływa i na dodatek mży. Przyjeżdżamy Żukiem i czekamy na naszego tira. Józio otwiera magazyn i zdejmuje z półki flaszkę. Pijemy i palimy Klubowe king size. Magazyn jest do tego stopnia pusty, że nie ma na czym usiąść.

Nadjeżdża dostawa i kierowca odpina plandekę. Stoję koło zabitej dechami studni i patrzę jak nadchodzą, jak nadbiegają. Widziałem to wiele razy ale zawsze ten widok ujmował mnie za serce.

Jeśli ktoś łaknie definicji socjalizmu to niech sobie nadal łaknie. Dla mnie to było właśnie to! Socjalizm.

Oto przez pola, grzęznąc po kostki w błocie nadlatuje chmara ludzi. Pod smutnym ołowianym niebem ciemne sylwetki na śniegu. Ludzie rozpoczęli pogoń za deficytowym dobrem. Każdy ściska w łapie forsę, a ci co chcą więcej, co nie zadowalają się byle czym, niosą za pazuchami, za paskami, flaszki.

Jak będzie papier, kupią papier. Jak wata, watę. Jak podpaski, niektórzy wezmą nawet i podpaski.

I nie ma tu żadnego oszustwa bo Józio nie bierze od nich grosza więcej, ale jak ktoś chce więcej niż worek, wiadoma sprawa, że flaszka musi być. Albo jak ktoś sobie zamówi z magazynu cos rarytaśnego jak na przykład karton kremu Nicea, no to wiadomo, ale wszystko bez prinuki, na luzie.

Już są. Awangarda podgląda pod plandekę i śmiechy milkną. Teraz to się nazywa ogólna konsternacja.

Jeden Pan, zziajany i ubłocony zwraca się wprost do Jareckiego, który nonszalancko tłucze obcasem skorupę lodu.

- Panie, do kurwy nędzy, na chuj komu w lutym znicze?

A Jarecki, przyszły bloger Salonu24 odpowiada z miłym uśmiechem:

- Socjalizm drogi panie, socjalizm!

Potem sobie rozmawiamy i gość częstuje mnie wiśniowym bimberkiem własnego wyrobu. Oparci o wilgotny mur delektujemy się osobliwym smakiem i palimy papierosy.

- Niech ich wreszcie trafi szlag! – mówi na odchodnym starszy pan w kufajce przepasanej skórzanym czarnym paskiem, unosząc ze sobą resztę osobliwego bimberku i pewnie jakieś ciepło i wesołość wewnętrzną bo jeszcze dwa razy zatrzymuje się, odwraca i macha mi ręką.

Zabieramy się za robotę, bo przed nami całe dwadzieścia ton. Trzy gatunki zniczy szklanych. Małe, średnie i duże.

3 komentarze:

  1. chełmoński chyba

    OdpowiedzUsuń
  2. ale tak poza tym to bardzo ładne. Św pamięci Wojciech J. Has powiedziałby że konstrukcja jest :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Jasne, że Chełmoński. To jakaś komputerowa poprawka chyba. Poprawiłem w biegu. Pozdro

    OdpowiedzUsuń