niedziela, 8 marca 2009

Pies Kotlet

Pies Kotlet poszedł do jednej takiej suki, wyżalić się na to swoje imię. Faktycznie, bo kto poważny daje psu takie imię: Kotlet?
Idzie nasz Kotlet skromnie po chodniku i nawet taki jeden Burek, który zupełnie się Panu Bogu nie udał, i jest do niczego podobny, ale nietego filozofa bynajmniej, wyszczekuje się z niego, że “he he, Kotlecik taki owaki”

Zagryzł zęby nasz bohater i warknął na kundlowatego Burka, który zaraz skrył się za beczką na deszczówkę, w której nie było nawet deszczówki, tylko coś czarnego sobie pływało.

Idzie nasz Kotlet i patrzy a tu nagle czerwony samochód jedzie.Dzielny pies oszczekał zaraz samochód i nawet próbował ugryźć tylną oponę, ale się zmitygował.

Wkurzały go samochody a szczególnie czerwone samochody. Ale najbardziej wkurzało go to jego imię. Ciągle sobie inne psy z Kotleta robiły jajca i żeby nie to, że był to silny i całkiem spory pies,pewnie by się załamał.

Idzie sobie nasz Kotlet a im bliżej ma do tej swojej Sonieczki, tym bardziej głowi się,
co robić jak już tam dojdzie. Znaczy się, czy najpierw terapia a amory później, czy może od razu brać się do rzeczy.
Doszedł, wczołgał się pod ogrodzeniem, rozgląda się a tu podwórko puste. Zaszczekał. Cisza.
Zaszczekał ponownie. U sąsiada rozszczekały się złe, ponure pinczery: Brutus i Cezar.
Na pniu czereśni list.

- Nie zapomniało o mnie moje kochanie- pomyślał Kotlet i wywąchał list.

- „ Mój Drogi Kotlecie! Pojechałam na zimowisko w jakieś góry. Nicsię nie martw. Pod porzeczkami zostawiłam ci zakopaną dobrą całkiem kość i he…he… kawałek kotleta. Sonia”

-Nawet ona nie może sobie odmówić żartu, zasmucił się Kotlet, ale kość wykopał. Kotleta nie było i Kotlet z kością w pysku pobiegł z powrotem do domu.

    • *

Na próżno łasił się i poszczekiwał znacząco. Nie zanosiło się by jego państwo zmienili mu imię na jakieś inne. Zrozumiał, że skoro raz został Kotletem, już do końca tym Kotletem zostanie. Tyle tylko, że w ramach protestu postanowił nie jeść więcej kotletów, ani mielonych, anis chabowych ani nawet tych z soi.

Pan mu podtyka pod nos kawałek kotleta, Kotlet łeb odwraca i się smuci.

Z miski ziemniaki wybiera a kotlet zostawia. Jak protestować to na całego!

I ludzie zaczynają się martwić o zdrowie Kotleta, że niby kotletami pogardza, że co to za pies co nie je kotletów. Kiedyś nie cierpiał suchej karmy, a teraz sucha karmę żre i miską wody popija, a w żołądku rośnie mu kula niestrawności, ale na kotlety nie spojrzy.
A dogadzają mu, żałują a nie wiedzą, nie domyślają się, dlaczego?
Chleb z białym serem je, suszoną śliwkę zjadł, kości obgryza aż mu się uszy trzęsą a kotleta nawet mielonego nie ruszy.

Na szczęście dla niego, ludzie są teraz przewrażliwieni i zamiast po prostu go skopać, zaprowadzili go do weterynarza, a weterynarz grubszy cwaniak, opukał go, zajrzał mu tu i tam, popatrzył w kartę szczepień i od razu zajarzył.

- Jak pan ma na Imię? – Andrzej! A co to ma do rzeczy?

- A psu pan dał Kotlet i pies ma traumatyczne przeżycia. Mi, patrz pan, dali Melchior i w Trzech Króli zawsze płaczę. Weźcie mu to imię zmieńcie to obje was całkiem z kotletów, zobaczcie jak macha ogonem z radości.

I tak się stało! Jak tylko Kotlet przestał być Kotletem i od razu porwał ze stołu w kuchni dwa schabowe.
I radość powróciła pod dach tego domu, odkąd po podwórku biega szalony z radości pies Beret.

Ludzie to już naprawdę bywają beznadziejni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz